2015.08.07

Muzyka to stan umysłu. Wywiad z Leszkiem Możdżerem

Pianista, kompozytor i aranżer, uważany za największe objawienie polskiego jazzu ostatniej dekady. Leszek Możdżer, odważny eksplorator i oryginalny twórca, wyróżniający się własnym językiem muzycznym i przekraczający granice własnych możliwości.

Leszek Możdżer

Współpracował Pan z wieloma artystami, reprezentującymi różne style muzyczne, np. Anna Maria Jopek, Tymon Tymański, Myslovitz, Kazik Staszewski, Lipali, Blenders, Grammatik, Tomasz Stańko, Behemot i wielu innych. Od delikatnego popu poprzez różne odmiany rocka, hip-hop, jazz po heavy metal. Który styl jest Panu najbliższy, a po jaki nigdy by Pan nie sięgnął?

Muzyka zawsze fascynowała mnie jako całościowy język. Każdy z muzycznych stylów wykształcił narzędzia, które mogłyby mi się przydać w przyszłości, dlatego chciałem to wszystko obejrzeć z bliska. Po latach uprawiania zawodu zorientowałem się, że tak naprawdę coś takiego jak styl nie istnieje. Ulegamy co prawda hipnozie jakoby style istniały, ale tak naprawdę muzyka w 90 proc. składa się z osobowości grającego, a w 10 proc. ze stylu, w jakim się wypowiada. Uprawianie stylów wiąże się z podświadomym przekonaniem, że na świecie jedne rzeczy są prawidłowe, a inne nie. Kiedy energia jakiegoś silnego umysłu wydrąży sobie w rzeczywistości materialnej koryto przepływu to wtedy inni automatycznie w nie wpadają ze swoją twórczością i stają się reprezentantami stylu mimo tego, że tak naprawdę woleliby wyrażać siebie, a nie styl.

Jeśli podział na style jest zbyt dużym uproszczeniem lub po prostu nie istnieje, to jak nazwać różnicę brzmień czy melodii, które może wychwycić nawet przeciętny słuchacz. Może to kwestia rozróżnienia np. na muzykę dobrą i złą, a może widziałby Pan jakieś inne?

Myślę, że bardziej trafny byłby podział muzyków na tych mniej i bardziej wrażliwych. Muzyka to synchronizacja wibracji na różnych poziomach umysłu. Od subtelnych wibracji intencji i wyobrażeń w umyśle muzyka poprzez delikatne, ledwo słyszalne wibracje potrącanych strun gitary aż po konkretne wibracje membran głośników niskotonowych wzbudzających podmuchy powietrza. Jeżeli wytnie się z tego całego spektrum wąski pasek percepcji, pasek o szerokości intelektualnej analizy dźwięków dobiegających ze sceny, to w tym przedziale rozumienia muzyki możemy mówić o stylach. Przypomina to jednak dyskusję o kolorze kurka w miejskiej sieci wodociągów. Jeżeli ktoś lubi odkręcać tylko niebieski kurek, żeby napić się wody, to traci w życiu sporo sposobności napicia się wody.

Muzycy związani ze sceną jazzową, ale też tzw. rozrywkową, np. rockową czy popową, chętnie występują z orkiestrą. Jak Pan sądzi – dlaczego? To kwestia prestiżu, nowych doświadczeń, nobilitacji muzyki rozrywkowej… Czym praca z orkiestrą jest dla Pana? Otwiera nowe przestrzenie, znaczenia, tworzy całość…

Widok dużej orkiestry symfonicznej zawsze wzbudza szacunek. Orkiestra symfoniczna jako aparat wykonawczy jest jednym z osiągnięć ludzkiej kultury i niesie ze sobą prestiż wszystkich dotychczas napisanych na orkiestrę kompozycji. Każdy chętnie podłączy się do tego pola energii, bo pole to zostało zasilone przez najwybitniejsze ludzkie umysły. Umysły kompozytorów, dyrygentów, solistów, muzyków orkiestrowych, a także ludzi, których stać było na finansowanie tego typu instytucji. Orkiestra symfoniczna to świadectwo tego, że rasa ludzka potrafi pracować w grupie, odsunąć na bok swoje Ego po to, żeby razem wytworzyć jakieś abstrakcyjne piękno. Orkiestra reprezentuje majestat, który jest atrakcyjny dla każdego artysty. Jednak granie z orkiestrą jest dla mnie niezwykle trudne i wiąże się z olbrzymim skupieniem. Koncerty z orkiestrą okupiam dużym ładunkiem tremy i muszę potem długo odpoczywać. Jednak potrzebuję tego, żeby po raz kolejny się sprawdzić.

Jest Pan jednym z nielicznych muzyków, którego jednocześnie uwielbia publiczność, chwali krytyka i cenią koledzy z branży. Czy uważa się Pan za szczęśliwego, spełnionego artystę, czy widzi to nieco inaczej?

