Czy człowiek jest w stanie złamać 2 godziny w maratonie?

Fenomenalny rekord świata w maratonie, który Kenijczyk Eliud Kipchoge ustanowił we wrześniu w Berlinie, sprawił, że pasjonaci biegania zaczęli zastanawiać się nad kolejnymi. Czy człowiek jest w stanie pobiec jeszcze szybciej i gdzie leżą granice ludzkiej wytrzymałości?
około min czytania

Kosmiczny rekord świata!

16 września 2018 r. Berlin. Kenijczyk Eliud Kipchoge przebiega przez Bramę Branderburską, z dużą lekkością pokonuje kolejne metry, dobiega do mety i wpada w euforię. Biegnie dalej, bije sobie brawo, zaciska pięść w geście tryumfu i uśmiecha od ucha do ucha. Właśnie ustanowił nowy rekord świata.

Poprzedni, od 2014 r. należał do jego rodaka Denisa Kimeto, który pokonał królewski dystans w czasie 2:02.57. Przez cztery lata nikt nie był w stanie mu zagrozić. Teraz Kipchoge dokonał tego z czasem 2:01:39. Okazał się aż o 78 sekund lepszy!

Była to największa skokowa poprawa męskiego rekordu świata w maratonie od… 1967 r. Uzyskany czas oznaczał, że nowy rekordzista każdy kolejny kilometr przebiegł w średnim tempie 2:53. Do tej pory żaden człowiek na świecie nie był w stanie tego dokonać.

To jest wynik z kosmosu! – ocenia aktualny rekordzista Polski w maratonie Henryk Szost. – Nawet dla mnie jako zawodnika, biegającego wyczynowo, to nie do pomyślenia, że można utrzymać takie tempo na dystansie 42 km. Ten wynik jest niesamowity.

Od 15 lat w światowej czołówce

Eliud Kipchoge od kilku lat przez licznych ekspertów był uznawany za najlepszego biegacza na świecie. W światowej czołówce biegaczy od 2003 r., kiedy poprawił rekord świata juniorów na 5000 m. W dorobku ma m.in. trzy medale olimpijskie (złoty z Rio de Janeiro w maratonie, srebrny z Pekinu w biegu na 5000 m i brązowy z Aten w biegu na 5000 m), a także dwa medale mistrzostw świata – złoty z Paryża i srebrny z Osaki – oba zdobyte w biegu na 5000 m. 

Kipchoge jest numerem jeden, jeżeli chodzi o maraton na świecie. Jego dotychczasowe starty pokazywały, że może pobić rekord świata, ale nie spodziewałem się, że będzie to aż tak fenomenalny wynik – przyznaje Henryk Szost.

Próba złamania dwóch godzin

6 maja 2017 r. Tor Monza pod Mediolanem. Jedna z globalnych marek organizuje wydarzenie, podczas którego człowiek ma przebiec maraton w czasie poniżej dwóch godzin. Choć wynik i tak nie byłby uznany za oficjalny rekord, wszyscy żywią nadzieje, że projekt wypali.

Rekordowego biegu ma dokonać Eliud Kipchoge, a na trasie ścigać mają się z nim Etiopczyk Lelisa Desisa i Erytrejczyk Zersenay Tadese. Zatrudniono też całą armię specjalistów – naukowców, inżynierów, trenerów, fizjologów i statystyków, którzy mieli ułatwić biegaczom pokonanie granicy dwóch godzin.

Desisa odpadł jeszcze przed półmetkiem, a chwilę później tempa nie wytrzymał Tadese. Pozostał jedynie faworyt Kipchoge, przed którym biegła grupa sześciu pacemakerów (w sumie „zajęcy” było 18, wymieniali się po kolejnych okrążeniach). To ze względu na nich wynik nie mógłby zostać uznany za oficjalny rekord świata. Ostatecznie Kipchoge w laboratoryjnych warunkach, na trasie z najlepszym profilem, startując o 6 rano wraz ze zmieniającymi się pacemakerami pokonał trasę w rewelacyjnym czasie 2:00:24. Do zrealizowania zadania zabrakło mu 25 sekund, ale jego nieoficjalny wynik i tak zasłużył na olbrzymie uznanie.

Henryk Szost przestrzega

Od kilku lat fachowcy zastanawiają się, czy człowiek jest w stanie przebiec maraton w czasie poniżej dwóch godzin. Zwłaszcza, jeśli miałoby się to wydarzyć w trakcie oficjalnych zawodów, a nie jako eksperyment naukowy.

Robi się coraz większa presja na złamanie granicy 2 godzin. Trudno powiedzieć, czy ktoś poprawi wynik Eliuda. Może zostanie „wyprodukowany” jakiś zawodnik który tego dokona? – zastanawia się Henryk Szost, zwracając uwagę, że w niektórych przypadkach podobne wyniki mogą wzbudzać podejrzenia o doping.

Jednocześnie przestrzega biegaczy przed nadmierną walką o pobicie dwóch godzin w maratonie. Nie ma wątpliwości, że wiąże się to z dużym ryzykiem.

Nie wiem, gdzie leży kres ludzkiej wytrzymałości ale próba przebiegnięcia 42 km w tempie 1:50 to balansowanie na granicy życia i śmierci. Każdy, kto chce się jej podjąć, powinien o tym pamiętać – przestrzega Henryk Szost.

Marek Wiśniewski