2016.05.24

Festiwalowe bieganie w Bydgoszczy za nami

PKO Bydgoski Festiwal Biegowy zaliczył mistrzowski start. Impreza, w której wzięło ponad 2 tys. osób, ma wszystkie atuty, żeby stać się wizytówką regionu, a nawet całego kraju. I, jak w przypadku takich zawodów bywa, uczestnicy już odliczają czas do kolejnej edycji.

PKO Bydgoski Festiwal Biegowy, biegi, bydgoszcz, fot. Dominik Kalamus
Fot. Dominik Kalamus

Bydgoszcz, ze względu na architekturę i położenie nad dwiema rzekami, porównywana jest do Berlina i Amsterdamu. Teraz zyskała kolejny powód do szukania podobieństw. Podobnie jak te miasta organizuje imprezę, którą żyją wszyscy mieszkańcy, a trasa sprzyja biciu życiówek.

Rekordy miała zapewniać 10-kilometrowa pętla z jedynie czterema zakrętami i dwoma podbiegami. Jeden z nich, ten na szóstym kilometrze, był bardziej wymagający, za to ostatnie 3 km do mety prowadziły z górki. Ścigali się na niej biegacze startujący na 10 km i rolkarze. Dwie pętle zrobili zawodnicy biorący udział w półmaratonie. Do pełni szczęścia ścigaczom zabrakło sprzyjającej pogody. Około 26 stopni Celsjusza na termometrach i palące słońce bez chmurki na niebie bardziej służyło piknikowaniu niż bardzo szybkiemu bieganiu.

Biegacze i organizatorzy udowodnili, że obie te rzeczy nie wykluczają się. Najpierw zawody, a potem odpoczynek na leżakach przy food truckach, oferujących pyszne jedzenie, czy na trybunach pięknego stadionu. Dzięki temu udało się stworzyć imprezę, która nie kończyła się zaraz za linią mety.

Wszystkie drogi prowadziły do Bydgoszczy

Przygotowane atrakcje i możliwość wyboru jednej z wielu konkurencji spowodowało, że do Bydgoszczy przyjechali biegacze z całego regionu. Duży wpływ miał na to sponsor tytularny imprezy PKO Bank Polski.

Namówiłam chłopaka siłą na Bieg Walentynkowy dla par w lutym, a dzisiaj sam wyszukuje imprezy i nas zapisuje – mówi Joanna Jesse z Łazisk, która przyjechała ze swoim chłopakiem Andrzejem Wilkiem ze Słabomierza na start na 10 km. – Chcemy przede wszystkim dobrze się bawić i cieszyć piękną pogodą. Zazwyczaj biegamy u mnie, w Wielkopolsce, a pierwszy raz przyjechaliśmy w okolice Andrzeja. Jeżeli impreza debiutuje, to wiadomo, że zawsze może być jakiś niepokój, czy organizatorzy dadzą radę. Jednak taki sponsor jak PKO Bank Polski to dla nas znak, że impreza musi być udana.

Do startu nie trzeba było namawiać mieszkańców Bydgoszczy. – Duże wydarzenie, które przyciągnie biegaczy z całej Polski – ocenia Monika Lange. – Wiele konkurencji, zabawy dla dzieci, food trucki – to wszystko powoduje, że impreza ma klimat, że chce się tutaj być. I najważniejsze, po prostu jest, co robić. Mnie najbardziej cieszą atrakcje dla dzieci. Najpierw pobiegnę 10 km, a potem będę obserwować, jak moja córka bierze udział w zawodach lekkoatletycznych.

Wielki sport wisiał w powietrzu

Start wszystkich konkurencji dla dorosłych zlokalizowano był na stadionie Zawiszy. Amatorzy mogli poczuć przez chwilę to samo, co najlepsi lekkoatleci. Zaczynali swoją rywalizację w tym samym miejscu, gdzie biegali Marek Plawgo czy Adam Kszczot. Duch wielkiego sportu wisiał w powietrzu. Dyrektorem bydgoskiej imprezy jest Sebastian Chmara, były wieloboista. W nietypowej dla siebie roli wystąpiła inna polska legenda sportu, Artur Partyka. Medalista igrzysk olimpijskich z Atlanty i Barcelony w skoku wzwyż, złapał za pistolet startowy i wypuszczał na trasę uczestników zawodów.

Nie obyło się bez złośliwości rzeczy martwych. Tuż przed startem biegu na 10 km padło nagłośnienie. Kiedy wydawało się, że będzie wpadka, sprawę w swoje ręce, a w zasadzie gardła, wzięli kibice zebrani na trybunach stadionu. Odliczyli ostatnie sekundy biegaczom rywalizującym na dychę. Energia publiczności udzieliła się urządzeniom i już po chwili wrócił prąd w głośnikach.

