2016.05.10

Bieg Europejski w Gdyni – nad morzem znów biegło nam się dobrze

W Gdyni jak zawsze świetna frekwencja, całe rodziny na starcie i mnóstwo pozytywnej, nadmorskiej energii. Za nami Bieg Europejski z PKO Bankiem Polskim, druga impreza cyklu PKO Grand Prix Gdyni 2016. 7 maja dla chorego Leosia pobiegło ponad 800 osób.

 

Organizatorzy PKO Grand Prix Gdyni inwestują w przyszłość. W przyszłe pokolenia biegaczy właściwe. Konsekwentnie stawiają na biegi dzieci i młodzieży. Te cieszą się wzięciem i są pomysłowym prologiem przed główną częścią imprezy, jaką są gdyńskie „dyszki”.

Gdybym miał wskazać najbardziej pozytywny wyróżnik naszych imprez,to bez wahania wybrałbym biegi dzieci. Tu nie ma dolnego limitu wiekowego, więc nie dosyć, że można cieszyć oko sprintem naprawdę małych szkrabów, to te jeszcze mniejsze są transportowane przez rodziców. Zdarza się i to wcale nierzadko, że rodzice przypinają numery startowe pociechom, które nie potrafią jeszcze chodzić i gnają do mety z bobasami na rękach – mówi z uśmiechem Marek Urbaniak z Gdyńskiego Centrum Sportu.

Rodziców startujących z dziećmi, ale już nie na rękach, można było też spotkać w miasteczku lekkoatletycznym. Zawiadywali nim Sebastian Chmara i Paweł Januszewski. Pierwszy to były mistrz świata w wieloboju, drugi mistrz Europy w biegu na 400 metrów przez płotki. Na lekkoatletycznej robocie znają się zatem jak mało kto, a mieli jej pełne ręce. – Myślę, że przez miasteczko przewinęło się co najmniej 200 dzieciaków. Próbowały swoich sił w sprintach, czy w biegach przez bezpieczne niskie płotki. Starty z profesjonalnych bloków startowych, wszystko na tartanowej bieżni. To robi na maluchach wrażenie. Nie tylko zresztą na maluchach. Sprinterski talent przypomnieli sobie i rodzice, zwłaszcza ojcowie. Ścigali się razem z pociechami. O to nam właśnie chodzi. Lekkoatletyka to sport dla każdego – zakończył Januszewski.

Co w biegu głównym? Było ciepło. Za ciepło zdaniem wielu uczestników. – Myślałem o życiówce, chciałem złamać 45 minut i wydawało mi się, że jestem na to przygotowany. Pierwszą „piątkę” przebiegłem tak jak zakładałem, ale na ósmym kilometrze byłem już zagotowany. Żar lał się z nieba. Piłem tyle ile trzeba na trasie, ale przy takiej temperaturze musiałbym chyba okładać się lodem, żeby ustrzelić tę życiówkę. Nie dałem rady, ale przecież niedługo Bieg Świętojański. Ten co prawda w czerwcu, ale w środku nocy, więc prażące słońce mamy z głowy – podsumował Marcin Zambruski z Sopotu.

Na upał narzekała też Natalia Rote z Gdyni. – Czułam od razu po starcie, że dziś będzie ciężko. Co prawda ja nawet lubię biegać, gdy jest ciepło i wcale nie odpowiada mi tak wychwalana przez wielu biegaczy temperatura 10-15 stopniowa. Tyle, że mój organizm nie zdążył się przyzwyczaić do letnich warunków. Niby kiedy miał przywyknąć. Bardzo ciepło zrobiło się właściwie dopiero teraz, ale i tak jak zwykle u nas w Gdyni było magicznie. Przepadam za startami w moim mieście i tak jak przed rokiem mam zamiar skompletować ten wieloczęściowy medal. Szybko dowiedziałam się, że po czterech startach będę mogła złożyć sobie „Świętojańską”, czyli naszą główną ulicę. Ma mieć podobno dwa wymiary. Historyczny i obecny. Ciekawe jak to zagra na końcu – podsumowała.

Biegacze filantropi znów stanęli na wysokości zadania. Tym razem 842 osoby przypięły do koszulek kartkę z napisem „biegną dla Leosia”. Chłopiec ma 5 lat. Choruje na padaczkę, nie siedzi, nie mówi. Do rehabilitacji potrzebne jest specjalistyczne łóżko oraz wózek. W sfinansowaniu tych potrzeb pomoże Fundacja PKO Banku Polskiego.

Wspomnijmy jeszcze, że rywalizację na dystansie 10 km wygrał Tomasz Grycko, u pań najszybsza była Marta Krawczyńska.

Krzysztof Łoniewski
Dziennikarz programu III Polskiego Radia

Pliki do pobrania

loaderek.gifoverlay.png