2017.10.16

Powrót lata na 18. PKO Poznań Maratonie

Świetna frekwencja, mnóstwo kibiców, doskonała pogoda i jak zwykle pozytywna wielkopolska energia. Za nami 18. PKO Poznań Maraton.

 

Dominika Stelmach - jak to profesjonalistka - przyjechała do Poznania z konkretnym celem. – Chciałam wygrać i zaryzykowałam. Pierwszą połowę dystansu przebiegłam w 1:17. Celowałam w 2:35 na mecie. Plany wzięły w łeb na 30 kilometrze. Chciałam wtedy zejść z trasy. Nie zrobiłam tego, bo to nie w moim stylu. To doprowadziło do tego, że na 2 kilometry przed metą niemal straciłam świadomość. Właściwie nic nie pamiętam. Jedyna myśl, jaka kołatała mi się po głowie, to żeby nie skończyć tak jak Kenijka Recho Kosgei biegnąca w Warszawie, która wywróciła się prowadząc wyraźnie bieg 800 metrów przed metą i nie była w stanie ukończyć rywalizacji o własnych siłach. Ja, co prawda, też upadłam kilkadziesiąt metrów przed metą, ale nie powtórzyłam na szczęście jej losów. Zajęłam drugie miejsce z czasem nieco ponad dwóch godzin i 42 minut i czuję mały niedosyt, że wyprzedziła mnie Japonka – podsumowała. Dodajmy, że Stelmach na co dzień jest etatową pracowniczką wysokiego szczebla jednej ze znanych firm z branży odzieży sportowej, a prywatnie mamą dwóch chłopców.

Tymczasem startująca w Poznaniu wielokrotnie, blogerka z portalu "Kobiety biegają" Zofia Wawrzyniak zamieniła się tym razem, jak sama się określiła, w "supporterkę". – Wspierałam koleżankę i dołączyłam do niej na ostatnich kilometrach, żeby pomóc złamać jej 3 godziny i 50 minut. Nie udało się. Skończyło się na czasie gorszym o dwie minuty, ale Iza i tak poprawiła życiówkę aż o 8 minut, więc będziemy to dziś świętować – stwierdziła i opowiadała dalej: – Co prawda przebiegłam tylko "dyszkę", ale zdążyłam się zachwycić dopingiem na trasie. Przydawał się najbardziej od 35 kilometra. Nie dosyć, że dla maratończyków to generalnie arcytrudny moment to w Poznaniu zaczyna się wtedy cieszący się nienajlepszą sławą podbieg ulicą Św. Wawrzyńca. Było tu mnóstwo ludzi świetnie dodających energii. Biegam sporo i w kraju i za granicą, i uważam, że może brakuje nam trochę do Berlina, ale w Polsce kibice właśnie w Poznaniu są najlepsi – oceniła.

O kibicach, ale nie tylko o nich mówiła ambasadorka programu "PKO Biegajmy razem" Karolina Gorczyca. – To, na co zwróciłam uwagę przede wszystkim to liczne grono uczestników na wózkach. Podziwiam zwłaszcza kobiety. Podczas ceremonii wręczania nagród Sebastian Chmara chciał pomóc wjechać na podium jednej z laureatek. Grzecznie odmówiła i zrobiła to sama. To było symboliczne. Podziwiam mentalną siłę tych ludzi. Poza tym to, co zobaczyłam było świętem biegania. Mnóstwo maratończyków, kibiców i dzieciaków w miasteczku lekkoatletycznym. Pomogła w tym niewątpliwie pogoda. Lato wróciło do Poznania, razem z nim popłynęła fajna energia. To miasto ma jej zresztą sporo – zauważyła.

Tymczasem dyrektor imprezy Łukasz Miadziołko miał powody do satysfakcji choćby z powodu niedzielnej frekwencji. – Oczywiście jestem zadowolony z tego, że z niemal 6,5 tysiącem uczestników zostaliśmy najliczniejszym polskim maratonem w kraju. Nie mówimy ostatniego słowa. Stać nas na więcej. Przyciągamy maratończyków dobrą organizacją i nowinkami podpatrywanymi na największych maratonach w Europie i na świecie. Jak zwykle dopisali kibice, było głośno dzięki ich dopingowi, ale to też zasługa zespołów muzycznych, których sporo zameldowało się na trasie. To jest sprawa rozwojowa i tu mamy jeszcze co nieco do zrobienia. Muzyka na żywo niesie biegaczy i my chcemy im w tym pomóc – poinformował.

Relację z Poznania uzupełnimy, jak zwykle, podziękowaniami dla biegowych filantropów. To, że kartki z napisem "biegnę dla Tosi i Julii" zniknęły z bankowego namiotu w imponującym tempie stało się normą. Oczywiście bardzo nas to cieszy. Podobnie jak rodziców... Dzięki 2925 uczestnikom akcji, 2-latki cierpiące na wady serca otrzymają od Fundacji PKO Banku Polskiego środki na dalsze leczenie.

Krzysztof Łoniewski
dziennikarz Programu III Polskiego Radia

Pliki do pobrania

loaderek.gifoverlay.png