#BiegajzPKO #6: Jakie są sposoby na utrzymanie motywacji do biegania?
Często jeden impuls może sprawić, że poczujemy silną motywację do biegania. Choć trudno ją utrzymać, jest na to rozwiązanie. Wystarczy odrobina kreatywności i silnej woli. Na temat sposobów na utrzymanie motywacji do biegania w kolejnym odcinku cyklu #BiegajzPKO rozmawiamy z trenerem „BiegamBoLubię” Bartłomiejem Osiorem. 2021-06-17Bartłomiej Osior zajęcia „BiegamBoLubię” prowadzi w 2,5-tysięcznych Wydminach na Mazurach. To prawdopodobnie najmniejsza lokalizacja na całej mapie „BBL”, a jednak zdarzało się, że wyjeżdżali na półmaraton na Litwie i startowało w nim aż 50 osób z tej miejscowości. To pokazuje, jaką pracę wykonano ostatnich latach. Swego czasu Wydminy nazywano „Wioską biegaczy”.
Jesteśmy biegaczami, a nasze życie to nieustająca przygoda. Trenujemy i podróżujemy. Startujemy w imprezach na całym świecie, a w wolnych chwilach sami je organizujemy. Piszemy o bieganiu, prowadzimy cykliczne zajęcia, współpracujemy z zawodnikami, firmami i instytucjami. Robimy to, co sprawia nam w życiu największą przyjemność i właśnie dlatego uważamy, że jesteśmy naprawdę szczęśliwymi ludźmi – podkreśla Bartłomiej Osior, który działania podejmuje wraz z żoną Beatą
Zajęcia „BiegamBoLubię” w Wydminach odbywają się we wtorki o godzinie 19:00 na Stadionie Gminy Wydminy przy ulicy Szkolnej.
Jest pan trenerem BBL z Wydmin oraz mistrzem Polski nauczycieli w maratonie. Jak wygląda pana biegowe doświadczenie i działalność w ramach projektu „Wioska biegaczy”?
Bartłomiej Osior: Razem z żoną startujemy w biegach na dystansie od 5 km do 80 km. Na przestrzeni kilkunastu lat udało nam się wygrać trochę biegów w Polsce i zagranicą – w takich krajach jak m.in.: Szkocja, Norwegia, Islandia, Niemcy, Litwa, Łotwa, Słowacja czy Portugalia. Podróżujemy, zwiedzamy i biegamy, a w tej chwili realizujemy również ciekawy projekt „Zabiegamy o promocję Mazur”. W ciągu kilkunastu dni na mapie Mazur mamy zamiar „wybiegać” z pomocą GPS-u napis „Czyste Mazury”, przy okazji promując ciekawe miejsca noclegowe, agroturystyki, małe i większe restauracje, zabytki i inne miejsca warte odwiedzenia.
Po kilkunastu miesiącach pandemii chcemy trochę rozbiegać i rozruszać ten region – dosłownie i w przenośni. Codziennie pokonujemy około 30 km, a każdego dnia wrzucamy relacje z naszą kolejną wybieganą literą na stronę wioskabiegaczy.pl. Pełen dystans projektu przekroczy 300 km. Już po czwartym dniu mieliśmy poczucie, że odwiedziliśmy mnóstwo ciekawych miejsc, którymi pochwaliliśmy się w internecie.
Wasza postawa i projekt na Mazurach sam w sobie jest znakomitą motywacją do biegania. Rekomendujecie ludziom, żeby zwiedzali świat w taki sposób?
Absolutnie tak. Jesteśmy zwolennikami takich akcji, ale pod jednym warunkiem. Do biegania musimy być przygotowani. To nie może być w ten sposób, że wyjeżdżamy gdzieś, gdzie przez tydzień grillujemy, a przy okazji przebiegamy sobie maraton, pokonując go w wielkich bólach i cierpieniach. Jako trenerzy będziemy bronić stanowiska, że krótsze dystanse są zdrowsze. Korzystajmy przy tym z mapy i celujmy w fajne lokalizacje. My sami, planując urlop zagraniczny, staramy się ułożyć to w taki sposób, żeby najpóźniej drugiego dnia po przylocie był bieg, a później mieć tydzień prawdziwego sportowego relaksu i odpoczynku od codzienności.
