„Nie ma nic bardziej wartościowego niż wspólny śmiech czy łzy na widowni”

Piękny czerwcowy poranek. Na ulicach mnóstwo osób przemieszczających się w różnych kierunkach. Niewiele już widać znaków pandemii, w której wciąż żyjemy. Poturbowany świat powoli wraca do normalności.
około min czytania

Zaledwie od kilku tygodni znów można zasiąść w kinowym fotelu lub obejrzeć spektakl teatralny. „Tak bardzo do tego tęskniliśmy” – mówi Przemysław Kieliszewski, Dyrektor Teatru Muzycznego w Poznaniu.

Spotykamy się online. Pandemia nauczyła nas nowych technik i nowego sposobu komunikacji. Choć nic nie zastąpi osobistego spotkania, to dziś nawet z ekranu widać, jak wiele ma Pan energii i pozytywnych emocji….
Tak, bo znów działamy! Moja energia wyzwala się właśnie w kontakcie z ludźmi.

Dziś tych ludzi w teatrze znów można zobaczyć. Może jeszcze nie komplet, ale już 75 proc. publiczności reaguje, śmieje się, podśpiewuje i stuka nogą o podłogę w takt dźwięków ze sceny…
I to mnie bardzo cieszy. Jestem szczęśliwy, że za chwilę będę mógł nie tylko gościć publiczność na znanych dotychczas spektaklach, ale również pokazać przygotowywaną w dobie pandemii premierę. Już teraz serdecznie zapraszam na „Kombinat”. Premiera widowiska odbędzie się lada dzień – 19 i 20 czerwca. To jest spektakl, którego jeszcze u nas w teatrze nie było. Nie chodzi tylko o sam tytuł, ale również sposób myślenia o Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Zaprosiliśmy do współpracy Wojciecha Kościelniaka, który w polskim teatrze muzycznym jest bardzo ważną postacią. Znany jest z wielu różnych adaptacji literackich, np. „Blaszany Bębenek” czy „Mistrz i Małgorzata” w Teatrze Capitol we Wrocławiu. Wyreżyserował także „Wiedźmina” i „Chłopów” w Teatrze Muzycznym w Gdyni. A „Kombinat” to coś zupełnie nowego. Spektakl powstał z inspiracji tekstami Kafki, Orwella i Huxleya, a za punkt wyjścia przyjął muzykę i teksty Obywatela GC i Republiki. To nowa mocna pozycja w naszym repertuarze.

Mocna i… aktualna?
Tak, myślę, że dzisiaj bardzo aktualna. Spektakl jest wymowny, bo mówi o uwikłaniu jednostki w korporację, w państwo, w system, w to, że jesteśmy w pewien sposób otoczeni i zniewoleni – czasami nieświadomi tego, jak mocno. Piosenka „Telefony, telefony” , „Moja krew” oddają niesamowity klimat tego, co się obecnie dzieje.

A jaka jest forma tego spektaklu?
To jest spektakl muzyczny. Mimo, że treść jest poważna, to np. taniec, ruch sceniczny Eweliny Adamskiej-Porczyk ma charakter musicalowy, jest bardzo ekspresyjny i atrakcyjny dla widza. Na pewno będzie widowiskowy.

Pandemia pokrzyżowała Państwu plany związane z poprzednią wielką premierą, czyli „Virtuoso”.
A to również niezwykle ciekawa produkcja. Prapremiera odbyła się we wrześniu ubiegłego roku – już w reżimie sanitarnym. Ten spektakl będziemy grać również od 13 do 15 sierpnia w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. To będzie warszawska premiera tego amerykańskiego musicalu, która z powodu kolejnej fali pandemii nie odbyła się jesienią 2020 r. Pamiętam, jak ponad 2 lata temu miałem okazję zobaczyć fragmenty tego spektaklu w Nowym Orleanie. Miałem taką intuicję, że ją zrealizujemy w Poznaniu, a w przyszłości może trafi ona na Broadway.

 Virtuoso_Maciej Zaruski, Janusz Kruciński, Jarosław Patycki i zespół Teatru Muzycznego w Poznaniu fot. Michał Kordula.srednie.jpg

Virtuoso Maciej Zaruski, Janusz Kruciński, Jarosław Patycki i zespół Teatru Muzycznego w Poznaniu,
fot. Michał Kordula

 

Czyli „Kombinat” i „Virtuoso” to takie dwie perełki w programie Teatru Muzycznego w Poznaniu, które widownia będzie mogła oglądać nie tylko do końca obecnego sezonu, ale również w kolejnym.
Dołożyłbym do tego na pewno jeszcze jeden spektakl, dla naszego zespołu bardzo ważny – ,,Pippin” , który zrealizowaliśmy dwa lata temu. Bardzo nieoczywisty, nieznany zupełnie wcześniej w Polsce, napisany przez Stephena Schwartza. Co ciekawe, będąc w Stanach pewnego dnia wylądowaliśmy w apartamencie Schwartza na Manhattanie. Spotkaliśmy się wtedy z jego przyjacielem Johnem Bucchino, znakomitym kompozytorem piosenek broadwayowskich i namówiliśmy go na wspólny projekt. Ta wizyta spowodowała, że mocniej w ten temat się zaangażowałem i później stworzyłem polską wersję piosenek do tego musicalu. Spektakl okazał się sukcesem naszego zespołu. Dostaliśmy szereg nagród ogólnopolskich za ten musical i gramy go do dziś. Oczywiście tych tytułów jest więcej, muszę wymienić „Zakonnicę w przebraniu”, ,,Rodzinę Adamsów” , ,,Footloose”, „Evitę” i wiele, wiele innych. Mamy też spektakle dla dzieci np. ,,Madagaskar” czy ,,Księga dżungli”.

