„Walczymy o tych, którzy sami nie mają sił ani możliwości, aby upomnieć się o swoje prawa”. Nagroda im. Jana „Rodowicza” Anody w rękach Pawła Grabowskiego
Dojedzie w najdalszy zakątek wsi, wesprze pacjenta i jego rodzinę, zapewni godne warunki w ostatnich chwilach życia. Paweł Grabowski, założyciel hospicjum dla osób nieuleczalnie chorych Fundacja Hospicjum Proroka Eliasza, został laureatem tegorocznej nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”. Wyróżnienie przyznano mu w kategorii „Całokształt dokonań oraz godna naśladowania postawa życiowa”. Opowiedział nam o tym, jak zrodził się pomysł i jakie trudności musiał pokonać, by nieść pomoc pacjentom. 2019-04-16Co skłoniło Pana, lekarza-onkologa, do wyjazdu z Warszawy i stworzenia hospicjum dla osób nieuleczalnie chorych w małej miejscowości?
Do tej decyzji dojrzewałem długo, ale praca w stołecznym Centrum Onkologii i zdobycie specjalizacji z medycyny paliatywnej znacznie ją przyspieszyły. Pracowałem w warszawskich hospicjach i równocześnie w Centrum Onkologii. Pacjenci, którzy przyjeżdżali do mnie do Centrum Onkologii, to były osoby z całej Polski – zastanawiałem się, jak dalej radzą sobie ci z małych miejscowości, gdzie dostęp do specjalistycznej opieki paliatywnej jest o wiele gorszy niż w dużym mieście. Zwłaszcza, jak sobie radzą, gdy walki z nowotworem nie udało się wygrać. Liczne rozmowy, spotkania, wyjazdy… a potem decyzja, żeby zaryzykować. Było trudno. Jest trudno. Ale nigdy nie żałowałem swojego wyboru.
Miewał Pan kryzysy, napotykał na trudne do pokonania przeszkody?
Oczywiście, że tak. Dobre dzieła rodzą się w trudzie – tak się pocieszam, kiedy jest już bardzo trudno. Na szczęście nie brakuje wokół nas ludzi serdecznych, życzliwych, zaangażowanych. Działamy na słabo zaludnionych i wciąż wyludniających się oraz starzejących terenach Polski. To oznacza nie tylko długie dojazdy do pacjentów, ale i wielki trud przy kompletowaniu zespołu profesjonalistów pracujących w hospicjum. No i jeszcze sztywno działający system opieki zdrowotnej. Rozwiązania, które jako tako sprawdzają się w dużym mieście, tu – na terenach wiejskich – są często zupełnie nieadekwatne do potrzeb osób zależnych. Nasza praca to walka i może dlatego przyznano mi tę „powstańczą” nagrodę. Wraz z moim zespołem walczymy o tych, którzy sami nie mają sił ani możliwości, aby upomnieć się o swoje prawa.
Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody” to odznaczenie przyznawane przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Otrzymują je osoby, które swoją postawą udowadniają, że można żyć lepiej i można być lepszym człowiekiem. Są to ludzie nazywani „Powstańcami” czasu pokoju. Zwykli-niezwykli bohaterowie, którzy angażują się w działania na rzecz innych. Mecenasem Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody” jest Fundacja PKO Banku Polskiego. Jan Rodowicz ps. „Anoda” był harcerzem, żołnierz Szarych Szeregów i AK oraz Delegatury Sił Zbrojnych. Brał udział w wielu akcjach bojowych, Powstaniu Warszawski, a po wojnie prowadził akcje propagandowe i wywiadowcze przeciwko władzom komunistycznym.
Dużo jest sytuacji, które szczególnie długo zostają w Pana pamięci? Od współpracowników i pacjentów wiem, że jest Pan bardzo ciepłym człowiekiem. Czy łatwo się Pan wzrusza?
Czy się wzruszam? Wojownikowi nie zadaje się takich pytań (uśmiech). Sytuacji, które pozostają we mnie na dłużej, jest wiele. Spotykam prawdziwych bohaterów – małżonków zajmujących się sobą u kresu życia, dzieci pielęgnujące swoich rodziców, a czasem rodziców, którzy muszą towarzyszyć w przejściu na tamten brzeg swoim dorosłym dzieciom. Wiele pięknych, zasługujących na niejeden order postaw, wiele prawdziwego heroizmu. Często myślę, że to zaszczyt ich wspierać i im towarzyszyć.
Czy nagroda im. Jana Rodowicza „Anody” coś w Pana życiu zmieniła?
Minęło dopiero kilka dni od uroczystości wręczenia nagród. Na razie muszę walczyć o czas dla swoich pacjentów i zespołu, a także o czas na odpoczynek. Telefonów, zaproszeń do wystąpień w mediach jest taka obfitość, że życzyłbym sobie, aby – z mniejszą częstotliwością – pamiętano tak o nas przez cały rok. Proponuję, aby zadać mi to pytanie za kilka, kilkanaście miesięcy, dobrze?
Bardzo chętnie! Planuje Pan poszerzyć działalność charytatywną?
Tak, w maju chcemy ruszyć z budową Ośrodka Hospicyjno-Opiekuńczo-Edukacyjnego w Makówce w gminie Narew. Mamy ziemię i wszystkie pozwolenia, mamy pieniądze na stan zerowy i część murów. Bardzo poszukujemy środków – wiemy, że unijnych nie ma w chwili obecnej, próbujemy zainteresować potrzebami naszych podopiecznych instytucje centralne, liczymy na dobroczyńców. To dzięki nim ponad 5 lat mogliśmy prowadzić hospicjum domowe bez kontraktu z NFZ, a teraz możemy finansować opiekę nad chorymi, którzy wymagają naszego wsparcia, a „mają pecha”, bo nie chorują na którąś z refundowanych jednostek chorobowych. Jesteśmy niewielkim zespołem, robiącym wielkie rzeczy. Możemy i chcemy działać dalej, ale będzie to możliwe tylko przy wsparciu i pomocy innych.
Rozmawiała Oktawia Staciewińska