Najlepszą motywacją do biegania może być wyznaczenie sobie konkretnych celów i systematyczne dążenie do nich. Warto stawiać sobie cel na każdy trening – np. przebiec 10 km w określonym czasie, zrobić dziesięć podbiegów lub zaliczyć pięć serii interwałów?
W tej chwili wielce pomocne są aplikacje, które wyliczają nam dystans tygodniowy i miesięczny. Wyznaczanie sobie celów, np. miesięcznego kilometrażu, może nas bardzo pozytywnie napędzać do przodu. Podziwiam osoby, którym wystarczy samo truchtanie. Takie, które czują aspekt prozdrowotny, przypływ endorfin i to im wystarcza. Natomiast fajnie jest mieć ten dodatkowy bodziec w postaci atrakcyjnego startu czy rekordu czasowego w biegu.
Wspomniał pan o aplikacjach, które pozwalają rejestrować kolejne treningi – zapisywać dystans i czas kolejnych biegów, a także aktualną wagę. Badania naukowe dowodzą, że osoby, które regularnie sprawdzają swoje postępy, rejestrując statystyki dzienne, tygodniowe czy miesięczne, osiągają w sporcie więcej sukcesów.
Bieganie, podobnie jak jazda na rowerze, to sporty bardzo mierzalne. Możemy zarejestrować dystans, tempo, nachylenie trasy i różnicę wysokości i wiele innych parametrów, takich jak nasze tętno, pułap tlenowy VO2max itd. Nakręca to ludzi do wydłużania dystansu, zwiększania prędkości czy poprawiania rekordów życiowych.
Jest to pozytywne zjawisko, aczkolwiek przestrzegam przed niewolą cyfrową. Nie zapominajmy, że czasem warto po prostu pójść pobiegać bez aplikacji. Sam czasem zostawiam zegarek w domu, nie będąc w niewoli cyfr, tempa i innych parametrów.
Pułapką jest też ciągłe powtarzanie takich samych biegów na tej samej trasie. Osoby, które to robią, mogą uznać, że bieganie zrobiło się nudne. Na ile sposobem na utrzymanie motywacji może być zmiana trasy, formy czy pory treningu?
Zacznę od popularnej biegowej maksymy „przestań biegać, a zacznij trenować”. Polega to na zróżnicowaniu aktywności biegowej. Niech to nie będzie za każdym razem 10 km w truchcie, ale rzeczywiście rozmaite zajęcia. Pamiętajmy też, że nie samym bieganiem żyje biegacz. Musimy robić trening wzmacniający, być „obudowani”, mieć silne ramiona, brzuch i grzbiet. Tak to powinno wyglądać. Trzeba robić kompleksowy trening biegowy.
Można też dołączyć do zajęć grupowych „BiegamBoLubię”, gdzie sięgamy po przeróżne ćwiczenia. Sam często czerpię z innych dyscyplin, które – jak mogłoby się wydawać – nie mają wiele wspólnego z bieganiem, a jednak parę fajnych ćwiczeń naprawdę można z nich do biegania przemycić.
Wiele dają też starty w zawodach. Warto pobiec, poczuć niesamowitą atmosferę i – może – dobiec do mety z nowym rekordem życiowym. Decyzja o starcie w zawodach kilka tygodni, a nawet miesięcy przed nim, pozwala na stworzenie okresu przygotowania startowego?
Zawody mogą być znakomitą motywacją do regularnych treningów. Jeśli jednak dopiero zaczynamy biegać, to nie zapisujmy się na zawody, które startują za dwa tygodnie. Dajmy sobie pół roku na przygotowania. Coraz częściej spotykam się z tym, że ktoś startuje w maratonie czy w półmaratonie bez przygotowania. Biegnie tylko po to, żeby „pokonać siebie”.