Pippin_zespół fot. Michał Kordula.srednie.jpg

Zespół Pippin, fot. Michał Kordula

 

Skoro tak wiele doskonałych pozycji znaleźć można w repertuarze, to może znają Państwo przepis na spektakl idealny?
Oczywiście – to ludzie! Jestem maksymalistą, więc uważam, że żeby zrobić coś dobrze, to musi być najlepszy zespół, reżyser, choreograf, scenograf, kostiumograf. To oczywiście nie wystarczy, bo musi też być atmosfera w miejscu, w którym się tworzy sztukę. Ważne jest oczywiście zarządzanie, też powinno być na najwyższym poziomie. Wydaje mi się, że nam się to wszystko udaje i w tym miejscu jest jakaś magia i dzieją się tu cuda. Mimo, że to trochę takie „pudełko po butach”, jak mówią o naszym teatrze niektórzy, bo mamy niedużą scenę, niedostosowane zaplecze, to jednak maksymalizm w podejściu do wymagań od wszystkich i wspólny wysiłek jest kluczowy i myślę, że to się sprawdza. Jestem najbardziej dumny z tego, jaki zespół udało się nam się tu zbudować. To jest oczywiście niekończący się proces.

JesusChristSuperstar Marek Piekarczyk i zespół Teatru Muzycznego w Poznaniu, fot. Damian Hornet.srednie.jpg

JesusChristSuperstar Marek Piekarczyk i zespół Teatru Muzycznego w Poznaniu,
fot. Damian Hornet

Za Państwem bardzo trudne chwile. Mogliście na siebie liczyć w czasie wielomiesięcznego zamknięcia?
To był bardzo trudny czas dla naszego zespołu, jak dla większości. Mam wspaniałą ekipę i szybko przyjęliśmy postawę proaktywną wobec tego co się działo. Wcześniej graliśmy ponad 200 spektakli rocznie i to jest dużo jak na jedną scenę. W momencie zamknięcia teatrów sytuacja artystów zrobiła się nagle bardzo trudna. Pojawiła się rozterka, czy - jeżeli się da - grać, narażając zdrowie, czy jednak odpuścić. Zastanawialiśmy się, jak zapewnić bezpieczeństwo pod każdym względem. Ostatecznie jakoś nam się to udało, bo się nie poddaliśmy.

Mieliście ze sobą kontakt?
Niemal codziennie! Ćwiczyliśmy jogę, robiliśmy rozgrzewki po to, żeby się spotkać, zachować formę fizyczną i psychiczną. Ponadto dla wszystkich była możliwość kontaktu z psychologiem i lekarzem, aby w nagłych przypadkach mogli otrzymać pomoc czy poradę. To było ważne, żeby w tym trudnym dla nas wszystkich czasie dać innym wsparcie. Staraliśmy się również pozyskać fundusz wsparcia kultury, który się pojawił w Ministerstwie Kultury, bo dzięki temu nasz teatr mógł wypłacić całemu zespołowi rekompensaty, zrealizować szereg projektów i płacić honoraria. To nie był łatwy czas, ale wyszliśmy z tego mocniejsi.

Będą nowe gwiazdy w tym zespole?
Staramy się być teatrem, który niekoniecznie opiera się na gwiazdach. Chociaż mamy naprawdę mnóstwo wybitnych artystów. Ale wyznajemy filozofię działania zespołowego. Niezależnie czy będzie taka czy inna obsada – poziom jest bardzo wysoki. Tych gwiazd jest cała masa, ale zawsze gramy zespołem.

Czy czas pandemii z Pana perspektywy jako człowieka teatru był czasem straconym?
Absolutnie nie. Po pierwsze wszyscy się bardzo dużo nauczyliśmy. My na szczęście byliśmy już przestawieni na taki model zarządzania teatrem, że znacznie łatwiej było nam przenieść się do internetu. Od strony zarządczej na pewno na tym zyskaliśmy. Nauczyliśmy się również przygotowywać nasze spektakle w taki sposób, by nie wyglądały w sieci jak amatorskie wideo, ale profesjonalne nagrania. To jest zupełnie inna umiejętność reżyserowania spektaklu zza kamery. Wiele osób też sprawdziło się w nowej roli, np. aktorzy i tancerze zdobyli nowe kompetencje i zaczęli się spełniać w roli reżysera czy choreografa. Myślę, że dla ich kariery to bardzo rozwijające i twórcze.

