Tomasz Grycko: Lubię wygrywać w cyklu PKO Grand Prix Gdyni. Atmosfera jest niesamowita!

Lubię zawody z cyklu PKO Grand Prix Gdyni. Sponsorując je PKO Bank Polski wykonuje znakomitą robotę. A pomaganie przez sport dzięki organizowanej przy okazji akcji charytatywnej to znakomity pomysł – ocenia Tomasz Grycko w rozmowie z Bankomanią.
około min czytania

Jesteś jednym z najlepszych biegaczy młodego pokolenia, a w sportowym dorobku masz kilka zwycięstw w cyklu PKO Grand Prix Gdyni. Jaki wymiar mają dla ciebie te sukcesy?

Wygrywałem cykle w 2015, 2016 i 2017 r. W roku 2018 zwyciężyłem w inaugurującym cykl Biegu Urodzinowym z PKO Bankiem Polskim, ale nie brałem udziału w kolejnych zawodach, bo ich terminy kolidowały czasowo z moimi innymi startami. Lubię ten gdyński cykl i startuję w nim od lat. Jestem z Władysławowa i m.in. dzięki takim zwycięstwom staję się coraz bardziej rozpoznawalny na Pomorzu. Pamiętam, że w 2012 r. debiutowałem w Biegu Europejskim i zająłem w nim drugie miejsce. W gdyńskim cyklu panuje fajna atmosfera i co roku startuje coraz więcej ludzi.

PKO Grand Prix Gdyni to cykl łączący cztery zawody – Bieg Urodzinowy z PKO Bankiem Polskim, Bieg Europejski z PKO Bankiem Polskim, Nocny Bieg Świętojański z PKO Bankiem Polski i Bieg Niepodległości. W której z części cyklu najbardziej lubisz uczestniczyć?

Wydaje mi się, że w Biegu Świętojańskim, w którym startuje się o później godzinie. Kiedyś była to 22.00, a od niedawna jest to północ. W tym okresie zaczyna się lato, a nocą temperatura jest znośna. Można więc pobiegać i mieć z tego dużo frajdy.

Który ze startów w 2018 r. miał dla ciebie największe znaczenie?

Kwietniowe Mistrzostwa Polski na 10 tys. m na stadionie MOSiR w Łomży, w których uzyskałem czas 28:56. To mój największy tegoroczny sukces. Nie chodzi nawet o sam złoty medal mistrzostw Polski, ale o wynik, jaki zdołałem uzyskać, bo złamanie 29 minut na tym dystansie było moim celem na rok 2018.

10 km to twój ulubiony dystans?

Lubię go i cały czas pod niego trenuję. Staram się też wydłużać swoje starty do półmaratonu, a nawet maratonu – z myślą o igrzyskach olimpijskich w Tokio. Ale „dycha” to podstawowy dystans. Żeby go dobrze przebiec, potrzeba dużo wytrzymałości, tempa i szybkości. W tym roku w Gdańsku zostałem brązowym medalistą mistrzostw Polski na 10 km, z czego bardzo się cieszę, bo drugi raz w tym roku wygrałem z Szymonem Kulką. To były trudne zawody, bo znajdowałem się akurat po obozie w Zakopanem, gdzie bardzo ciężko trenowałem. Pierwsze trzy kilometry poszły mi dobrze, ale później było coraz gorzej i zaliczyłem „zjazd”. Udało mi się utrzymać trzecie miejsce, ale gdyby zawody odbywały się dwa tygodnie później, to kto wie, czy nie uzyskałbym dużo lepszego czasu. Dyspozycja dnia jest bardzo ważna.

Jeżeli chodzi o starty na 10 km, to pod koniec roku zająłeś drugie miejsce w Biegu Niepodległości w Warszawie, który miał rekordową frekwencję. Razem z Kamilem Karbowiakiem, Jakubem Nowakiem i Mariuszem Giżyńskim stoczyliście niesamowitą batalię o zwycięstwo. Jak wyglądało to z twojej perspektywy?

Bieg ułożył się bardzo fajnie, bo do połowy dystansu aż dziesięciu czołowych zawodników biegło zwartą ekipą. Na szóstym kilometrze spróbowałem „szarpnąć” i w efekcie zerwałem grupę. Czołówka zrobiła się czteroosobowa. Jakiś czas później Mariusz „szarpnął” jeszcze mocniej i biegliśmy we dwóch. Później Mariusz osłabł i doszedł mnie Kamil, z którym do końca walczyliśmy o zwycięstwo. Zająłem drugie miejsce, ale muszę przyznać, że byłem już dość mocno zmęczony sezonem, bo bardzo mocno go przepracowałem. Dużo biegałem, uzyskiwałem dość dobre czasy i wygrywałem sporo zawodów m.in. obroniłem tytuł mistrza Polski Wojska Polskiego w biegach przełajowych, co nie udało się wcześniej żadnemu zawodnikowi w kategorii do 35 lat.

Podczas cyklu PKO Grand Prix Gdyni oraz Biegu Niepodległości w Warszawie odbywały się akcje charytatywne PKO Banku Polskiego „Biegnę dla”. Jak postrzegasz łączenie działalności charytatywnej ze sportem?

Pomaganie przez sport to znakomity pomysł. Dobrze, że Bank PKO BP wspiera takie akcje. Za każdym razem, kiedy startuję w takich zawodach, staram się wziąć kartkę z imieniem osoby, dla której organizowana jest akcja charytatywna. Staram się też brać udział w innych akcjach np. w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy.

Henryk Szost zapytany o czołowych polskich biegaczy wymienia kilka nazwisk, a wśród nich ciebie. Jak odbierasz takie wyróżnienie od biegacza, do którego od ponad sześciu lat należy rekord Polski w maratonie?

Jest mi bardzo miło. Kilka razy miałem okazję porozmawiać z Heniem i wiem, że to bardzo inteligentny człowiek. Bardzo go lubię i szanuję. Osiągnął w sporcie naprawdę dużo, a jego rekord Polski w maratonie 2:07:39 to poziom światowy. Żaden z Polaków od ponad sześciu lat nie zdołał go pobić i – moim zdaniem – nie pobije go jeszcze przez następnych parę lat. Chociaż wraz z innymi biegaczami mojego pokolenia na pewno będziemy się o to starać.

Rekord Polski w maratonie traktujesz jako wielkie sportowe marzenie?

Tak, ale wiem, że aby osiągnąć taki wynik, trzeba będzie wielu poświęceń i wyrzeczeń. Żeby pobić rekord, wszystko musi się zgrać – pogoda, warunki, dobry dzień. Henryk Szost pobił rekord, ale to nie przypadek, bo od dawna jest znanym, cenionym i bardzo szanowanym biegaczem w środowisku europejskim. Jego pozytywne słowa na mój temat bardzo mnie motywują. Będę na to ciężko pracował, a dzięki wsparciu sponsorów mam na to możliwości. W tym miejscu chciałbym podziękować COS OPO Cetniewo we Władysławowie, gminie Władysławowo, marce Saucony, firmie Abruko i klubowi UKS Bliza Władysławowo. 

Rozmawiał Marek Wiśniewski