Innowacje zależą od rynku, a nie od nakładów
Ostatnie dwa wieki to okres unikatowy w liczącej setki tysięcy lat historii człowieka. Wielu teoretyków nie przywiązuje do tego należytej uwagi. Ludziom udało się uciec od pułapki maltuzjańskiej za sprawą zaimplementowania gospodarczych innowacji. Dzięki temu w wyniku gospodarczej ewolucji zaistniała bardzo bogata oferta masowej produkcji dostępnej dla całego społeczeństwa.
Innowacje pozwoliły na radykalne zwiększenie efektywności produkcji we wszystkich branżach, począwszy od rolnictwa, przez sprzęt AGD, a skończywszy na sektorach bardziej „niematerialnych” i „usługowych”. Najważniejsze źródło zmian ekonomicznych leży w istocie w skutecznych innowacjach, bowiem jest to w zasadzie jedyny „nowy” czynnik ekonomiczny, którego wystąpienie setki lat temu było zbieżne z gwałtownym i niespodziewanym wzrostem gospodarczym per capita. To zaś spowodowało bezprecedensowy wzrost płac realnych i podniesienie stopy życia na całym świecie, a najbardziej w świecie otwartym na innowacje.
Z tego względów w krajach rozwiniętych i rozwijających się pojawił się współcześnie sentyment do stawiania na inwencje i na „badania i rozwój”. Problem jednak w tym, że pokutuje przy tym podejściu wyobrażenie jakoby ponoszenie nakładów na badania i rozwój, bez racjonalnego ich osądu, mogło automatycznie przynosić korzystne i pożądane efekty. Trochę tak jakby chodziło o dolanie możliwie największej ilości paliwa do baku, aby samochód zdołał przejechać więcej kilometrów.
W tej perspektywie pokutuje percepcja jakoby gospodarczy postęp i wzrost były czymś, co można by maksymalizować w oparciu o dostępne nam dzisiaj fakty i wiedzę. Tymczasem wzrost i postęp przez ostatnie dwieście lat to efekt wkraczania w nieznane, łamania rutyn, podejmowania Schumpeterowskiego „twórczego niszczenia”, Kirznerowskiego poszukiwania „szans na zysk” i Hayekowskiego „odkrywania” tego, co dotychczas nieznane i tego, co niepewne. W przeciwnym razie, gdyby źródłem wzrostu były tylko „dolewanie” i pasywne akumulowanie, to w gospodarce rynkowej bogactwo przechodziłoby z pokolenia na pokolenie niczym królewszczyzny. A z historii gospodarczej gospodarek rynkowych wiemy, że tak nie jest – w sferze bogatych nie panuje rutyna, lecz ciągła wymienność.
Liczą się nie nakłady, ale efekty
W literaturze na temat innowacji pojawiło się pojęcie „szwedzkiego paradoksu”, który dotyczy zaskakującej dla niektórych obserwacji: otóż mimo wielkich nakładów na tak zwane „badania i rozwój” w Szwecji, nakłady te nie przynoszą oczekiwanych gospodarczych korzyści w postaci wzrostu gospodarczego.
Nie, nie będziemy tutaj analizowali „modelu szwedzkiego państwa dobrobytu”, bo nie o to nam chodzi i nie stawiamy tezy, że ów paradoks jest tego wynikiem. Przypadek ten służy nam ledwie jako dobry przykład na to, że zależność między innowacjami a wzrostem gospodarczym nie jest tak jednoznaczna, jak niektórym się wydaje.
Posługując się trochę Schumpeterowskim rozumowaniem, mogliśmy prześledzić przebieg radykalnego wzrostu gospodarczego najbogatszych krajów i krajów rozwijających się. Postęp zaczyna się oczywiście od jakichś odkryć naukowych, ale nauka jako taka nie przekłada się od razu na wzrost. Wiele odkryć naukowych pojawiło się w Chinach setki lat przed Europą Zachodnią, a jednak to w Europie doszło do ogromnego wzrostu gospodarczego, który wyciągnął masy z głodu i nędzy (nie mówiąc o tym, że historycznie niejednokrotnie to wzrost powodował postęp w nauce). Wynika to z faktu, że odkrycie naukowe jest osiągnięciem teoretycznym. Dopiero inwencja przedsiębiorcy jest w stanie przekształcić je w coś bardziej praktycznego. Inwencja będzie jakimś konkretnym pomysłem na zaimplementowanie konkretnego osiągnięcia naukowego (które mogło istnieć i tysiące lat).
