2015.06.11

Wrocław coraz bardziej lubi biegaczy

Rozmawiamy z Jackiem Antczakiem, ambasadorem 3. PKO Nocnego Wrocław Półmaratonu. Jest reporterem, felietonistą i maratończykiem. Mówi, że nie wyobraża sobie codziennego funkcjonowania bez biegania lub pisania. Zdarzyło mu się nawet przeprowadzić wywiad w biegu.

Jacek AntczakSkąd pasja do biegania i jak zaczęła się Pana przygoda z tym sportem?

Chyba jestem dość nietypowym amatorem biegania, bo moja pasja nie zaczęła się na fali ostatniej mody, tylko ponad 30 lat temu, kiedy byłem uczniem liceum. Jako piętnastolatek biegałem - i to całkiem nieźle - na średnie i długie dystanse w klubie Calisia Kalisz. Mam nawet dwa dyplomy - medali się wtedy nie wręczało - za udział w ulicznym Biegu Ptolemeusza w moim rodzinnym mieście.

Ale rzeczywiście już wtedy był to nie tylko sport, ale pasja - odnalazłem niedawno dwa pożółkłe grube bruliony z lat 80. XX wieku - jeden z zapisami moich treningów, a drugi ze zdjęciami idoli, biegaczy z całego świata, od Sebastiana Coe, przez Saïda Aouitę po Alberto Salazara, którzy wówczas świecili triumfy w biegach średnio i długodystansowych. Całą ścianę miałem obwieszoną zdjęciami najlepszych biegaczy świata, w miejscach, gdzie moi rówieśnicy wieszali wówczas plakaty Sabriny, Bruce Lee, Duran Duran, a co ambitniejsi Dire Stratis czy Republiki.

Co ciekawe chodziłem do jednej podstawówki i liceum z Maćkiem Kurzajewskim. Nie znaliśmy się wtedy i do głowy nam nie przychodziło, że obaj zostaniemy dziennikarzami, zafascynujemy się maratonami i będziemy spotykać na biegach w różnych miejscach kraju. Do biegania wróciłem po 25 latach przerwy, w 2011 roku, kiedy dostałem dziennikarskie zadanie zrelacjonowania Maratonu Wrocław. Fascynacje i wspomnienia wróciły. Pozazdrościłem biegaczom i zacząłem trenować - pamiętam nawet dokładnie dzień i godzinę: 13 marca 2011 roku, godz. 9 na pergoli Stadionu Olimpijskiego. No i uzależniłem się od tego biegania. Znowu założyłem sobie zeszyt treningowy i w czasie ostatnich 4 lat przebiegłem osiem maratonów i chyba dwa razy tyle półmaratonów, muszę policzyć.

A jak łączy Pan pasję do biegania z pasją do pisania?

Mam jeszcze kilka innych pasji, ale te zaczynają górować i pochłaniają moje życie w największym stopniu. Łączę je i godzę na kilka sposobów. Obie zajmują wiele czasu, więc zdarza mi się wychodzić pobiegać o świcie lub przed północą, po całodziennym pisaniu lub odwrotnie, gdy uda się pobiegać w ciągu dnia, o świcie lub późnym wieczorem zasiadam do pisania. Nie wyobrażam sobie codziennego funkcjonowania bez biegania lub pisania, no chyba, że zmagam się z kontuzją, wtedy zajmuję się wyłącznie pisaniem.

Podczas biegu niektórzy słuchają muzyki a ja często obmyślam pomysły na moje teksty lub książki. Zdarzyło mi się kiedyś połączyć jedno z drugim, czyli przeprowadzać wywiad w biegu. Dosłownie, biegłem z dyktafonem, a moja rozmówczyni, Magda, wrocławska architektka, której bieganie pomogło wygrać walkę z nowotworem, opowiadała mi swoją historię. Biegliśmy oczywiście w tempie konwersacyjnym.

Otrzymał Pan wiele nagród za działalność dziennikarską. Jak byłaby dla Pana największa nagroda, jeśli chodzi o bieganie?

Nie będę oryginalny, gdyż największą nagrodę otrzymuję dwa, trzy razy w roku, kiedy przebiegam linię mety maratonu. Nie chodzi nawet o medal, ale o sam fakt pokonania królewskiego, aczkolwiek czasem przecież morderczego dystansu, i powiedzenia sobie "zrobiłem to". Te zwycięstwa z samym sobą, pokonanie własnych słabości, czasem bólu i kryzysów egzystencjalnych i fizycznych, które jak wiadomo zdarzają się maratończykom zwłaszcza po 30 kilometrze, nigdy się nie znudzą. Miłe są też nagrody w postaci zrobienia "życiówki", ale to jednak sprawa wtórna, radość biegania zdecydowanie triumfuje nad rywalizacją czysto sportową.

