2013.12.05

Efekt utopionych kosztów, czyli kiedy lepiej rezygnować

Załóżmy, że kupiłeś w przedsprzedaży bilet do kina, ale zanim je odwiedziłeś - rozchorowałeś się. Jeśli mimo złego samopoczucia wybrałeś się na seans, padłeś ofiarą błędu poznawczego zwanego efektem utopionych kosztów. Żal ci było stracić 20 zł, więc poszedłeś do kina tylko po to, aby zrealizować (czy skonsumować) zakup. Sam film zszedł na drugi plan. Jest to o tyle nieracjonalne zachowanie, że ryzykowałeś poważniejsze przeziębienie, być może grypę czy zapalenie płuc, co w konsekwencji mogło cię sporo kosztować, dosłownie i w przenośni.

Tego typu nielogicznych decyzji podejmujemy całkiem sporo. Jak łatwo się domyślić, zdecydowana większość ma ścisły związek z finansami. Co prawda zdarza się, że  inwestujemy tylko czas, ale nawet i on kojarzy nam się mocno z pieniędzmi.

  • U źródła tego nieracjonalnego postępowania leży przeświadczenie, że skoro zainwestowaliśmy już tyle czasu lub pieniędzy w konkretne przedsięwzięcie, to, wbrew logice i innym sygnałom ostrzegawczym, powinniśmy kontynuować rozpoczęty projekt.

Najsłynniejszym przykładem efektu utopionych kosztów jest historia samolotu Concorde. Mimo iż od początku zanosiło się na gigantyczną finansową katastrofę, projekt był przez długie lata kontynuowany, a do każdego lotu Concorde'a na linii Paryż - Nowy Jork linie lotnicze regularnie dopłacały. Jednak prestiż, duma i skomplikowane relacje między Wielką Brytanią a Francją, współudziałowcami w tym międzynarodowym konsorcjum, skutecznie blokowały wielokrotne próby wcześniejszego zaprzestania finansowania tego projektu. Z tego powodu efekt ten znany jest też pod nazwą "błąd Concorde'a" (ang. Concorde fallacy).

Koszty poniesione i bezpowrotnie utracone w tym projekcie oszacowano na miliardy dolarów, dlatego tak trudno było decydentom przyznać się do błędów popełnionych wcześniej na etapie projektowania i budżetowania.

Takich błędów logicznych popełniamy wiele nie tylko przy dużych projektach, ale także w niemal każdej sferze codziennego życia.

  • Ile razy zdarzyło nam się doczytać do końca książkę tylko dlatego, że przeczytaliśmy początkowe 100 stron i szkoda nam było czasu, które już zainwestowaliśmy w lekturę?

Ile razy zjedliśmy w całości zamówiony (i zapłacony) posiłek, nawet gdy w połowie konsumpcji byliśmy już najedzeni lub, co gorsza, przejedzeni? Ile razy zdarzało nam się kontynuować udział w kiepsko prowadzonym kursie tylko dlatego, że opłaciliśmy go z góry (uzyskując przy okazji drobną zniżkę)?

O wiele groźniejsze przykłady znajdziemy jednak wśród inwestorów giełdowych, zwłaszcza tych mniej doświadczonych - zdarza im się dokupić taniejące akcje spółek, które już posiadają w swoim portfelu. Na pozór strategia wydaje się całkiem logiczna: dokupić akcje, które nabyliśmy kiedyś po wyższej cenie, tym samym minimalizując poniesione straty i oczekując odbicia kursu do góry. Jednak losy wielu spółek dowodzą, że tego typu strategia jest szalenie niebezpieczna dla portfela inwestorów, gdyż czym większe spadki, tym większe prawdopodobieństwo, że spółka ma kłopoty, a kurs nigdy nie powróci do poziomu, przy którym przepłaciliśmy za akcje. Co więcej, wielu inwestorów straciło w ten sposób o wiele więcej pieniędzy, niż gdyby spieniężyli akcje w dołku i kupili akcje innej firmy.

  • Dlaczego podejmujemy tak nieracjonalne decyzje? Decyzje, które narażają na szwank nasze pieniądze, a niejednokrotnie i zdrowie?

Psychologowie podsuwają wiele tropów, jak choćby zbyt duży strach przed stratą, złudzenie zrozumienia rzeczywistości, a także nadmierny optymizm w procesie decyzyjnym.

Ciekawy pomysł na zminimalizowanie skutków efektu utopionych kosztów, zwłaszcza w odniesieniu do pracy zawodowej, podsuwa Seth Godin w książce "Dołek" (OnePress, 2007). Autor sugeruje, by już na etapie planowania kariery czy projektu biznesowego wyznaczyć sobie punkt odniesienia, który będzie dla nas jasnym sygnałem: rezygnować czy nie? Może to być konkretna liczba, np. wysokość dochodów, ale też stan emocjonalny, jak zadowolenie z pracy czy relacje ze współpracownikami.

Proponowałbym jednak skupić się na innym czynniku, jakim jest koszt alternatywny. To niesłychanie ważne, choć najczęściej pomijane, zagadnienie, które można streścić w jednym pytaniu: co mógłbym zrobić w tym samym czasie i czy byłoby to dla mnie korzystniejsze finansowo?

  • Zachęcam do nieustannego zadawania sobie tego pytania. Nawet w tak mało wymiernej sferze jak kariera zawodowa.

Czy nie szukam lepiej płatnej pracy tylko dlatego, że w obecnej poniosłem już tyle kosztów, zarówno finansowych (szkolenia, książki, dojazdy itp.), jak i emocjonalnych (zgranie się z zespołem, odnalezienie się w służbowej hierarchii)?

Odpowiedź na tak postawione pytanie może nam zaoszczędzić i czas, i pieniądze. Co więcej, być może uda nam się wreszcie podjąć decyzję, z którą zbyt długo zwlekaliśmy?

Wojciech Głąbiński

  • Wojciech Głąbiński

    Niezależny autor specjalizujący się w edukacji finansowej. Ponadto pisze o najnowszych odkryciach naukowych z takich dziedzin jak ekonomia behawioralna, neuroekonomia czy psychologia pieniądza. Autor poradnika finansowego "Ekonomia Przetrwania" (Złote Myśli, 2010), obecnie prowadzi dwa blogi: www.edukacjafinansowadlarodzicow.pl oraz www.ekonomiaprzetrwania.pl.

 

 

loaderek.gifoverlay.png