2014.01.30

O strategiach planowania

O planowaniu napisano tysiące książek i artykułów. Wiadomo też, że najwięcej planujemy na Sylwestra, że tylko 1% Polaków planuje swoje finanse domowe w perspektywie co najmniej roku1, a plany rzadko kiedy udaje nam się w pełni realizować. Czyżbyśmy nie umieli planować, czy nie stosujemy właściwej metody?

O strategiach planowania - felieton Wojciecha Głąbińskiego

Skuteczna strategia, taka, która zawsze się sprawdza, jest kwestią bardzo indywidualną. To, co działa dla mnie, niekoniecznie będzie działać dla kogoś innego. Z tego względu napiszę teraz o strategii, która jest skuteczna w moim przypadku. Działa zawsze, choć pod jednym warunkiem: jeśli w ogóle ją zastosuję. Brzmi trywialnie, ale kryje się za tym spostrzeżenie dotyczące ludzkiej natury. Otóż nie zawsze stosujemy metody, które się sprawdziły, do których mamy przekonanie. Powodów pewnie jest multum. Albo brakuje nam motywacji, albo niewłaściwie postawiliśmy sobie cel do realizacji, albo jesteśmy przekonani, że zaplanowane zadanie przerasta nasze siły i nie warto w ogóle do niego podchodzić.

  • Na czym polega moja strategia? W największym skrócie, metoda nie wyróżnia się niczym szczególnym, bowiem konkretne zadanie do wykonania dokładnie rozplanowuję na mniejsze elementy i przypisuję im konkretne daty, w których projekt ma zostać zrealizowany.

Tak, jak wspominałem wcześniej, każdorazowo strategia ta kończy się powodzeniem. Tajemnica sukcesu, przynajmniej takie odnoszę wrażenie, kryje się w sposobie, w jaki traktuję proces planowania. Gotowe, spisane plany to dla mnie rodzaj wewnętrznego zobowiązania, ale też plan narzucony niejako z zewnątrz. Choć brzmi to nieco nielogicznie, dla mnie ma to praktyczne znaczenie. Można to nazwać zakładem z samym sobą, rodzajem umowy, ale też zewnętrznym punktem odniesienia. Gdy tylko zerknę na plan przypięty na ścianie do tablicy korkowej, przypominam sobie, że dziś mam konkretne zadanie do wykonania. Mały fragment większej całości, który właśnie dziś, nie jutro, musi zostać napisany, opracowany, zamknięty. Bez żadnych dyskusji.

Jak widać, mój plan musi spełniać niewiele warunków. Wystarczy, że podejmuję się projektu, który jest w zasięgu moich możliwości, poszczególnym etapom mogę przyporządkować konkretny dzień lub tydzień, a spisany na kartce plan umieszczam na widocznym miejscu, jako codzienny punkt odniesienia.

Istnieje teoria, że nasza motywacja działa najlepiej, gdy w bliższej lub dalszej perspektywie czeka na nas jakaś nagroda2. Kluczowym słowem jest tu "jakaś", bo okazuje się, że nieważne są jej cechy, ważne, by w ogóle była.

  • Dlatego każdy plan musi uwzględniać to, czym chcielibyśmy się nagrodzić po zakończeniu projektu.

Możemy sobie kupić mały prezent, wybrać się z najbliższymi do restauracji, ale możemy też spodziewać się nagrody zewnętrznej w postaci uznania, aprobaty czy pochwały ze strony bliskiej osoby, pracodawcy lub zleceniodawcy.

Jednak warto tu stosować mały trik, który polega na odhaczaniu każdego etapu zrealizowanego projektu3. Małe okienko obok planu na cały dzień, które czeka na zakreślenie, skreślenie czy odhaczenie, według indywidualnych preferencji. W takiej sytuacji umysł czeka cały dzień na tę małą nagrodę, jaką jest postawienia parafki czy tzw. ptaszka przy zrealizowanym zadaniu. Tak mało, i tak dużo zarazem.

Czasami potrzebujemy naprawdę niewiele, by przy pewnej dozie regularności ukończyć naprawdę wielkie projekty. Ja osobiście tym sposobem napisałem w 15 dni ponad 150-stronicowy poradnik zatytułowany "Ekonomia przetrwania", zgodnie z ambitnym planem kończenia dwóch rozdziałów dziennie4. Początkowo zadanie wydawało się niebywale trudne do realizacji, choć w moim zasięgu, jednak codzienne odhaczanie faz ukończenia kolejnych rozdziałów weszło mi tak mocno w nawyk, że nie dość, że sam proces pisania był przyjemną, intelektualną przygodą, to w żadnym momencie nie zastawiałem się, czy podołam temu zadaniu. Można powiedzieć, że pisałem na tzw. autopilocie, skupiając się wyłącznie na samym pisaniu, a plan spełniał jedynie funkcję zewnętrznego punktu odniesienia.

Planowanie jest nieodzowne przy realizacji większych celów, to nie podlega dyskusji. Dyskusyjna i otwarta zostaje kwestia wyboru konkretnej metody. Mam nadzieję, że wspomniane tu wskazówki okażę się przydatne. Jednak bez względu na wybraną strategię, jedno wydaje się być pewne: plany spisane na kartce mają zdecydowaną przewagę nad planami układanymi tylko w głowie.

Zasada ta sprawdza się także w dziedzinach związanych z szeroko pojętymi finansami, czyli przy oszczędzaniu, inwestowaniu i wydawaniu. Największe pole do popisu mamy w finansach domowych: przy planowaniu większych zakupów, oszczędzaniu większej kwoty czy wdrażaniu oszczędności w bieżących wydatkach. Bez sensownego, spisanego planu nasze szanse na zrealizowanie konkretnego celu są po prostu dużo mniejsze, o czym warto pamiętać zwłaszcza w styczniu każdego roku, gdy każdy plan czy marzenie wydaje się być tak łatwe do zrealizowania.

Wojciech Głąbiński

  • Wojciech GłąbińskiWojciech Głąbiński

    Niezależny autor specjalizujący się w edukacji finansowej. Ponadto pisze o najnowszych odkryciach naukowych z takich dziedzin jak ekonomia behawioralna, neuroekonomia czy psychologia pieniądza. Autor poradnika finansowego "Ekonomia Przetrwania" (Złote Myśli, 2010), obecnie prowadzi dwa blogi: www.edukacjafinansowadlarodzicow.pl oraz www.ekonomiaprzetrwania.pl.

Źródła:

1. "Postawy Polaków wobec oszczędzania" - raport Fundacji Kronenberga przy Citi Handlowy, TNS Polska, wrzesień 2012, str. 39.
2. "Nawyk samodyscypliny. Zaprogramuj wewnętrznego stróża", Neil Fiore, OnePress, 2008.
3. Zainteresowanych tematem list kontrolnych odsyłam do świetnej książki: "Potęga checklisty. Jak opanować chaos i zyskać swobodę w działaniu", Atul Gawande, Znak, 2012.
4. Historię napisania poradnika zamieściłem na swoim blogu.

loaderek.gifoverlay.png