2018.06.29

Recepta na doskonały koncert jazzowy istnieje. Rozmowa z Markiem Napiórkowskim przy okazji Mieleckiego Festiwalu Muzycznego

To jedna z najważniejszych cyklicznych imprez w kalendarzu kulturalnym Mielca. W najbliższą sobotę, 30 czerwca, rusza XXI Mielecki Festiwal Muzyczny. Potrwa do 6 września i będzie prawdziwą ucztą dla ucha i duszy. Oprócz koncertów organowych, z których słynie, organizowane są również występy solistów, zespołów kameralnych, chórów i orkiestr. Mecenasem imprezy jest PKO Bank Polski.

 
Marek Napiórkowski UP_5 fot. Rafał Masłow

Każdego roku Mielec gości artystów muzyki organowej. W Ramach MFM odbywa się konkurs muzyki organowej i organowo–kameralnej Artem cameralem promovere, który adresowany jest do organistów oraz zespołów kameralnych. Biorą w nim udział zarówno zespoły instrumentalne, jak i wokalno-instrumentalne – duety, tercety, kwartety i kwintety. 

Oprócz dźwięku organów usłyszeć można również inne gatunki muzyczne. Podczas dotychczasowych edycji festiwalu w Mielcu gościli między innymi artyści Małgorzata Walewska, Waldemar Malicki czy Gwendolyn Bradley oraz orkiestry, zespoły kameralne i chóry. Wśród nich „Sinfonietta Cracovia” pod dyrekcją Krzysztofa Pendereckiego, Praski Kwartet Gitarowy, Męski Chór „Swietilen” z Rostowa czy Poznańskie Słowiki. Podczas sobotniego koncertu inaugurującego XXI edycję festiwalu w sali widowiskowej Domu Kultury SCK zagra orkiestra kameralna polskiego radia Amadeus pod dyr. Agnieszki Duczmal.

Program tegorocznej imprezy jest bardzo bogaty. Znalazł się w nim m.in. recital gitarzysty jazzowego i kompozytora Marka Napiórkowskiego. Artysta wystąpi wspólnie z Sextetem „UP”.

Na swoim koncie ma ponad 150 albumów. Od początku kariery pojawia się na szczytach polskich rankingów, a nieprzerwanie od 2012 r. głosami czytelników Jazz Forum, wybierany jest Jazzowym Gitarzystą Roku. Dziesięciokrotnie nominowany do prestiżowej Nagrody Muzycznej Fryderyk w kategoriach Jazzowy Muzyk Roku oraz Jazzowy Album Roku. Grał wspólnie z Patem Metheny, Anną Marią Jopek, Angélique Kidjo, Tomaszem Stańko, Henrykiem Miśkiewiczem, Urszulą Dudziak, Leszkiem Możdżerem, Ewą Bem, Janem „Ptaszynem” Wróblewskim. Koncertował w Japonii, USA, Meksyku, Brazylii, Kanadzie, Indonezji, Chinach, Rosji i większości krajów Europy.

Jakie jest Pana pierwsze muzyczne wspomnienie?

Kojarzy mi się z głosem mamy, która śpiewała coś na kształt kołysanek. Będąc w temacie nadmienię, że nagrałem właśnie wspólną płytę z Natalią Kukulską zatytułowana „Szukaj w snach”, na której gramy kołysanki. Później jako 7-latek grałem na skrzypcach w szkole muzycznej w Jeleniej Górze, z której pochodzę. Pewnie było to dla domowników niełatwe przeżycie… A tak świadomie, to myślę, że istotne dla rozwoju mojego – jako muzyka – rzeczy, zdarzyły się, gdy jako meloman zacząłem muzyki dużo słuchać. To się zbiegło mniej więcej z czasem, w którym zacząłem grać na gitarze, w wieku 12 lat. Wtedy zafascynowała mnie estetyka rockowa: Jimi Hendrix, Led Zeppelin, zespoły bluesowe. Chwilkę później zacząłem skłaniać się w stronę jazzu.

Ma pan na swoim koncie ponad 150 albumów. Każdy z nich jest inny, wyjątkowy. Czy któryś jest bliższy Pana sercu?

Z pewnością moje autorskie płyty. Licząc tę z Natalią oraz z Arturem Lesickim „Celuloid”, jest ich osiem. Szczególnie cenię chyba te ostatnie, czyli „Szukaj w snach” z Natalią i moją ostatnią płytę „Warszawa – Nowy Jork”. Na drugi podzbiór składają się płyty zespołów, w których nie byłem liderem, ale przez lata współtworzyłem ich brzmienie. I to są płyty z Henrykiem Miśkiewiczem, z Dorotą Miśkiewicz, z zespołem Funky Groove, czy z Anną Marią Jopek, z która grałem 18 lat. Ogromną część w tym zbiorze zajmuje trzecia grupa. To płyty, które nagrywałem jako muzyk sesyjny. Dzwonili do mnie artyści chcący mieć moją gitarę na swoich płytach i godziłem się, jeśli wydawało mi się to w jakiś sposób atrakcyjne. I się nazbierało.

Lista muzyków, z którymi Pan grywał, jest niezwykle długa. Które spotkanie było dla Pana szczególnie wyjątkowe – przy nagrywaniu płyty, przy okazji koncertu lub prywatnie?

Z moich doświadczeń wynika, że nie trzeba się spotkać z Patem Methenym, żeby przeżyć coś wielkiego. Czasami wystarczy kooperacja z wybitnym muzykiem z naszego podwórka. I choć spotkanie z Patem było na pewno jednym z najbardziej niezwykłych doznań w moim życiu, to nieco przekornie powiem, że ogromne wrażenie zrobiła na mnie współpraca z artystą, z którym choć grałem 4 lata, to nie pozostał po tym żaden ślad fonograficzny, nad czym ubolewam. Chodzi o saksofonistę, już nie żyjącego Tomasza Szukalskiego. Zasługiwał na dużo większą rozpoznawalność w świecie. Grając z nim odbierałem wielką lekcję muzyki. Dlatego właśnie wymienię jego, bo myślę, że warto o nim pamiętać. 

15 lipca zagra Pan w Mielcu. Wspólnie z „Sextetem” w ramach projektu „Up”. Piotr Iwicki, dyrektor artystyczny Polskiego Radia napisał, że istnieje recepta na doskonały koncert jazzowy – wystarczy, żebyście Panowie wspólnie wyszli na scenę. Co Pan na to? 

 „Sextet” to dla mnie ważny zespół, z którym, mam nadzieję, będę grał przez lata. Płytę nagraliśmy kilka lat temu, ale wspólne muzykowanie zawsze jest dla mnie wielkim świętem, gdyż obok mnie występują tu muzycy, z którymi każde spotkanie jest niezwykle fascynujące. Zagrają Henryk Miśkiewicz, Adam Pierończyk, Michał Tokaj, Andrzej Święs i Paweł Dobrowolski. To duży skład, gramy kolorową muzykę.

Rozmawiała: Oktawia Staciewińska

Czytaj także:

Wystawa i aukcja charytatywna obrazów na rzecz Magdaleny Dorau. Dołącz!

Królewski finał. Koniec wspaniałego sezonu artystycznego w Filharmonii Narodowej w Warszawie

Wszystkie kolory muzyki. W weekend rusza 19. Wędrowny Festiwal Filharmonii Łódzkiej 

loaderek.gifoverlay.png