Do biegania powinniśmy podchodzić z głową. O ile zawody są świetnym bodźcem i motywacją do treningów, to nie porywajmy się z motyką na słońce. Potrzeba czasu na to, żeby dobrze przygotować się do długich dystansów. Zacznijmy od tych krótszych.
Osobiście bardziej imponuje mi pokonanie biegu w określonym dobrym czasie niż ukończenie maratonu czy biegu ultra w bliżej nieokreślonym. Nie zapominajmy, że zawody sportowe polegają na tym, żeby osiągnąć jak najlepszy wynik, a nie po prostu wystartować.
Kolejna kwestia to medale. Każdy, kto w zawodach sportowych dobiega do mety, w nagrodę otrzymuje taki krążek. Kiedy wszystkie „wybiegane” medale, znajdują się na widoku, np. na wieszaku na ścianie, to mogą być wspaniałą motywacją do kolejnych startów.
Każda forma prezentacji swoich biegowych osiągnięć jest fajna. Na pewno jest to dla nas powód do dumy i satysfakcji, a także dodatkowy „motywator” do trenowania i dalszego kolekcjonowania. Znam biegaczy, którzy biegają przede wszystkim po ładne medale. Rozumiem to, bo niektóre z nich są prawdziwymi dziełami sztuki. Ja osobiście swoje medale kolekcjonuję na zabytkowych kijkach narciarskich z lat trzydziestych, które pełnią funkcję takich wieszaków. Mam już kilka takich kijków i nie zamierzam na tym poprzestać.
Medale to cenne pamiątki, ale bezcenne są często nowe znajomości, a nawet przyjaźnie, które można zawrzeć dzięki biegowej pasji. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że biegacze na ogół są ludźmi pełnymi pozytywnej energii.
Absolutnie tak. To też może nas motywować do uprawiania tego sportu. Przyjazd na imprezy biegowe jest świetną okazją do tego, żeby spotkać starych lub poznać nowych znajomych. Wiele osób dzięki temu otworzyło się na ludzi i świat. Najpierw było bieganie samodzielne, później dołączenie do jakiejś grupy biegowej (np. do zajęć „BBL”), a kolejnym etapem był wyjazd na pierwsze zawody, obcowanie z tymi ludźmi na linii startu i po biegu. Bieganie zdecydowanie poszerza społeczne horyzonty i według mnie jest to wielka wartość treningów grupowych oraz imprez biegowych.
Wiele osób podkreśla, że motywują ich akcje charytatywne. Chyba każdy biegacz w Polsce słyszał o akcji „biegnę dla…”, która odbywa się podczas wszystkich imprez biegowych sponsorowanych przez PKO Bank Polski. Wystarczy przypiąć do koszulki kartkę z napisem „biegnę dla…” oraz imieniem osoby, dla której w danym biegu prowadzona jest zbiórka, żeby Fundacja PKO Banku Polskiego przekazała określoną kwotę na konto beneficjenta. A często są to ciężko chore dzieci.
Z całą pewnością może to być wielką i szlachetną motywacją do biegania. Cieszę się, że takie akcje są coraz popularniejsze. Możemy zrobić coś dobrego i prozdrowotnego dla siebie, a przy okazji pomóc osobom, które nie mogą biegać, często nie mogą nawet chodzić, a zdarza się też, że walczą o życie. Nie ma nic piękniejszego niż udział w takich celach charytatywnych.
Co jeszcze doradziłby pan biegaczom, którym brakuje motywacji?
Po ponad roku pandemii mnóstwo osób walczy z depresją. Niektórzy się do tego przyznają, inni się wstydzą. Widać jednak, że takie zmiany psychiczne dotknęły społeczeństwo. Tu z pomocą przychodzi bieganie, które jest znakomitym lekarstwem na takie stany. Wystarczy wyjść do lasu i przebiec 2-3 km. Nie mówię o 10 km. Każdemu podopiecznemu powtarzam: „Jak wyjdziesz z domu, żeby pobiegać i wrócisz, to zawsze będzie lepiej. W każdym aspekcie – zdrowia psychicznego i fizycznego. Po prostu wyjdź!” To moje prywatne motto. Jest proste, ale prawdziwe.
Marek Wiśniewski