Muzyka jest większa ode mnie. Został mi dany zaszczyt przepuszczania przez swoje ciało strumienia energii, który ukrywa się pod postacią muzyki. Jestem na służbie. Przepuszczanie muzyki przez ciało i umysł powoduje u mnie harmonizowanie się energii życiowej oraz uczestniczenie w wyższych stanach świadomości. Po powrocie do świata materialnego uczestniczę w teatrzyku pochlebstw, obelg, komentarzy i uwag, bo ciągle mam aktywne te warstwy świadomości, które domagają się potwierdzenia mojego istnienia. Potrzeba nazywania, kategoryzowania, porównywania się, wartościowania jest grą Ego, które chce się przyozdobić w sukces i uszczknąć choć trochę z historycznego przepychu Muzyki dla siebie. Zdążyłem się jednak przekonać, że życie momentalnie koryguje zarówno moją postawę arogancji, jak i zbytniego wstydu, więc nie przywiązuję się ani do poczucia sukcesu, ani do poczucia porażki. Wiem, że na świecie są muzycy lepsi i gorsi ode mnie, więc nie ma sensu się tym wszystkim szprycować i bujać się jak wahadło pomiędzy upojeniem i upokorzeniem. Po prostu gram i tyle.

Jak Pan ocenia tegoroczną edycję Jazzu nad Odrą (Leszek Możdżer od tego roku jest dyrektorem artstycznym imprezy - przyp. red.)? Przed festiwalem mówił Pan, że to jak potoczą się koncerty, zależy oczywiście od dyspozycyjności artysty, ale też od tego czegoś, nieuchwytnego i magicznego. Udało się?

Jestem przeszczęśliwy, festiwal przeszedł moje oczekiwania, atmosfera była fantastyczna, po raz pierwszy miałem okazję wysłuchać aż tyle muzyki w tak krótkim czasie! Miałem też szansę pobyć trochę z Lee Konitzem, bo siedzieliśmy razem w komisji konkursowej. Mnóstwo się od niego nauczyłem. Podczas festiwalu dowiedziałem się jednej, podstawowej rzeczy – muzyka to wcale nie są dźwięki. Dźwięki nie mają znaczenia. To znaczy mają znaczenie, ale to tylko parawan, za którym ukrywa się piękno ludzkiej duszy.

Otrzymuje Pan bardzo wiele propozycji współpracy w różnych projektach, przedsięwzięciach. Wybiera Pan tylko te, których się nie odrzuca?

Nie odrzucam takich propozycji, dzięki którym mogę się czegoś nowego nauczyć.

Który ze swoich projektów, płyt lubi Pan najbardziej? Do nich wraca lub wspomina…

Każde moje nagranie ma lepsze i gorsze momenty. Słucham swoich nagrań po to, żeby dowiedzieć się czegoś o sobie samym oraz uzmysłowić sobie, że niektóre pomysły udało mi się zmaterializować. Ostatnio jednak coraz więcej słucham innych artystów. Cały czas staram się kierować uważność do wewnątrz i im bardziej zagłębiam się we własny umysł, tym mniej potrzebuję potwierdzeń na swój własny temat.

Co jest muzycznym marzeniem Leszka Możdżera?

Zamiast o marzeniach wolę mówić o celach. W tej chwili pracuję nad uruchomieniem lewej ręki oraz uzyskaniem większej precyzji w utrzymaniu równego tempa podczas improwizacji. Staram się też uruchomić wyobraźnię, aby wytworzyć wewnętrzne przeczucie muzyki, która nie przypominałaby nic co do tej pory słyszałem.

Rozmawiała Magdalena Kopcińska
PKO Bank Polski

  • LESZEK MOŻDŻER

    Wybitny pianista i kompozytor. W polskim jazzie dokonał mentalnej i stylistycznej rewolucji, jaka nie stała się wcześniej udziałem żadnego innego jazzmana. Trudne jazzowe frazy, skomplikowane improwizacje, melodykę standardów i subtelność kompozycji ubrał w ramy specyficznego jazzu, który stał się tętniącym ekspresją „jazzem Leszka Możdżera”. Należy do najciekawszych zjawisk polskiego jazzu ostatnich dekad. Początkowo związany z „yassową” formacją Miłość, potem pojawiał się w wielu konfiguracjach m.in. w zespołach Zbigniewa Namysłowskiego, Tomasza Stańko, Buddy’ego de Franco, Archiego Sheppa i wielu innych. Dyskografia pianisty obejmuje ponad sto albumów. Nagrywał i koncertował m.in. z Davidem Gilmourem, Naną Vasconcelos, Marcusem Millerem, Johnem Scofieldem, Joe Lovano, Tan Dunem, Patem Methenym czy Adamem Makowiczem. Album „Impressions on Chopin” wszedł już na stałe do swoistego kanonu nagrań inspirowanych twórczością genialnego polskiego kompozytora. Leszek Możdżer współpracował także z Janem A.P. Kaczmarkiem (nagrania do nagrodzonej Oscarem ścieżki dźwiękowej do filmu „Finding Neverland”). Projekty solowe („Piano”, „Komeda”) oraz w autorskim trio z Larsem Danielssonem i Zoharem Fresco („The Time”, „Between us and the light”, „Polska”) osiągnęły statusy Diamentowych i Podwójnie Platynowych Płyt. Jest również autorem muzyki do przedstawień teatralnych i filmów.

Czytaj także:

Zawładnąć wyobraźnią młodych...

Zdemaskować chochoła

loaderek.gifoverlay.png