2016.10.05

PKO Poznań Maraton to ich bieg

Jeden powalczy o złamanie trzech godzin, drugi ma zamiar oczyścić umysł, a trzeciemu zakręci się w oku łza. W najbliższą niedzielę na 17. PKO Poznań Maratonie będziecie mieli okazję spotkać wiceszefa wielkopolskiej policji, byłego rektora i znanego wyczynowca z bogatą przeszłością maratońską.

PKO Poznań Maraton to ich bieg

Tym pierwszym będzie Roman Kuster, zastępca Komendanta Wojewódzkiego Policji. Tym drugim – profesor Marian Gorynia, wybitny ekonomista, były szef Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Tym trzecim – maratończyk Andrzej Krzyścin, który wygrywał biegi w Stanach Zjednoczonych. W niedzielę 9 października będą z nami na 17. PKO Poznań Maratonie. Z PKO Bankiem Polskim, który po raz kolejny wspiera wydarzenie, łączy ich nie tylko bieganie. Od kilku lat są jego klientami.

A Ty, dlaczego nie biegniesz?

Inspektor Kuster to biegacz z czteroletnim doświadczeniem i wielkimi ambicjami. Już podczas swojego debiutu wykręcił świetną życiówkę 3:26, a na kolejnych biegach regularnie przesuwał tę granicę. Dlatego dziś może pokusić się o taką deklarację: - Na 17. PKO Poznań Maratonie zamierzam złamać trzy godziny!.

Nie składałby takich obietnic, gdyby cztery lata temu, jeszcze w charakterze kibica i oficjela, nie pojawił się właśnie na biegu w Poznaniu. Roman, dlaczego nie biegniesz? – padało pytanie. – Koledzy i znajomi powtarzali je tak często, że już miałem ochotę zrzucić garnitur i zmierzyć się z tym dystansem natychmiast, na miejscu, ale się powstrzymałem – opowiada inspektor – Gdy jednak po powrocie do domu żona zaproponowała, że może byśmy tak razem przebiegli maraton, wiedziałem, że muszę to zrobić – dodaje.

No i zaczęły się przygotowania. Niestety, po pół roku nie wytrzymała łękotka. Rekonwalescencja wyłączyła inspektora z biegania na dwa miesiące, ale potem trening znów ruszył pełną parą. Tym razem było już dużo rozciągania, wzmacniania mięśni, ćwiczeń ogólnorozwojowych. No i udało się w dobrym zdrowiu doczekać tego pierwszego imponującego startu – też na maratonie poznańskim.

Po drodze dużo się nauczyłem o bieganiu. Kiedy jeden z bardziej doświadczonych kolegów doradzał mi, żebym na ciężkich podbiegach zawsze przyspieszał, byłem bardzo zdziwiony. Ba, myślałem, że sobie ze mnie żartuje. Dziś już wiem, że gdy jest źle, gdy jest trudno, trzeba przycisnąć. Udowodnić głowie, że można – opowiada inspektor Kuster.

Głowa w bieganiu ma bowiem podwójne znaczenie. To dzięki niej, dzięki sile umysłu przekraczamy bariery, a dodatkowo bieganie tę głowę nam odświeża. – Dzięki treningom idę do pracy wypoczęty psychicznie. Gotów mierzyć się z problemami i decyzjami.

Higiena głowy

Bo bieganie to coś w rodzaju prysznica dla mózgu – wyjaśnia z uśmiechem Marian Gorynia, były rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Jego również będzie można spotkać w tym roku na trasie. Bieganie pozwala utrzymać organizm w dobrym stanie, sprawia mu przyjemność (a jest umiarkowanym hedonistą), a ponadto odnajduje w tym bieganiu coś więcej. Cóż to jest? Nie wiadomo – bliżej niesprecyzowany romantyzm. Gdy żona wzdycha kolejny raz: „A po co ty tam idziesz? Wyspałbyś się, odpoczął”, to profesor wie, że nie robi tego tylko dla endorfin.

Robię to również dla ludzi. Spotykam na biegach znajomych. Ogromną przyjemność sprawia mi też obserwacja społeczności biegowej. Wszyscy są dla siebie życzliwi, empatyczni, skorzy do pomocy. Jeśli mówi się, że człowiek człowiekowi wilkiem, to w tym świetle można też dla pozytywnego kontrastu sparafrazować: »człowiek człowiekowi biegaczem« – wyjaśnia.

Profesor lubi też łączyć aktywność fizyczną z intelektualną. W czasie treningu wpadł na pomysł zorganizowania uczelnianego biegu. Studentom się podoba, że ich szkoła jest rozbiegana. Tak przynajmniej wynika z prywatnych badań opinii studenckiej przeprowadzanych przez wykładowcę, czyli podsłuchiwania rozmów na korytarzach.

