2018.09.10

„Mam niesamowite szczęście do ludzi”. Wywiad z Piotrem Cyrwusem

Na świat przyszedł w Waksmundzie, niewielkiej wsi nieopodal Nowego Targu. Na pytanie o pierwsze teatralne wspomnienie mówi właśnie o domu rodzinnym – tam bowiem oglądał spektakle Teatru Telewizji. Dziś oglądać można go zarówno na deskach teatru, jak i na szklanym ekranie.

O teatrze, niepodległości, sztuce wieszczów rozmawiamy z Piotrem Cyrwusem.

Czy pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z teatrem?

Teatr zawsze kojarzył mi się z Teatrem Telewizji. Jako młody chłopak tylko w ten sposób mogłem się z nim spotkać. Dla mnie to było coś dziwnego, czasem niezrozumiałego, ale jednocześnie coś, co mnie przyciągało. Nie wiem, dlaczego, ale bardzo lubiłem spędzać czas przy Teatrze Telewizji. Pierwszy namacalny kontakt to wycieczka szkolna w podstawówce. Przyjechaliśmy do Warszawy i odwiedzaliśmy teatry, m.in. innymi Teatr Polski. Pierwszy raz wtedy odwiedziłem to miejsce. A takie dojmujące i świadome już spotkanie z teatrem to była sztuka „Emigranci” Mrożka w reżyserii Andrzeja Wajdy w Teatrze Starym. Byłem wtedy w czwartej klasie liceum. I to wtedy właśnie pierwszy raz wyartykułowałem swoje marzenia, że będę zdawał do szkoły teatralnej.

Czy sztuki wieszczów narodowych, nie tyle nawet ich odbiór, co granie w nich, jest wyróżnieniem? Jest wyjątkowe?

Mam problem ze słowem „narodowy”. Dlatego nie powiedziałbym narodowy. Bardziej chodzi o to, z czym się utożsamiamy, o nasz genotyp. Wieszczowie potrafili nas opisać, opisać nasze pragnienia. Cały romantyzm jest, jakby na to nie patrzeć, wspaniałym dziedzictwem, kulturowym dobytkiem, ale też czasami naszym przekleństwem, wywyższaniem się nad inne narody choćby. Więc to są dwie strony medalu. Ale bez wieszczów nie byłoby nas. Mickiewicz, Słowacki, Wyspiański. Dzięki nim mamy właśnie tę tożsamość. „Pana Tadeusza” poznałem tak naprawdę nie w szkole podstawowej, a dopiero w szkole teatralnej. Jego wartość. I tą właśnie wartość, która jest w nas, Polakach. Z naszymi pięknościami i wstydami.

Ma Pan ulubioną sztukę?

Wskazałbym „Wesele” Wyspiańskiego. Ale jak czytam od czasu do czasu „Dziady” czy Słowackiego, to rzeczywiście uświadamiam sobie, że byli to genialni ludzie, którzy znali ludzi. Nie tylko w warstwie narodowej, ale też umiejąc odkrywać to, co po prostu nasze, ludzkie.

Czy jest jakaś postać, w którą Pan chętnie się wciela w teatrze, do której wraca?

Nie ma jednej. Choć chętnie wróciłbym do roli Bolesława Śmiałego. To jest, jak mówił profesor Tischner, „człowiek w wektorze historii”. To jedna z tych osób, których decyzje, posunięcia zmieniają bieg nie tylko narodów, ale i świata.

A poza teatrem? Czy jest osoba, o której powiedziałby Pan, że go inspiruje?

Miałem to szczęście, że na swojej drodze napotkałem wiele drogowskazów. Nie zawsze z nich korzystałem, czasem szedłem w przeciwną stronę. Wskazówki dostawałem dzięki pedagogom w szkole teatralnej czy księżom. Nie chcę wymieniać nazwisk, żeby nikogo nie pominąć. Ale miałem też mnóstwo szczęścia do ludzi „obok”. Oczywiście spotkałem osoby nieżyczliwe i nieprzyjemne, jednak czasem i od nich można się czegoś nauczyć. Na szczęście więcej było tych kochających drugiego człowieka, otwartych, szukających wolności.

Gdzie można Pana teraz zobaczyć?

Będę sporo jeździł po Polsce. A z drugiej strony planuję nieco luźniejszy sezon. Luźniejszy od teatru. Będę grał w teatrach prywatnych m.in. w Teatrze Imka w nowej komedii „Mała rzecz a cieszy” oraz w „Polowaniu na Łosia”. Ale też trochę starych, choćby „Emigrantów” z teatrem polonijnym z Wilna, tym razem już role AA, będę grał w Europie i chyba nie tylko.

Nie brzmi, prawdę mówiąc, jak luźniejszy sezon…

Będzie luźniejszy od repertuarowego teatru. I zaczyna się moja większa przygoda z filmem. Ruszają właśnie zdjęcia do „Legionów” o pierwszej kadrowej drodze do wolności i do komedii kryminalnej „Raz, jeszcze raz”.

Rozmawiała: Oktawia Staciewińska

Niebawem, jesienią, poznamy zwycięzcę konkursu na Nową Polską Sztukę Teatralną „Niepodlegli”, organizowanego przez Teatr Polski w Warszawie oraz PKO Bank Polski. Ta inicjatywa, podjęta z okazji 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, miała zainspirować twórców do napisania sztuki związanej z unikatowymi doświadczeniami Polaków. Nabór prac zakończył się 31 sierpnia.

Piotr Cyrwus na wielkim ekranie zadebiutował w roku 1988 jako nawigator w filmie „Pomiędzy wilki”. Znany jest z wielu ról filmowych. Wcielił się w rolę Macieja Konewki w „Panu Tadeuszu”, Zbysia w „Siostrach” czy strażnika w „Liście Schindlera”. Nie stroni również od ról serialowych. Jednak, jak podkreśla, teatr przyciągał go od najmłodszych lat. Związany jest między innymi z Teatrem im. S. Jaracza w Łodzi, krakowskimi Teatrem STU oraz Teatrem Starym, a także Teatrem Polskim im. Arnolda Szyfmana w Warszawie.

Czytaj także:

U progu i za progiem – polskie kino przebojem wkroczyło w XXI w. 100 lat polskiej kinematografii, cz. 3

Powojenne dylematy moralne i początki polskiej komedii – 100 lat polskiej kinematografii, cz. 2

Od narodzin do „Zakazanych piosenek” – 100 lat polskiej kinematografii, cz. 1

loaderek.gifoverlay.png