2018.05.04

Miłość, pasja, żar i ogrom wzruszeń. „Cyganeria” w Operze Krakowskiej

Ostatnie dni tegorocznej, wyjątkowo długiej, majówki spędź w Krakowie, gdzie do Opery Krakowskiej zaprasza PKO Bank Polski. Najbliższy piątek (4.05) i niedziela (6.05) to uczta dla miłośników „Cyganerii”. Na pewno nie zabraknie miłości, pasji, żaru i ogromnych wzruszeń – zachwala Tomasz Pasternak, prezes Ogólnopolskiego Klubu Miłośników OperyTrubadur.

Jakie były dzieje „Cyganerii”? Jak trafiła ona do głównych pozycji operowego kanonu?

Premiera „Cyganerii” miała miejsce 1 lutego 1896 r. w Turynie. Było to czwarte dzieło w dorobku Giacomo Pucciniego. Kompozytor zastanawiał się w tym czasie, czym się zająć, bo jego wcześniejsze utwory nie cieszyły się większym powodzeniem. Do dużego sukcesu doszło dopiero 3 lata przed premierą „Cyganerii”, także w Turynie – była to „Manon Lescaut”, która wywindowała kompozytora do tytułu króla włoskiej opery. Dziś „Cyganeria” jest zaliczana do tzw. wielkiej puccinowskiej czwórki; pozostałe to „Tosca”, „Madame Butterfly” i „Turandot”.  Jest tak wielkim przebojem, że każda szanująca się scena operowa na świecie powinna ją mieć w swoim repertuarze.

Co takiego jest w tym utworze, że po 122 latach od premiery w Turynie nadal jest wystawiany i publiczność niezmiennie się na nim wzrusza?

Moim zdaniem jest to zasługa niezwykłej muzyki, na ówczesne czasy bardzo nowoczesnej. Sama opera jest zróżnicowana. Z jednej strony śledzimy losy grupy kilku artystów, wśród nich jest malarz, filozof, poeta. Wszyscy są bardzo biedni, starają się zarabiać na życie, ale ich praca nie cieszy się zainteresowaniem, a życie polega na próbach związania końca z końcem. Z drugiej strony mamy nieszczęśliwą, gwałtowną miłość malarza Marcello, zakochanego w tancerce o imieniu Musetta. Ta para bohaterów w jednym momencie darzy się uczuciem, w innym się kłóci, rozchodzi się i schodzi ponownie, związek jest więc dynamiczny. Poeta Rudolf zakochuje się w natomiast w sąsiadce Mimi, która jest śmiertelnie chora i umiera na gruźlicę. W „Cyganerii” uderza nas więc to, co jest przejmujące i najważniejsze właściwe w każdej sztuce, czyli miłość. Opowiada ona prostą historię o życiu zwykłych, biednych ludzi, artystów, o tym, jak szukają marzeń. Tragiczne historie są nieśmiertelne, bo bardzo współczujemy ich bohaterom.

Siłą utworu okazała się wyrazista muzyka Pucciniego. Na czym polega jej moc?

Puccini posłużył się nowym językiem muzycznym. Warto zaznaczyć, że świat opery u schyłku XIX wieku się zmieniał. Styl bel canto, era, która rozpoczęła się od Mozarta, a kontynuowana była przez Donizettiego i Belliniego, powoli odchodziła w przeszłość. Verdi w tym czasie tworzył już swoje ostatnie dzieła. Świat poruszony był też twórczością Wagnera, który komponował zupełnie nową muzykę. Można powiedzieć, że Puccini nieco wyprzedził czas – nie wszyscy we Włoszech byli na to przygotowani. „Cyganeria” jest bardzo melodyjna, przyniosła światu operowemu wiele hitów. Słynna aria Rudolfa, kiedy Mimi przychodzi zapalić świece. „Che gelida manina" („A rączka taka zimna”), należy do absolutnego kanonu śpiewu tenorowego. Muzyka jest zróżnicowana, przechodzi od momentów komicznych do tragicznych, jest bardzo ludzka, uniwersalna i piękna, a piękno jest niezniszczalne. O ile podstawa literacka, czyli „Sceny z życia cyganerii Henri Murgera, nieco się zestarzała, to muzyka Pucciniego jest nieśmiertelna.

Widzowie pokochali dzieło już od momentu premiery w 1896 r. Jednak opinie krytyków początkowo były podzielone? Dlaczego?

Z „Cyganerią” związany jest mały skandal. Premiera zbiegła się z momentem, kiedy nie było wiadomo, kto po Verdim przejmie pozycję ojca operowego świata. Było kilku kandydatów, jednym z nich był Leoncavallo, który kilka lat wcześniej odniósł gigantyczny sukces krótką operą „Pajace” i był przekonany o swojej wielkości. Panowie się przyjaźnili, pewnego wieczoru się spotkali i rozmawiali o tym, nad czym pracują. Okazało się, że obaj mają w planach właśnie „Cyganerię”. Oczywiście, oczekiwania wobec obu kompozytorów były duże, rywalizacja była więc im nie w smak, bo porównania byłyby nieuniknione. Do dziś trwają spory, kto pierwszy wpadł na ten pomysł, wszystko wskazuje na to, że jednak Leoncanvallo. Część krytyków zwróciła się w związku z tym przeciwko Pucciniemu, stąd mogło się wziąć niezbyt przychylne przyjęcie jego „Cyganerii”.

Miejmy nadzieję, że w Krakowie do żadnego skandalu w związku z „Cyganerią” nie dojdzie. Reżyserii podjął się Laco Adamik, od wielu lat związany z tamtejszą sceną. W 2008 r. wyreżyserowane przez niego „Diabły z Louden” Krzysztofa Pendereckiego uroczyście uświetniły otwarcie nowego gmachu Opery Krakowskiej. Czego możemy się spodziewać w związku z jego najnowszym przedstawieniem?

Zaśpiewają w nim znakomici soliści. Jako Mimi zobaczymy Iwonę Sochę, która jest wspaniałym sopranem lirycznym, obdarzonym miękką frazą, dużą słodyczą w głosie i wyczuciem dramatycznym. Myślę, że jest wprost wymarzona do roli ubogiej hafciarki. Z kolei Tomasz Kuk, który zagra Rodolfo, to jeden z najpiękniejszych głosów tenorowych w Polsce, „rasowy” tenor bohaterski o zacięciu śpiewaka bardzo dramatycznego, o cudownej włoskiej frazie, wspaniały w partiach belcantowo-werystycznych. Za ich sprawą publiczności w Operze Krakowskiej na pewno nie zabraknie miłości, pasji, żaru i – mimo braku happy endu – ogromnych wzruszeń.

Rozmawiała Luiza Bebłot

Czytaj także:

Niezwykły muzyczny tydzień w Hajnówce. Rusza 37. Festiwal Muzyki Cerkiewnej

Do opery? Tylko w Bydgoszczy!

Sztuka bez tajemnic. Dzieci pytają, eksperci odpowiadają. Rusza 25. Bydgoski Festiwal Operowy

loaderek.gifoverlay.png