2016.04.12

Najnowsze technologie w polskich banknotach

Dolar amerykański – jedna z „najtwardszych” i najpowszechniej używanych walut na świecie – jeszcze do niedawna miał jedne z najsłabszych zabezpieczeń przed fałszerzami. Najnowsze osiągnięcia technologiczne od lat są za to stosowane w polskich banknotach. Nie inaczej będzie w przypadku kolekcjonerskiego banknotu z okazji jubileuszu 1050-lecia Chrztu Polski wyemitowanego dziś przez NBP.

Papier to podstawa

W produkcji banknotów i zabezpieczaniu ich przed fałszerzami najważniejszy do niedawna był papier. Niestety, fałszerze dokonali tu znaczących postępów. Dolary od dziesięcioleci były drukowane na papierze składającym się z mieszaniny bawełny i lnu. Aż do lat 80. zeszłego wieku to wystarczało. Na papierze o wyjątkowym składzie drukowane są również franki szwajcarskie, ale tamtejszy bank centralny w ciągu stulecia modyfikował jej już osiem razy.

W „starych” dolarach jedynymi zabezpieczeniami były elementy powierzchni wydrukowane techniką stalorytniczą, pozwalającą wyczuć szorstkość opuszkami palców, oraz zabarwione kolorowo nitki rozsiane po powierzchni listka.

Choć receptura papieru była najpilniej strzeżoną tajemnicą drukarni Crane&Co, fałszerzom udało się uzyskać łudząco podobny skład. Dlatego w ciągu ostatnich dziesięcioleci także amerykańskie banknoty uzbrajane są w coraz to nowe zabezpieczenia.

Banknotowy wyścig zbrojeń

Najpierw były to mikrodruki oraz plastikowe nitki z oznaczeniem nominału umieszczone „wewnątrz” papieru, potem także elementy pokryte fluorescencyjną farbą oraz znaki wodne. W 2004 roku amerykański bank centralny Fed uznał, że to za mało i dokonał kompleksowej modernizacji banknotów o nominałach od 5 dolarów wzwyż. „Uzbroił” je między innymi w mikrodruki, elementy nanoszone zmieniającą kolor farbą i – podobnie jak to stosuje się w innych krajach – w okręgi tworzące „konstelację Oriona”, czyli rodzaj pieczątki mówiącej, że mamy do czynienia z banknotem właśnie.

Po co komu na banknotach gwiezdna konstelacja? Wraz z nastaniem XXI wieku techniki kopiowania i druku cyfrowego stały się na tyle zaawansowane, że pozwoliły podrabiać banknoty dzięki zastosowaniu obróbki komputerowej obrazu w programach graficznych. Wtedy właśnie 32 banki centralne, w tym NBP, założyły Central Bank Counterfeit Deterrence Group (CBCDG), instytucję powołaną do tego, żeby fałszerstwa utrudniać.

CBCDG doszedł do porozumienia z producentami zaawansowanego oprogramowania graficznego, którzy zainstalowali w swoich produktach blokady. Wykrywają one, że obróbce poddawany jest banknot i uniemożliwiają wykorzystanie programu dla niecnych celów. Banknot jest rozpoznawany dzięki takim właśnie elementom, jak „konstelacja Oriona” na dolarach czy euro. Międzynarodowa instytucja wspiera również opracowywanie nowych technologii utrudniających fałszowanie banknotów.

  • Im więcej zabezpieczeń, tym banknoty są droższe w produkcji. Te dwie kwestie każdy emitent pieniądza, czyli bank centralny, musi wyważyć. Dlatego w USA jedno- i dwudolarówki mają mało zabezpieczeń i są one dość staroświeckie, ale już 100-dolarówka ma trójwymiarową „okienkową” nitkę, pojawiającą się na zewnątrz papieru i znikającą w jego środku, oraz elementy wykonane drukiem recto-verso. Ta technika polega on na tym, że dopiero patrząc pod światło, widzimy pełny obraz, na który składają się elementy wydrukowe oddzielnie po obu stronach banknotu. W Polsce takie zabezpieczenie ma nawet zmodernizowana niedawno 10-złotowka.

Nowa waluta, nowe wyzwania

Jednym z największych wyzwań w historii produkcji banknotów było zastąpienie 11 narodowych walut przez euro, które weszło do obiegu w 2002 roku. Już 10 lat później Europejski Bank Centralny doszedł do wniosku, że banknoty trzeba zmodernizować, gdyż zabezpieczenia pierwszej serii są zbyt słabe. W 2013 roku do obiegu wszedł banknot o nominale 5 euro, potem dziesiątka, a w listopadzie zeszłego roku – 20 euro. Nowe euro mają podobny do polskich banknotów zestaw zabezpieczeń, ale dodatkowo elementy wrażliwe na działanie magnesu oraz widoczne w świetle podczerwonym.

Zabezpieczenia po polsku

NBP na banknotach kolekcjonerskich często testuje najnowocześniejsze zabezpieczenia, które wprowadza także w obiegowych emisjach. Są więc elementy wykonane farbą, która zmienia kolor w zależności od kąta padania światła lub patrzenia albo też opalizuje, elementy widoczne tylko w świetle ultrafioletowym, mikrodruki, druk w technice recto-verso, nitki „okienkowe”, których barwa zmienia się płynnie, a wzór wydaje się poruszać, a także hologramy.

Najwyższej klasy zabezpieczenia spośród polskich banknotów ma rzecz jasna ten o najwyższym nominale, czyli 200 zł. Żaden z polskich banknotów nie jest wprawdzie tak naszpikowany nowinkami jak szwajcarskie franki (50 CHF ma na stronie przedniej aż 14 rozmaitych pułapek na fałszerzy, a na odwrotnej trzy kolejne), niemniej 200 złotych nie ustępuje w niczym studolarówce, jest równie dobrze zabezpieczone jak 50 funtów, a zostawia w tyle 50 euro, które dopiero czeka modernizacja i zapewne nowe uzbrojenie.

Jacek Ramotowski

  • Wszystkie stosowane dotychczas zabezpieczenia (także te najnowsze, a więc m.in. grantową, okienkową nitkę zabezpieczającą, recto verso, elementy widoczne w świetle ultrafioletowym, wydrukowane farbą zmieniającą barwę pod światło, rastry wykonane w technice wklęsłodruku) będzie miał również wyemitowany 12 kwietnia z okazji 1050-lecia chrztu Polski kolekcjonerski banknot 20-złotowy. Znalazły się na nim wizerunki Mieszka I i jego żony Dobrawy. Planowane jest wyemitowanie nie więcej niż 35 tys. banknotów. „Normalnych” 20-złotówek na koniec ostatniego kwartału zeszłego roku było niemal 100 milionów, a trzeba dodać, że są one najmniej popularnymi banknotami. „Chrzest Polski” będzie więc kolekcjonerskim rarytasem.

Czytaj także:

NBP wyemituje banknot z okazji 1050-lecia chrztu Polski

Nowe 200 zł – o krok przed fałszerzami

loaderek.gifoverlay.png