2015.01.15

O literkach i cyferkach

O łączeniu literek, czyli byciu tekściarzem, oraz o spełnionych marzeniach rozmawiamy z Jackiem Cyganem, autorem tekstów licznych piosenek, również dla dzieci, i Kawalerem Orderu Uśmiechu.

Jacek Cygan

Kim jest tekściarz?

To ktoś taki, kto układa literki i stara się tak je ułożyć, aby artyści, którzy je śpiewają, byli zadowoleni. Ale muszą być też zadowoleni ci, którzy słuchają. Takie ułożenie literek nazywa się tekstem, czyli - po prostu - tekściarz tworzy teksty.

Jak zostaje się tekściarzem?

Nikt się nim nie rodzi. Jeśli jednak układa się literki w teksty tak, że podobają się innym, to można stwierdzić, że zostało się tekściarzem. Jeśli się to nie udaje, lepiej się do tego nie brać.

Nie zawsze pisał Pan dla dzieci. Jak zaczęła się Pana przygoda z dziecięcą piosenką?

Pewnego razu zadzwoniła Agnieszka Osiecka i namówiła mnie do napisania kilku piosenek na pierwszą dziecięcą płytę Majki Jeżowskiej. Potem poproszono mnie o dwie piosenki do filmu "Cudowne dziecko". Tak to się zaczęło. Później była "Dyskoteka Pana Jacka" (czytaj: dżeka), która przyjęła się wśród najmłodszych, i kolejne nowe programy, i nowe... piosenki.


Mówimy o literkach. A Pana książka nosi tytuł "Cyferki".

Żeby opisać cyferki, potrzebne są literki! Jednak aby policzyć literki, muszą być cyferki. Są one też bardzo ważne w banku.

A jakie są Pana cyferki?

Mają swoją osobowość - czyli każda z nich jest inna, tak jak każde dziecko jest inne. I oczywiście zachowują się trochę jak dzieci. Kłócą się między sobą. Nawet się pobiły, ale na końcu pogodziły. Mam nadzieję, że książka, tak jak moje piosenki, spodoba się czytelnikom. Tym bardziej że ilustracje w wykonaniu Oli Woldańskiej-Płocińskiej są przepiękne.

Należał Pan do SKO?

Oczywiście. I miałem książeczkę, w której było napisane, ile mam pieniędzy.

A na co Pan wówczas oszczędzał?

Nie pamiętam. Nie pamiętam też, na co wydałem. Gdy byłem dzieckiem, było zdecydowanie mniej pokus niż teraz. Ale po drodze do szkoły mijałem budkę z pysznymi waflowymi misiami z kremem, oranżadą w proszku oraz w butelkach na "druciane zamknięcie" tak mocno gazowaną, że bąbelki szły aż do mózgu. Takie rzeczy wtedy mi się podobały i pewnie na nie wydałem zaoszczędzone pieniądze.

W ubiegłym roku został Pan Kawalerem Orderu Uśmiechu.

To jedno z najwspanialszych wyróżnień. Jedyne na świecie odznaczenie przyznawane przez dzieci. O tę nagrodę dla mnie wystąpili uczniowie ze Szkoły Podstawowej nr 15 im. Stefana Żeromskiego w Sosnowcu-Niwce, do której chodziłem. Pewnie dlatego, że byłem kiedyś takim samym dzieckiem jak oni. Siedziałem w tej samej sali, biegałem po tym samym boisku. Zawsze, gdy do nich przychodzę - a często się spotykamy - jest bardzo miło i wesoło. Przekonuję ich, że nie należy bać się marzeń.

Warto mieć marzenia?

Tak. Jestem przykładem, że praktycznie każde można spełnić.

Dziękujemy za rozmowę.

loaderek.gifoverlay.png