Inwencja to jest jednak ledwie początkiem przedsiębiorczej drogi. Za inwencją idzie innowacja, to znaczy „wmieszanie” inwencji w sposoby produkcji. Korzystając z obecnie dostępnych środków, dzięki innowacji można zmienić ich obecne zastosowania, by poszukać zupełnie nowej ekonomicznej wartości – takiej, która jeszcze nie została odzwierciedlona w istniejących na rynku cenach. Jak to mówią przedsiębiorcy, nie została jeszcze „zdyskontowana” w obecnej wycenie. Ten brak wyceny, te ceny „błędne”, są tym, co skłania przedsiębiorców do działania, gdyż otwiera im drogę do zysku (i przedsiębiorczej chwały).
Przekuwanie pomysłu w konkret
Spójrzmy na jakiś przykład realny, powiedzmy odkurzacz znanego brytyjskiego wynalazcy Jamesa Dysona. Najpierw mieliśmy do czynienia z odkryciem naukowym znanym przez wieki: działaniem siły odśrodkowej, która pozwala oddzielać od siebie cząstki stałe od gazów. Z czasem ktoś zaczął stosować odpylacze cyklonowe: zanieczyszczone powietrze przez nie przelatuje w górę, a cząstki stałe odbijając się o ściany opadają. James Dyson, obserwując kilkumetrowe odpylacze, wpadł na pomysł, żeby podobną rzecz zastosować w odkurzaczach. To była jego inwencja i pomysł na coś technologicznie nowego.
Inwencja wymaga jednak przekucia w coś konkretnego. Przez kolejne lata Dyson przetestował tysiące prototypów aż w końcu wytworzył coś, co działało w miarę satysfakcjonujący sposób. To była już gotowa inwencja, która mogła zostać przekształcona w rzeczywistą innowację wkraczającą w ekonomiczny świat. Konkretny prototyp zaczął być produkowany przy użyciu dostępnych czynników produkcji. Dyson był w stanie zorganizować niezbędne ekonomiczne otoczenie do wytworzenia swojego produktu (pozyskać kapitał, zorganizować pracę, logistykę etc.). Innowacja stała się w pełni materialna, ekonomiczna kalkulacja wyznaczyła jej kierunek, a produkt mógł trafić na rynek.
Innowacje testuje konsument
Jednakże nawet to nie jest końcem historii, lecz prawdziwym jej początkiem. Od teraz zaczyna się rynkowy test, wystawienie na ocenę konsumentów. Tylko oni mogą zatwierdzić swoimi decyzjami optymalność decyzji Dysona. Jego działania były odważne i przełomowe w danym segmencie rynku. Zmierzały w stronę kreatywnej destrukcji, przeobrażenia dotychczasowego rynkowego porządku.
Wykorzystał w nowy sposób istniejące zasoby produkcji i wymieszał je ze swoją innowacją. Poszukiwał błędnie (jego zdaniem) wycenionych czynników produkcji, przez co odciągnął je od alternatywnych zastosowań. Dopiero test rynkowy pokazał, że było to działanie pożądane, że konsumenci „legitymizują” owe ekonomiczne przeobrażenie (potem pojawiła się kolejna konkurencyjna faza – imitacje, czyli nadejście kolejnych przedsiębiorców, próbujących nadążać za liderem).