Regularnie zaczął biegać w 2010 roku, a w 2011 debiutował na półmaratonie w Pile. W 2012 roku przebiegł maraton poznański z wynikiem 4:15 – każdy kolejny start pozwalał pobić życiówkę, aż do zeszłego roku, kiedy rezultat okazał się ciut gorszy od poprzedniego. Na razie rekord profesora wynosi 3:44.

Rekord został wyśrubowany także dzięki wsparciu kibiców. Bo zdarza się, że na trasie obcy ludzie krzyczą do wykładowcy: „Dawaj, Marian, dawaj!”. No i wspaniale, bo na biegach wszyscy jesteśmy zawodnikami. Nie ma rektorów, dyrektorów, tak zwanych VIP-ów. Są spoceni, dyszący, wyczerpani ludzie – mówi Marian Gorynia.

Jako ekonomista nie może też nie dostrzec zalet finansowych maratonu poznańskiego. – Przecież ludzie, którzy przyjeżdżają do nas, by wystartować w zawodach, często nocują w mieście. A nawet jeśli nie zostają na noc, to zaglądają do restauracji i sklepów. Poza tym taki świetnie zorganizowany bieg to wspaniała reklama dla Poznania, który miał kiedyś wizerunek zamkniętego społecznie i obyczajowo. Dziś to się zmieniło – opowiada.

Każdy znajduje czas na Poznań

Andrzej Krzyścin, znany maratończyk, wyczynowiec, który wygrywał maratony w Stanach Zjednoczonych, również obserwował, jak zmieniał się maraton poznański. Jego rekord życiowy na królewskim dystansie wynosi 2:11:42. Niestety, w tym roku ten utytułowany zawodnik nie pobiegnie w 17. PKO Poznań Maratonie, ale na pewno będzie kibicował. – Zjawię się na biegu, bo wyrósł on na imprezę światowej klasy i to nie tylko pod względem warunków przygotowanych dla amatorów, ale też podejścia do zawodowców – chwali Andrzej Krzyścin.

Jako dziecko zaczynał od piłki nożnej, potem trafił do szkoły, która specjalizowała się w piłce ręcznej. Niestety, nie miał do tego sportu warunków – kończąc podstawówkę, ważył tylko 64 kilogramy. Postawił na lekkoatletykę, a w szczególności biegi. Najpierw przez wiele lat krótkie, a potem – już na studiach na AWF w Poznaniu – średnie, czyli po 5 i 10 kilometrów. Dopiero po studiach spróbował swoich sił w maratonie.

Pierwszy był Berlin w 1992 roku. Tam nasz maratończyk zajął 23. miejsce, ale czas który osiągnął (2:18:10) pokazał, że może się ścigać na tym dystansie. – Od razu postanowiłem pojechać do Los Angeles. To była ogromna impreza z bardzo silną obsadą. Pięćdziesięciu zawodników mogło pochwalić się życiówką poniżej 2:15. Ale z każdym kilometrem do mety zbliżałem się do podium i wydawało mi się, że przybiegłem jako drugi. Niestety, nikt z nas nie zauważył, że w trakcie zawodów urwał nam się zając, który miał pociągnąć grupę. Nie przerwał biegu i wygrał. Ja byłem więc trzeci – mówi zawodnik.

Kolejnym rozczarowaniem był fakt, że w USA dekoruje się tylko zwycięzcę. Tam tylko on jest bohaterem. Andrzej Krzyścin doświadczył tego, gdy trzy razy zwyciężał w maratonie w Austin w Teksasie. Wywiady, wielokrotne dekoracje, nagrody. Tam też zakończył karierę. W 2015 roku przybiegł jako trzynasty i już na linii mety powiedział, że rezygnuje, że to czas na biegową emeryturę.

Obraziłem się na moją dyscyplinę i postanowiłem skończyć z jakimkolwiek bieganiem. Po jakimś czasie mój organizm się jednak zbuntował. Wszystko bolało, nie mogłem nawet wejść po schodach. Musiałem wrócić do treningów. Tak wygląda moja relacja z tym sportem. Najpierw, na początku, to bieganie wybrało mnie, bo miałem warunki, a na końcu sterroryzowało, bym przy nim pozostał. To jest trudna miłość, ale jednak miłość. Prawdziwa pasja – opowiada.

Teraz biega, ale organizuje też zawody, na przykład Bieg Lechitów. I właśnie okiem organizatora będzie spoglądał na 17. PKO Poznań Maraton. – Zapewne będzie tak, jak co roku - profesjonalnie, wesoło, ale i sentymentalnie. Za każdym razem jestem trochę wzruszony, bo to jest mój maraton. Spotykam tam wielu znajomych. Każdy ma swoje życie, rodzinę, pracę, ale każdy znajduje też czas, by zjawić się w Poznaniu.

Redakcja Runner’s World

Czytaj także:

Maratończycy pobiegną w stolicy Wielkopolski

loaderek.gifoverlay.png