2015.06.23

Drony w służbie rozwoju

Bezzałogowe maszyny latające od kilku lat są przedmiotem zarówno marzeń, jak i koszmarów na całym świecie. W kwietniu amerykańska marynarka wojenna poinformowała o eksperymentalnym programie LOCUST (ang. Szarańcza; od Low-Cost UAV Swarming Technology), a przedstawiciele wojska obiecują, że dzięki niemu maszyny będą mogły „samodzielnie zdobyć przewagę nad wrogiem”, dzięki czemu „marynarze i piechota morska zyskają zdecydowaną przewagę taktyczną”. Taka nazwa i cel misji – oraz dotychczasowe niezbyt etyczne doświadczenia z wojskowymi dronami – muszą budzić u wielu ludzi opory przed dalszym rozprzestrzenianiem latających robotów.

Drony w służbie rozwoju. Fot.: Jennifer Kohnke/NewsArt.comAle przemysłowe wykorzystanie lotów na niewielkich wysokościach będzie trwało nadal. Codziennie w powietrze wzbija się ponad 3 mln osób. Każde duże siedlisko ludzi na planecie jest połączone z innymi drogą powietrzną. DJI, chiński producent maszyn bezzałogowych, szuka inwestorów i wycenia swe przedsięwzięcie na 10 mld dolarów. Rynek dronów towarowych w nadchodzących latach będzie rósł, bo bez obciążenia ludźmi i ich systemami podtrzymywania życia maszyny te zaczną latać taniej, a równie szybko i bezpiecznie.

W bogatych krajach początkowe zainteresowanie dronami transportowymi skupia się na tzw. ostatniej mili – zrzuceniu paczki na trawnik przed podmiejskim domkiem. Ale znacznie większe perspektywy stwarza pokonywanie środkowej mili w biedniejszych krajach. Około 800 mln ludzi na świecie ma ograniczony dostęp do służb ratunkowych i nie zmieni się to w najbliższej przyszłości, bo nie ma pieniędzy na budowę dróg, które pozwoliłyby do nich dotrzeć. Przewożąc średniej wielkości towary do wielu odciętych od świata społeczności, drony transportowe mogą ratować życie i tworzyć miejsca pracy.

Jest to ucieleśnienie tego, co Jim Yong Kim, prezydent Banku Światowego, określa jako „naukę praktyczną”. Wiemy, czego potrzebujemy – rozwiązania wielu najbardziej palących problemów już istnieją. Pytanie tylko, jak to wdrożyć.

Odpowiedź na nie połączyła specjalistów od pomocy, robotyki, architektury, logistyki i innych dziedzin w ramach nowej inicjatywy pod nazwą Red Line. To szwajcarskie konsorcjum, które ma przyspieszyć rozwój ratunkowych dronów transportowych i wybudować pierwsze lotniska dla maszyn bezzałogowych – w Afryce.

Brzmi to jak technoutopia – albo co najmniej ogromne marnowanie środków. W końcu doświadczenia z najskuteczniejszych organizacji rozwojowych dowodzą, że należy podchodzić sceptycznie do obietnic, iż zaawansowana technologia przyniesie istotną zmianę osobom najuboższym. Owszem, spadające koszty przetwarzania tworzą nowe możliwości, zwłaszcza w dziedzinie smartfonów i powiązanego z nimi systemu łączności bezprzewodowej sky-fi. Ale gadżety to tylko błyskotki.

Prawdziwą zmianę biednym społecznościom przynoszą takie przyziemne rzeczy jak tanie szkolenia nauczycieli, lokalna opieka zdrowotna czy możliwości stażu. To dlatego wielu ekspertów od rozwoju woli „oszczędne innowacje” od technologii. Największa pozarządowa organizacja rozwojowa BRAC z siedzibą w Bangladeszu opiekuje się 1,3 mln dzieci w jednoizbowych szkołach, w których trudno uświadczyć laptopy.

Skąd więc ten optymizm związany z dronami transportowymi? Krzemowa Dolina posługuje się agresywnym językiem „niszczenia”, ale drony towarowe można polubić m.in. dlatego, że niczego one nie niszczą. Co więcej, mogą wspomagać istniejące sieci dystrybucji w odległych regionach Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej, gdzie bieda i choroby nie znikają, trzeba pokonywać szmat drogi, a porządne trakty nigdy nie powstaną.

Drony transportowe doskonale nadają się do tzw. modelu dostaw lokalnego agenta. Firmy i organizacje dowiodły, że w niedostępnych rejonach Afryki i Azji Południowej kobiety wyszkolone na mikroprzedsiębiorców często najlepiej nadają się do tego, by dostarczać podstawowe towary i usługi do swoich wiosek, nawet jeśli słabo piszą i czytają i brakuje im formalnego wykształcenia. Na przykład lokalni pracownicy ochrony zdrowia w BRAC działają wyłącznie w systemie mikrofranczyzy – zarabiają na marżach ze sprzedaży podstawowych towarów, takich jak specyfiki do odrobaczania, leki przeciw malarii czy środki antykoncepcyjne.

Choć drony transportowe nigdy nie zastąpią przewozów naziemnych, mogą sprawić, że ważne towary i usługi dotrą tam, gdzie są potrzebne. Telefony komórkowe przyjęły się w Afryce dlatego, że owa technologia była znacznie tańsza niż inwestycje w sieć telefonii przewodowej. To samo można powiedzieć dziś o afrykańskich drogach. Tak jak telefony komórkowe, drony transportowe mogą okazać się rzadko spotykanym gatunkiem: gadżetem, który pomaga najbardziej potrzebującym.

J.M. Ledgard, Scott MacMillan
Project Syndicate

Czytaj także:

Umiejętności cyfrowe – czy doceniamy ich rolę i znaczenie?

Cyfrowa transformacja Europy

loaderek.gifoverlay.png