O plakacie XI Festiwalu Filmowego „Niepokorni Niezłomni Wyklęci” opowiada jego autor Robert Tyska

Cztery dni wypełnione pokazami filmów dokumentalnych i fabularnych oraz reportażami radiowymi – w Gdyni w najbliższy czwartek rozpocznie się XI edycja Festiwalu Filmowego Niepokorni Niezłomni Wyklęci. Wydarzeniu towarzyszą wystawy, instalacje artystyczne i widowiska muzyczne.
około min czytania

To najstarszy i jednocześnie jedyny w Polsce festiwal filmowy, w czasie którego trwa ożywiony dialog kilku pokoleń Polaków. Autorem plakatu promującego wydarzenie jest Robert Tyska.

Dłonie, które pokazał Pan na plakacie XI Festiwalu Filmowego „Niepokorni Niezłomni Wyklęci”, nie należą do przypadkowych osób – stoi za nimi konkretna historia. Co chciał Pan powiedzieć tym obrazem?

Robert Tyska: Ideą plakatu było połączenie pokoleń przez pryzmat filmu. Stąd dwie dłonie – jedna, na której czas już odcisnął swe piętno, z historią wojny i konspiracji; druga młoda i współczesna – symbolizująca kolejne pokolenie. Mogliśmy oczywiście skorzystać z rąk anonimowych modeli, które spełniałyby potrzeby przekazu. Jednak razem z Arkiem Gołębiewskim, dyrektorem Festiwalu NNW uznaliśmy, że zaproszenie do sesji osób, które nie tylko wyglądają odpowiednio, ale mają za sobą również prawdziwą historię, będzie lepszym rozwiązaniem. Dłonie układające się w znak kadrowania na plakacie to z jednej strony dłoń Powstańca Warszawskiego Juliana Kulskiego, a z drugiej dłoń wnuka oficera WP, który zbiegł z transportu do Katynia, aktywnego człowieka dzisiejszych czasów Szczepana Rumana.

Jak rozpoczęła się Pana współpraca z organizatorami festiwalu?

Było to chyba w trakcie III edycji wydarzenia w 2011 r. Festiwal nie miał jeszcze takiego rozmachu i środków. Z całą pewnością przyciągnęła mnie tu osobowość, upór i pasja Arka Gołębiewskiego (dyrektor festiwalu NNW – przyp. aut.). To działa trochę w taki sposób, że jego konsekwencja w realizacji celów potrafi zarazić i wzbudza szacunek. Myślę, że z czasem pojawia się też rodzaj zaufania, zrozumienia, który pozwala ominąć zbędne i zabierające czas ustalenia.

Jest Pan grafikiem i animatorem filmowym, współtwórcą nagrodzonego na IX Festiwalu NNW filmu „Jak Oskar komunę obalał”. Czy te techniki artystyczne się przenikają?

Myślę, że obraz, animacja, film, fotografia to sztuki pokrewne. Oczywiście trudno osiągnąć biegłość w używaniu narzędzi przynależnych każdej z tych aktywności. Świadomość warsztatu, jego możliwości i ograniczeń jest niezbędna z jednej strony, z drugiej zaś często bywa twórcza. Najważniejsze jednak jest to, co się chce powiedzieć, a następnie dobrać do tego właściwe środki.

Skąd czerpie Pan inspiracje do swoich dzieł?

Inspiracje są wszędzie, tak naprawdę trzeba tylko umieć je zauważyć, połączyć fakty i obrazy, nadając im nowe lub rozszerzając istniejące znaczenie. To, co dla mnie bardziej istotne niż przemijające mody estetyczne, to potrzeba znalezienia znaczenia, które stanie za obrazem. Chodzi o to, żeby nie zastępować treści formą. Myślę, że spójny i silny przekaz można uzyskać tylko wtedy, kiedy forma i treść niosą wspólnie jedną informację.

Ma Pan jakieś artystyczne marzenie?

Chyba nie mam. Myślę, że jeżeli o czymś będę chciał opowiedzieć i będzie to ważne, to przy odpowiedniej dozie determinacji znajdę sposób i drogę, żeby to się stało. Dziś powszechny dostęp do narzędzi i łatwość, z jaką można podzielić ze światem swoją pracą przestał być problemem dla twórcy. Myślę, że to co najważniejsze musi się wydarzyć w głowie autora.

Rozmawiała
Oktawia Staciewińska