O tym, że test rynkowy jest kluczowy dla oceny ekonomicznej podejmowanych innowacji wie również sam James Dyson. Nie chodzi tylko o samą innowację, lecz innowację rynkowo potwierdzoną. Ta sama firma wyprodukowała również bardzo dobrej jakości pralki, które prały lepiej niż konkurencja (ponieważ działały w niej w przeciwne strony dwa bębny). Poniosła jednak porażkę, gdyż konsumenci nie byli zainteresowani produktem, pomimo jego niewątpliwej jakości. Innymi słowy, konsumenci nie zatwierdzili tego sposobu produkcji, tego sposobu odciągania czynników do tworzenia czegoś innego. Wartość ekonomiczna została w tym produkcie zmniejszona, a nie zwiększona, i tylko rzeczywisty test rynkowy mógł to pokazać. Żadne dywagacje o nakładach na badania i rozwój nie będą w stanie tego w pełni pokazać a priori.
To, co opisałem powyżej, może wydawać się ledwie interesującą przykładową historią, pokazującą jeden z wielu przypadków innowacji. Może jednak to jednocześnie pokazać nam, że ekonomiczna wartość nie jest tworzona prostym zwiększaniem wydatków na wąsko rozumiane „badania i rozwój”. Wydatki na te badania nie są nieuniknionym paliwem pod przyszły rozwój i wzrost gospodarczy. To dlatego przy analizie empirycznej próżno by szukać prostej i jednoznacznej korelacji między takimi wydatkami a osiąganymi efektami ekonomicznymi i wzrostem dobrobytu.
Ekonomiczna wartość jest tworzona na etapie późniejszym niż wiedza naukowa i na etapie późniejszym niż inwencja. Ekonomiczna wartość jest wytwarzana ciągłym testowaniem ekonomicznych rutyn, nieustannym przedsiębiorczym przekształcaniem istniejących sposobów produkcyjnych.
Czytaj także:
Regionalne Forum Przedsiębiorców
Bankofinanse
02019.07.15Dziś Dzień bez Telefonu Komórkowego! Jak go przeżyć?
więcej15 lipca obchodzimy Światowy Dzień bez Telefonu Komórkowego. Co to znaczy dla klientów Banku? Nasze IKO będzie działać, jak zawsze, bez zarzutu.
Bankofinanse
02019.07.11Polacy robią zakupy w internecie. Dołącz do nich i płać z IKO
więcejAż 62 proc. wszystkich polskich internautów dokonuje internetowych zakupów. Oznacza to wzrost w porównaniu z ubiegłym rokiem, gdy w sieci zaopatrywało się 56 proc. ankietowanych – wynika z najnowszego raportu Gemius. Zestawienie pokazuje, że zakupy online to dla nas codzienność i wygoda – także pod względem płatności.
Bankofinanse
02019.07.11e-Paragon – cyfrowe potwierdzenie płatności
więcejTradycyjne dowody płatności wkrótce nie będą nam już potrzebne. Ich cyfrowym odpowiednikiem zostanie e-Paragon, powiązany z naszym kontem bankowym oraz debetową kartą płatniczą. Usługa jest już dostępna w bankowości elektronicznej PKO Banku Polskiego. Aby z niej korzystać, wystarczy zalogować się do konta i uruchomić odpowiednią usługę.
Bankofinanse
02019.07.11Czym się różni kantor internetowy od kantoru stacjonarnego?
więcejMusisz sprzedać lub kupić walutę obcą – co robisz? Jeśli pierwsze, co przychodzi ci do głowy, to udanie się do kantoru stacjonarnego, być może powinieneś poznać praktyczniejszy sposób. To korzystanie z kantoru online. Jak działa i czy jest wygodniejszy?
Bankofinanse
02019.07.09Lojalnie polecam – ZenCard bliżej klientów
więcejMobilna aplikacja ZenCard to narzędzie do tworzenia programów lojalnościowych działające na terminalach płatniczych. Jej potencjał udowodniła ogólnopolska kampania, którą ZenCard przeprowadził z PKO Bankiem Polskim.
Bankofinanse
02019.07.04PKO Konto dla młodych – narodziny gwiazdy
więcejOsiemnaste urodziny są wyjątkową okazją, momentem, kiedy możemy decydować jakie konto wybierzemy na przyszłość. PKO Konto dla Młodych to świetny pakiet startowy. Jeśli dobrze zaczniemy, już na początku zyskamy przewagę.