Czy więc uważa Pan, że sztuka w formule online pozostanie z nami na zawsze?
Jestem przekonany, że to co wydarzyło się w sieci było bardzo wartościowe i pozwoliło nam złapać oddech oraz dystans wobec trudów pandemii. Mam jednak nadzieję, że teatr jako starożytna instytucja społeczna - angażująca, pozwalająca odreagować różne emocje i dająca jednocześnie poczucie wspólnoty - przetrwa w formie tradycyjnej. Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy obejść się bez teatru. Nie ma nic bardziej wartościowego niż wspólny śmiech czy łzy na widowni ludzi różnych od siebie, a jednocześnie tworzących jedność w tym samym czasie.

Często Pan bywa na widowni? Jakie jest w ogóle Pana ulubione miejsce w teatrze?
Wchodząc do teatru wejściem służbowym na widownię, lubię przejść przez balkon, zobaczyć co się dzieje na scenie. Nawet w pandemii miałem potrzebę zatrzymać się tam na chwilę, wyciszyć i pomyśleć. Natomiast w czasie spektaklu, mam takie swoje ulubione miejsce na dostawionym krześle pod filarem, gdzie mogę się obrócić i popatrzeć trochę na scenę, a trochę na widzów – ich reakcje, mimikę, emocje. Lubię pooglądać ich śmiech, wzruszenie i to mi daje radość, satysfakcję i poczucie, że to wszystko co robimy ma sens.

Jekyll&Hyde, Janusz Kruciński fot. Tomasz Łozowicki.srednie.jpg

Jekyll&Hyde, Janusz Kruciński, fot. Tomasz Łozowicki

 

Ta widownia liczy dziś 406 foteli – to niewiele, gdy patrzy się na rozmach, z jakim pracujecie. Wiem, że planuje Pan budowę nowej siedziby Teatru Muzycznego w Poznaniu…
I ona powstanie! To jest cel, który ma być realizacją marzeń poznaniaków od wielu pokoleń. Teatr obchodzi 65–lecie. Powstał prowizorycznie w Domu Żołnierza i tak trwa do dziś. Na pozór wydaje się, że teatrowi nic nie brakuje, ale jak się wejdzie w głąb to wtedy można zobaczyć, że nie ma zaplecza, czy że scena się kończy ścianą, na której otwierają się podwójne drzwi i przez nie musi wejść cała dekoracja. Jest też moja „ulubiona” studnia, z której czasami wybija woda. Ponadto budynek wybudowany był 1939 r. jako Dom Żołnierza im. Józefa Piłsudskiego, lecz od września przejęło go Gestapo i miało tam swoją siedzibę… oraz katownię. Dlatego niektórzy starsi mieszkańcy albo osoby, które straciły tutaj bliskich nie przychodzą do nas wcale. Proszę sobie wyobrazić, że nad garderobą damską wisi żuraw i mówi się, że było to miejsce śmierci wielu osób. To jest naprawdę trudny budynek i jestem pewien, że Poznań zasługuje na nowe miejsce dla teatru.

Mimo pandemii nie zmienia Pan planów?
Absolutnie nie. Jesteśmy po rozmowach z Ministerstwem Kultury, które zadeklarowało współprowadzenie naszego teatru, co ma się wiązać z dotacją inwestycyjną. I jeżeli wszystko dobrze pójdzie to za 1,5 roku wkopiemy łopatę w genialną działkę, w bardzo dobrej lokalizacji przy ulicy. Św Marcina. To będzie duża scena, sala na 1200 miejsc. Rocznie będziemy gościć 300 tys. widzów. To będzie największa widownia w Polsce, a scena będzie zbliżona do Teatru Roma, Teatru Capitol czy Teatru Muzycznego w Gdyni, czyli największych scen. Technologicznie będzie to największy teatr.

Kiedy możemy spodziewać się pierwszej premiery?
Mam nadzieję jesienią 2025. To jest plan realistyczny, z nadzieją, że nic się nie wydarzy po drodze.

Przemysław Kieliszewski Andrea Bocelli_Prezydent Jacek Jaśkowiak.srednie.jpg

Przemysław Kieliszewski, Andrea Bocelli, Jacek Jaśkowiak

To Pana osobisty cel?
Mnie nie było dane wybudować domu, więc może uda mi się wybudować teatr. Poznaniacy będą z tego dumni i myślę, że wszyscy tego bardzo potrzebujemy.

Za chwilę wakacje. Co jeszcze zobaczymy przed nimi w Teatrze Muzycznym w Poznaniu?
,,Kombinat”, od którego zaczęliśmy naszą rozmowę, będziemy grali do 27 czerwca. Z kolei dzień później – 28 czerwca w bardzo ważne święto dla Poznania, czyli w rocznicę Powstania Poznańskiego Czerwca w czasie uroczystości zaśpiewamy piosenki z „Kombinatu” pod Poznańskimi Krzyżami. Na początku lipca zagramy kilka razy spektakl ,,Virtuoso” w Poznaniu i później od 13 do 15 sierpnia w Warszawie. Bardzo liczę na to, że będziemy Państwa gościć w tych dniach. Do zobaczenia!

Rozmawiała Michalina Nowak