#zkopyta po wiedzę cz. 10. Pańskie oko konia tuczy
Tych, którzy na dobre połknęli jeździeckiego bakcyla, można spotkać nie tylko na padoku, ale również podczas kolejnych edycji i poszczególnych zawodów z cyklu Cavaliada. A skoro jeździectwo zyskuje popularność, to w naturalny sposób rozwija się wokół niego biznes.
Początki hodowli koni w Polsce sięgają czasów Bolesława Krzywoustego, który – według źródeł – miał wymieniać te zwierzęta na inne dobra podczas negocjacji z władcami sąsiednich państw. Już w pierwszej połowie XVIII w. przyrodnik, Gabriel Rzączyński wydał w Sandomierzu księgę, w której opisywał Polskę jako krainę cudownych koni, silniejszych, niż ich tureccy pobratymcy.Na początku XX w.w Polsce żyło ponad 3 mln koni.
Po latach wojen i politycznych zawirowań w 1957 r. reaktywowany został Polski Związek Jeździecki. Od tego momentu koń zyskał rolę zwierzęcia także rehabilitacyjnego, jak i sportowego. Dziś działa w Polsce 97 certyfikowanych ośrodków. Są to zarówno niewielkie, lokalne szkółki jeździeckie, jak i duże placówki szkolące profesjonalnych zawodników.
Założenie szkółki oznacza inwestycję w teren, zabudowę, zwierzęta i ludzi. Na początek w grę wchodzi wydatek rzędu 40-60 tys. zł na adaptację terenu i infrastruktury. Później doliczyć trzeba koszt zakupu zwierząt. Wachlarz cen koni jest olbrzymi – w zależności od wieku i rasy trzeba liczyć minimum 3 tys. zł. za jedno zwierzę. W niewielkiej szkółce zazwyczaj „pracują” 3-4 konie. Miesięczny koszt utrzymania wierzchowców to od 500 zł do 2 tys. zł za jedno zwierzę. Do tego dochodzi wynagrodzenie dla weterynarza, trenerów i stajennych. W mniejszych ośrodkach nie są oni zatrudnieni na stałe, ale konsultacje z zawodowcami także należy wpisać do biznesplanu. Mimo tak wielkiej inwestycji – nie należy nastawiać się na szybki i łatwy zarobek.
W przypadku zajęć dla poczatkujących jeźdźców średnia cena półgodzinnego treningu to ok. 50 zł. Gdy w zajęciach bierze udział już doświadczony uczeń, trening wydłuża się do godziny i kosztuje ok. 100 zł. Sporym wydatkiem są również treningi stricte sportowe i skokowe. To jednak nie zmienia faktu, że niewielka „szkółka jeździecka” musi działać prężnie przez wiele miesięcy, zanim zacznie przynosić solidne zyski.
Podopieczni takich ośrodków z czasem – po latach systematycznych treningów – stają się często zawodowymi jeźdźcami. Efekty ich wytężonej pracy można podziwiać podczas zawodów takich jak Cavaliada.
Oprócz sportu, biznes konny toczy się dziś również wokół wyjątkowych okazów - wystaw, aukcji i pokazów. Po II wojnie światowej szlachetne odmiany zostały wyparte przez taniego w utrzymaniu, niedużego i przede wszystkim przydatnego w codziennej konia roboczego. Stulecia pracy nad pięknymi rasami poszły w zapomnienie. Na szczęście dziś tradycja ta rodzi się na nowo. Przywracają ją właściciele centrów rozrodu koni. To dzięki nim w Polsce rozpowszechniają się nowe i powracające po wielu stuleciach nieobecności rasy, takie jak np. konie fryzyjskie. Zapewniają także hodowcom szybki dostęp do bazy genetycznej.
Innym zawodem blisko związanym z biznesem konnym jest mistrz ceremonii jeździeckich, jak nazywa się aukcjonera konnego. Jego zadaniem jest przeprowadzenie licytacji zwierząt. Ten prawdziwy konny dyplomata – jak opowiada jeden z najsłynniejszych polskich aukcjonerów Michał Romanowski – z takim samym zaangażowaniem licytuje konie za 900 euro, jak i za 900 tys. euro. W jego pracy szczególnie wysoko ceni się niezależność. Jeśli zajdzie jakiekolwiek podejrzenie, że doszło do nadużyć w trakcie licytacji – dokonywany jest audyt.
Jak wiadomo – pańskie oko konia tuczy, zatem jak w każdym biznesie, tak i w przypadku jeździectwa właściciele centrów rozrodu koni czy nawet niewielkich szkółek jeździeckich nie spuszczają swojego biznesu z oka. Muszą doglądać zwierząt, pomagać ludziom. Pracują niemal non stop. Przynosi im to od początku olbrzymią satysfakcję, a z czasem również spore zyski. Choć w branży od lat mówi się z przekąsem: „chcesz zostać milionerem hodując konie? Najpierw musisz być miliarderem”.
Agata Sosnowska