Zwycięstwo niejedno ma imię

Rywalizację rolkarzy wygrał Maciej Krynicki, który potrzebował nieco ponad 16 minut, żeby pokonać trasę 10 km. W biegu na tym samym dystansie szans rywalom nie dał faworyt – Paweł Ochal. „Dyszkę” zrobił w niecałe 31 minut, a drugiego na mecie wyprzedził o ponad 3 minuty. W tym biegu w nietypowej roli wystąpił Maciej Kurzajewski, znany prezenter telewizyjny. Został bowiem pacemakerem i poprowadził biegaczy na wynik 55:00. Według zawodników z nowej roli wywiązał się zawodowo.

Podobnie jak Kamil Nartowski z Torunia, zwycięzca rywalizacji w półmaratonie. – Nie spodziewałem się wygranej. Biegłem na wynik, dokładnie 1:11, nie na miejsce, ale oczywiście wygrana zawsze cieszy – mówi zwycięzca. – Od samego początku był to bieg samotny, do tego temperatura nie pomagała. Dlatego nie udało się zrealizować celu czasowego. Od 15 km po prostu pilnowałem miejsca – wyjaśnia.

Kamil jest przykładem, że ciężką pracą można dojść do mistrzowskich wyników. Zaczął biegać 6 lat temu, żeby schudnąć. W debiucie na połówce zaliczył czas 1:44. A dzisiaj ze świetnym rezultatem wygrywa wielką imprezę. – Będę dalej biegał i realizował swoją pasję. Doskonałe zawody z dużym rozmachem. Jeżeli zdrowie pozwoli, będę za rok! – zapewnił.

Biegacze pomogli Lilce

Zawodnicy walczyli ze zmęczeniem i pogodą nie tylko dla własnej satysfakcji, ale mogli też pomoc Lilce Lewandowskiej. 2-latka urodziła się ze złożoną wadą serca. Obecnie czeka ją kolejny zabieg. Wymaga to jednak dużych środków, a termin operacji wyznaczono już na pierwsze półrocze 2016 roku.

Z pomocą przyszła Fundacja PKO Banku Polskiego. Każdy biegacz, który pobrał kartkę „biegnę dla Lilki” i dotarł z nią do mety, dołożył swoją cegiełkę do zbiórki. Jak się okazało, nie trzeba było długo namawiać zawodników. Kartki skończyły się w okamgnieniu, pobiegło z nimi aż 1000 biegaczy, a to przekłada się na finansowe wsparcie dla potrzebującej.

– Lilka przeszła już 3 operacje. Dzięki pomocy Fundacji PKO Banku Polskiego nasza zbiórka na kolejny zabieg zbliża się do końca – mówi Karolina Piasecka-Lewandowska, mama Lilki. – Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że zdecydowano się nam pomóc. Operacja ma być przeprowadzona 1 czerwca, czyli nie tylko w Dzień Dziecka, ale przede wszystkim w dzień urodzin naszej córki. Biegacze zrobili jej podwójny prezent. Uważam, że połączenie aktywności sportowej i pomagania to świetne rozwiązanie. Zawodnicy nie tylko walczą z czasami czy swoimi słabościami. Mają poczucie, że ich bieg może komuś uratować życie – dodaje wzruszona.

Zagrajcie to jeszcze raz!

Gorąca atmosfera panowała od samego rana do końca imprezy. Biegacze wyjeżdżali z Bydgoszczy zadowoleni.

Upał trochę doskwierał, ale trzeba pochwalić organizatorów za kurtyny wodne na trasach, dobrze rozstawione bufety i fajną strefę finishera z basenami do schłodzenia. Rewelacja! Dzięki temu dało się wytrwać – ocenia Tomek Frydrych z Kielc. – Przyjechałem na treningowy start. Chciałem złamać 1:40. I to się udało. Takie ostatnie przetarcie przed Rzeźniczkiem. Jestem bardzo zadowolony, myślę, że impreza może się podobać. Lubię Bydgoszcz, lubię tutaj biegać, cieszę się, że zyskała zawody takiej klasy.

Tomek nie jest odosobniony w swojej ocenie. Na portalach społecznościowych mnożą się takie komentarze: „Super klimat i ludzie”, „Zawody na medal”, „Brawo dla Was”, „Dobra robota”, „Rewelacja”. Dlatego śmiało można powiedzieć, że w miniony weekend w Bydgoszczy narodziła się tradycja festiwalowego biegania. Na organizatorach PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego można polegać jak na Zawiszy. Dlatego biegacze już odliczają czas do kolejnej edycji.

Mariusz Kruczek
Redakcja Runner’s World

Czytaj także:

Zapraszamy na nową imprezę biegową w Bydgoszczy

PKO Bydgoski Festiwal Biegowy

Pliki do pobrania

loaderek.gifoverlay.png