2016.12.09

Don Pasquale Donizettiego – rozrywka z najwyższej półki

To były gorące dni w Operze Krakowskiej. 2 grudnia odbyła się premiera opery komicznej Gaetano Donizettiego Don Pasquale w reżyserii Jerzego Stuhra. Kolejne przedstawienia (zaledwie cztery) potwierdziły w pierwsze wrażenie – to prawdziwy hit!

Don PasqualeDon Pasquale stanowi repertuarową perłę. To późne dzieło romantycznego kompozytora Donizettiego jest realizacją ogranego schematu komediowego: miłości młodych stoi na przeszkodzie upór starego stryja, ale dzięki zmyślnej intrydze przygotowanej przez wiernego przyjaciela oraz własnej determinacji stają w końcu na ślubnym kobiercu. Premiera w Paryżu w 1843 roku rozpoczęła triumfalny pochód dzieła przez europejskie sceny (nota bene w Warszawie wystawiono Don Pasqualego już w 1844 roku). Legenda głosi, że Donizetti napisał tę operę komiczną w ciągu zaledwie 11 dni. Pod względem trudności wykonania, jest ona uważana za dzieło ambitne, ponieważ okazuje się niemałym wyzwaniem dla śpiewaków. Realizacja tej komedii to doskonała sposobność do popisu wirtuozerii na wszystkich piętrach realizacji: reżyserskiej, muzycznej i scenicznej.

Spektakl w Operze Krakowskiej wyreżyserował Jerzy Stuhr. To pierwsze przedstawienie operowe przygotowana przez tego popularnego aktora i reżysera. Jak sam przyznał – od pewnego czasu brakowało mu w teatrze inscenizacyjnego rozmachu, realizacji totalnej, angażującej wszystkie zmysły, takiego „teatru pełną gębą”. Możliwość powrotu do tak pojmowanego teatru odnalazł w operze. Trzeba przyznać, że zrealizował Don Pasqualego z ogromnym rozmachem – w przedstawieniu uczestniczą soliści i chór, wspólnie budują zarówno sceny kameralne, intymne, jak i zbiorowe, angażujące tłum postaci na scenie. Wszystkie wydają się starannie przemyślane i poprowadzone z żelazną konsekwencją i wyjątkowym wdziękiem.

Kierownictwo muzyczne spektaklu, a także prowadzenie orkiestry i chóru należało do Tomasza Tokarczyka. Pod względem muzycznym realizacja przebiegła bez widocznych potknięć. Dało się też dostrzec świetną współpracę pomiędzy prowadzoną przezeń orkiestrą, a śpiewakami.

Obsada solistów była znakomita – główne gwiazdy tego spektaklu to przede wszystkim Dariusz Machej w roli tytułowej (zamiennie z Grzegorzem Szostakiem, który wystąpił na premierze) i Mariusz Kwiecień jako Malatesta. Machej w roli nieszczęsnego wystrychniętego na dudka starego kawalera nie wahał się użyć środków przerysowanych, niekiedy przeszarżowanych, ale znakomicie wpisujących się w atmosferę spektaklu. Dla Mariusza Kwietnia postać Malatesty, lekarza i przyjaciela rodziny, a równocześnie spirytus movens wydarzeń, jest dobrze znaną rolą. Wystąpił przecież jako Malatesta w spektaklu w Metropolitan Opera w 2006 roku, w przedstawieniu, które jest dziś uważane za najdoskonalszą realizację tej opery. Rola w spektaklu krakowskim jest równie świetna, swobodna, pełna wdzięku i oczywiście perfekcyjna muzycznie. To niewątpliwie najjaśniejsza gwiazda na firmamencie Opery Krakowskiej, zresztą znakomicie wykorzystana. W słynnej scenie duetu z trzeciego aktu – popisowo wykonanego wespół z Machejem – obaj zachwycają vis comica i perfekcją wykonania tej karkołomnej partii. Publiczność nagrodziła duet burzliwą owacją, wymuszając natychmiastowy bis.

Obu protagonistom towarzyszą młodzi wykonawcy w rolach zakochanych w sobie Noriny i Ernesta. Do każdej partii zaangażowano kilkoro wykonawców. Ja miałam okazję słyszeć Alexandrę Flood, jedną z trzech wyłonionych do tej roli w castingu młodych sopranistek, oraz Sang-Jun Lee, koreańskiego tenora o ciepłej barwie głosu. Mimo ich starań – oraz widocznego zwłaszcza u Flood niewątpliwego aktorskiego talentu – wobec absolutnie znakomitych Kwietnia i Macheja, musieli zejść na plan drugi.

Na podkreślenie zasługuje też świetna, bardzo przemyślana i efektowna scenografia autorstwa młodej artystki Alicji Kokosińskiej. Swoją stylistyką wpisała się znakomicie w ten tradycyjnie teatralny klimat – pełen rozmachu, wyważony wpół drogi pomiędzy dosłownością a umownością i bez popularnych projekcji multimedialnych. Zwłaszcza scena w ogrodzie zrobiła piorunujące wrażenie – odsłonięcie tej scenerii wyrwało z ust publiczności westchnienie zachwytu.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że dzięki talentom, wysiłkowi reżysera i zespołu Opery Krakowskiej ta operowa „klasyka” nabrała życia, wdzięku i zawrotnego tempa. Publiczność bawiła się znakomicie i głośno dawała wyraz entuzjazmu. Wypada tylko żałować, że przewidziano zaledwie cztery spektakle, a na wznowienie publiczność będzie musiała czekać do wiosny.

Iwona Ramotowska
dolce-tormento.blogspot.com
dolcetormento.pl

  • Sponsorem Opery Krakowskiej jest PKO Bank Polski, mecenas i patron wydarzeń muzycznych przygotowywanych przez tę instytucje.

Czytaj także:

Dla młodych i dla każdego – sztuka Poznania

Jerzy Maksymiuk – benefis w Filharmonii Narodowej

loaderek.gifoverlay.png