2015.12.24

Przyszedł czas na nową mnie

– Najbardziej lubię grać postacie, które są zupełnie inne niż ja. Im większy jest ten dystans, tym ciekawsze wyzwanie – mówi Joanna Trzepiecińska, aktorka teatralna i filmowa oraz wokalistka.

Joanna Trzepiecińska
Fot. Krzysztof Opaliński

Debiutowała Pani na scenie warszawskiego Teatru Polskiego w spektaklu „Bezimienne dzieło”. Po wielu latach wróciła Pani na deski tego teatru i obecnie jest Pani w obsadzie wielu przedstawień, m.in. „Wesela” Wyspiańskiego. Czy można powiedzieć, że Pani kariera teatralna zatoczyła koło?

„Bezimienne dzieło” było przedstawieniem dyplomowym. Kiedy kończyłam szkołę teatralną, zdarzało się, że wyróżniające się spektakle dyplomowe były wystawiane dla publiczności. Graliśmy na nieistniejącej już dziś scenie kameralnej Teatru Polskiego. Ale najważniejsza była dla mnie wówczas propozycja angażu, którą na ostatnim roku studiów otrzymałam od ówczesnego dyrektora tej sceny – Kazimierza Dejmka. W tym czasie jednak postawiłam na Teatr Studio i pracę z Jerzym Grzegorzewskim.

Jaki dziś jest teatr, w którym Pani pracuje? Na czym polega jego ponadczasowość?

Teatr Polski ma swoją magię, którą tworzy niezwykły zespół. I nie chodzi tu wyłącznie o artystów, ale także o osoby pracujące na tzw. zapleczu: charakteryzatorzy, modelarze, krawcowe, szewcy, specjaliści od kostiumów… Wielu z nich jest związanych z tym miejscem od kilkudziesięciu lat. W Teatrze Polskim pielęgnuje się tradycję, a jego artystyczny wymiar zależy przede wszystkim od dyrektora. Andrzej Seweryn tworzy teatr, który ma nauczać, dyskutować z tym, co się dzieje dookoła. Uważam, że jest to dobry moment dla tego teatru. I jestem szczęśliwa, że należę do zespołu.

Jaki repertuar jest Pani bliższy – dramatyczny czy komediowy?

Najbardziej lubię grać postacie, które są bardzo odległe od tego, kim jestem. Im większy jest ten dystans, tym ciekawsze wyzwanie. Wtedy muszę stworzyć rolę od początku, wyjść poza siebie. To dla mnie niezwykle cenne doświadczenie aktorskie. Niezależnie więc od tego, czy jest to repertuar dramatyczny czy komediowy, lubię mieć do postaci odpowiedni dystans. Wówczas daję z siebie najwięcej.

A co Pani ceni bardziej – pracę na planie filmowym czy na scenie teatralnej?

W filmie można wzbogacić postać o jakąś własną cechę, w teatrze to się nie udaje. W filmie sprawdzają się amatorzy, a w teatrze ważny jest warsztat. Teatr to najlepszy trening umiejętności aktorskich, pozwala kompleksowo zająć się rolą. I dla mnie ta praca jest najciekawsza.

Na facebookowym profilu zamieściła Pani zdjęcie z Robertem De Niro. Co to było za spotkanie?

Robert De Niro przyjechał do Polski pod koniec lat osiemdziesiątych. Jego wizyta była związana z pomysłem realizacji filmu o Lechu Wałęsie, którego miał zagrać. Przyjazd tej klasy aktora był ogromnym wydarzeniem, a dla mnie, osobiste z nim spotkanie – wielkim wyróżnieniem.

Od lat bawiła Pani widzów rolą Alutki w popularnym serialu „Rodzina zastępcza”. Jak Pani wspomina pracę przy tej produkcji?

W serialu grałam 10 lat. Lubiłam tę produkcję z kilku powodów: doskonały scenariusz, świetni filmowcy i znakomita ekipa aktorska. To był kawał dobrej roboty. Alutkę darzę szczególnym sentymentem, także dlatego, że kiedy obsadzano mnie w tej roli, nikt nie postrzegał mnie jako aktorki komediowej. Co więcej, ja sama siebie tak nie postrzegałam!