Co według Pana wyróżnia 3. PKO Nocny Wrocław Półmaraton?Jacek Antczak

Ma wiele atutów wyróżniających go na tle setek już imprez biegowych w naszym kraju. Po pierwsze po nieudanej pierwszej edycji, gdy bieg się nie odbył, błyskawicznie odbudował swoją reputację, gdy perfekcyjnie zorganizowano drugi półmaraton, po którym cztery tysiące biegaczy wyjechało z Wrocławia zachwyconych. Ich opinia sprawiła, że w tym roku na starcie stanie 7,5 tysiąca amatorów biegania, a gdyby nie limit uczestników, kto wie, czy nie byłaby to najludniejszy bieg w naszym kraju. Teraz jest chyba na drugim miejscu.

Trasa jest przepiękna, wiedzie przez centrum przy najwspanialszych zabytkach i obiektach architektonicznych Wrocławia. W tym przez kilka spośród niemal 130 mostów stolicy Dolnego Śląska, nazywanej Wenecją Północy.

W tym roku dojdzie do niecodziennego połączenia biegu z wielkim artystycznym performancem, czyli imprezą kulturalną, która równocześnie odbywać się będzie na 27 mostach przy udziale setek młodych artystów i tysięcy ludzi. Maratończycy mogą więc liczyć na niezwykłe doznania... artystyczne na trasie biegu i doping tysięcy kibiców. No i ta czerwcowa, piękna noc. Kto nie widział Wrocławia nocą, nie przechodził koło podświetlonych zabytków, będzie oszołomiony i zachwycony. Znakomita jest też atmosfera i organizacja biegu, który jest bardzo przyjazny biegaczom, a nie zawsze tak przecież bywa.

Jak mógłby Pan zachęcić kibiców do przybycia na ten bieg? Dlaczego warto być z Wami 20 czerwca?

Dlatego, żeby pomóc nam pokonać ten dystans swoim dopingiem, dlatego, że to wspaniała wspólna zabawa i gwarancja niesamowitych przeżyć nie tylko dla uczestników, ale też ich przyjaciół, znajomych czy po prostu przechodniów. Również dlatego, że na mostach i w całym mieście będzie można uczestniczyć przy okazji w wielu imprezach kulturalnych Święta Wrocławia i przyjemnie spędzić czerwcowy wieczór i noc.

A jak to jest biegać nocą? Lepiej niż w ciągu dnia?

Intrygująco. Inaczej patrzy się na świat, na to co dookoła. Miasto wtedy żyje, jest głośno, czasem zabawnie, a nawet "imprezowo". Z punktu widzenia warunków do biegania często jest bardziej komfortowo, gdyż chłodniej. Lepiej biegać przy świetle księżyca niż w zbyt słoneczny dzień, gdy żar leje się z nieba. Z pewnością nie jest jednak sennie, wręcz odwrotnie.

Proszę podać 3 powody, dla których warto biegać we Wrocławiu.

Bo Wrocław coraz bardziej lubi biegaczy, a liczę nawet, że wkrótce ich pokocha. Bo Wrocław to miasto spotkań, przyjazne, otwarte, gościnne i przepiękne. Bo Wrocław to miasto w którym kultura łączy się ze sportem i dobrze się tu żyje, a więc i dobrze się tu biega. No i trasy we Wrocławiu są bardzo szybkie, można łatwo bić rekordy życiowe.

Czy weźmie Pan udział w naszej akcji charytatywnej „biegnę dla Mateusza”? Co Pan sądzi o takich inicjatywach?

Z przyjemnością. Często biorę udział w takich inicjatywach i bardzo im dopinguję oraz wspieram. To wspaniałe, że biegając, realizując własne pasje, można też jednocześnie bardzo realnie pomagać wielu ludziom, których dotknęła choroba lub nieszczęście. To jeden z najwspanialszych aspektów biegania: sprawianie radości nie tylko sobie, ale i innym.

Rozmawiała Joanna Kornaga
Ekspert ds. komunikacji społecznej PKO Banku Polskiego

  • Jacek Antczak - reporter, felietonista, autor piosenek i książek, maratończyk. Absolwent kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie dziś prowadzi zajęcia na Wydziale Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Za swoje reportaże otrzymał wiele nagród, w tym prestiżową Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Był czterokrotnie nominowany do Nagrody Dziennikarza Roku na Dolnym Śląsku (uhonorowany w 2010 r.), a dwukrotnie do nagrody Grand Press. Napisał cztery książki: "W Radwanicach najlepiej idą romanse", "Wrocławianie", „Adam Wójcik. Rzut bardzo osobisty” i "Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall". Przebiegł osiem maratonów, w tym dwukrotnie Wrocław Maraton. Jest absolwentem programu "I Ty możesz zostać maratończykiem 2011" oraz autorem historycznej wystawy i cyklu tekstów z okazji 30-lecia Wrocław Maratonu. W ubiegłym roku znalazł się w dziesiątce najlepszych "Dziennikarzy biegowych roku" w kraju. Wielki propagator i pasjonat biegania, wystartuje w 3. PKO Nocnym Wrocław Półmaratonie.

Więcej o 3. PKO Nocnym Wrocław Półmaratonie czytaj także tutaj.

loaderek.gifoverlay.png