Odnajduje się Pani również w repertuarze dziecięcym, np. w musicalowej roli Śnieżki czy dubbingując wiele hitów kinowych dla najmłodszych. Za rolę Dory w „Gdzie jest Nemo?” otrzymała Pani nagrodę The Walt Disney Company. Jaką publicznością są dzieci?

Trzeba przyznać, że jest to widz wymagający. Na przedstawieniach dla dzieci jest spontanicznie – zawsze wychwycą moment, gdy się „przynudza” i na pewno dadzą to aktorom do zrozumienia. To często bywa zabawne, ale mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach coraz trudniej gra się dla dzieci. Współczesny młody widz ma kłopot z odróżnianiem kina od teatru. Przekonałam się o tym osobiście, grając w „Królowej Śniegu”, gdy podczas spektaklu musiałam zareagować na zachowanie publiczności.

Ciekawe, jaka to była sytuacja?

W pewnym momencie zauważyłam, że dziewczynka z pierwszego rzędu postanowiła poczęstować cały rząd cukierkami. Stanęłam wtedy, jak najbliżej niej i bez słowa, przez dłuższą chwilę, wpatrywałam się w nią. Byłam Królową Śniegu, więc mogłam wpasować się w konwencję i „zmrozić ją spojrzeniem”. Na szczęście dziewczynka zorientowała się, że coś jest nie tak, i usiadła.

Nie wszyscy wiedzą, że jest Pani również wokalistką. Występuje Pani w Teatrze Polskim w spektaklu „Cygan w Polskim. Życie jest piosenką” i na koncertach z własnym recitalem „Żarcik a propos”. Lubi Pani siebie w roli wokalistki?

Muzyka to mój żywioł. Uczyłam się jej od piątego roku życia. Udział w projektach muzycznych sprawia mi dużą frajdę. „Żarcik à propos” stworzyłam wspólnie ze znakomitymi muzykami jazzowymi.

Czy planuje Pani nowe muzyczne projekty?

Tak, ale na razie za dużo zdradzić nie mogę. Powiem tylko, że będzie to spektakl o miłości.

Przygotowując spektakl muzyczny, myśli Pani bardziej o muzyce czy o tekście?

Piosenka to tekst i muzyka. Wybierając jakąś dla siebie, zawsze zaczynam od tekstu. To jest aktorskie myślenie o utworze scenicznym.

Jest Pani kobietą wszechstronną. Potrafi Pani zająć się niemal wszystkim, łącznie z typowo męskimi sprawami technicznymi. Jest Pani matką dwóch synów. Czy ma Pani receptę na godzenie tych wszystkich ról?

Nie mam takiej recepty. Rola matki przy nienormowanym czasie pracy jest trudna. Staram się po prostu nie załatwiać wszystkiego za swoje dzieci i mam nadzieję, że to przyniesie efekty w przyszłości. A co do prac domowych to rzeczywiście wiele usterek naprawiam sama.

Czy ma Pani swoje złote zasady odnoszące się do finansów, np. jak zarządzać budżetem?

Jak większość artystów mam nieregularne dochody. Pilnowanie budżetu wymaga ode mnie dużej dyscypliny. Za najlepszą formę lokowania nadwyżek kapitału uważam lokatę w nieruchomości.

Czy swoich synów uczy Pani oszczędzania?

Staram się. Byłam wychowana w kulcie oszczędzania – w szkole mieliśmy SKO. Uważam, że to bardzo dobry program – uczy myślenia o wydatkach. Mój starszy syn ma kartę płatniczą. Umówiliśmy się, że raz w tygodniu będę mu ją zasilać pewną kwotą. Mam nadzieję, że to go nauczy gospodarowania pieniędzmi.

Czego życzyć Pani w nowym roku?

Realizacji dwóch niezwykle ciekawych propozycji zawodowych: kinowej i teatralnej. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, niebawem widzowie będą mogli mnie zobaczyć w rolach całkowicie odmiennych od tych, które dotychczas grałam. Myślę, że teraz przyszedł czas na nową mnie.

Rozmawiała Anna Nawrocka

Czytaj także:

„Życie jest piosenką”. Cygan w Polskim sponsorowanym przez PKO Bank Polski

Zdemaskować chochoła

loaderek.gifoverlay.png