#PomocDlaUkrainy - jak pomaga region lubelski
Lubelszczyzna i Podkarpacie są najbliżej wojny. Czasem wręcz słychać spadające za wschodnią granicą bomby. W takich warunkach, mieszkańcy regionów jednoczą się w działaniu i z wielką ofiarnością pomagają potrzebującym. Właśnie tu wolontariusze z PKO Banku Polskiego stanowią filar działań pomocowych. 2022-04-14Wszystkie bezpośrednie przejścia graniczne z Ukrainą, od Krościenko – Smolnica do Dorohusk – Jagodzin, znajdują się na obszarze bankowego regionu lubelskiego geograficznie obejmującego Lubelszczyznę i Podkarpacie. Tutaj przybywają dotknięci tragedią ludzie i tu prowadzone są najintensywniejsze działania pomocowe. Praktycznie każdy pomaga, robi to co może, by wspierać sąsiadów z Ukrainy. Wolontariusze z PKO Banku Polskiego ratowanie innych traktują jak swój obowiązek, ale też jako sposób na własną walkę z wszechobecnym strachem.
– Region lubelski to pierwsza bezpieczna przystań dla uciekających z kraju mieszkańców Ukrainy. Od pierwszych godzin wojennego dramatu, pomagają im dosłownie wszyscy: samorządy, organizacje charytatywne, parafie, koła gospodyń czy wspólnoty wiejskie. Niezwykle ważną rolę odgrywają tu pracownicy PKO Banku Polskiego regionu lubelskiego, którzy nie tylko z wielkim zaangażowaniem dbają o zapewnienie mieszkańcom i uchodźcom stałej obsługi finansowego, ale także na ogromną skalę inicjują i prowadzą działania pomocowe.
Dotychczas w oddziałach banku w naszym regionie zrealizowano ponad 150 własnych inicjatyw na rzecz uchodźców z Ukrainy i ciągle ich przybywa. Są impulsem aktywizującym nie tylko rodziny wolontariuszy, ich znajomych, ale i lokalną społeczność – podkreśla Jan Karwański, dyrektor Regionalnego Oddziału Detalicznego PKO Banku Polskiego w Lublinie i aktywny wolontariusz. Tylko dlatego, że w regionie jest ich wielu, że są pełni poświęcenia i empatii, potrzebujący mogą liczyć na realne wsparcie i opiekę.
Jarosław. Działamy razem
- 24 lutego 2022 zmieniło się nasze myślenie, postawy, wszystko. Jeśli ktoś uważa inaczej, niech przyjedzie do naszego regionu. Widok tysięcy uchodźców każdego dnia, bez niczego uciekających z bombardowanych domów, poszukujących bezpieczeństwa i spokojnego schronienia przeraża i porusza do głębi – mówi Edyta Baran, dyrektor Oddziału 1 w Jarosławiu. Te doświadczenia jednak nie załamują mieszkańców regionu przeciwnie – mobilizują.
- Od pierwszych dni wojny na Ukrainie nasi pracownicy, ich znajomi, rodziny, dzieci angażują się w przeróżne akcje. Robimy zbiórki pieniędzy i rzeczy, współpracujemy z urzędami, organizacjami czy ośrodkami oferującymi noclegi. Kilku naszych pracowników udziela schronienia uchodźcom, przyjmując ich pod swój dach. Zapewniają im posiłki, ubrania, a przede wszystkim bezpieczeństwo – mówi Edyta Baran. - Angażujemy się w niemal każdy rodzaj działań pomocowych. Mam wrażenie, że najważniejsze jest to, że działamy razem. To poczucie wspólnoty daje nam siłę i przynosi ukojenie w tym strasznym czasie – podsumowuje Edyta Baran.
Ustrzyki Dolne. Transport potrzebnych rzeczy
Wolontariusze z Ustrzyk Dolnych swoje wsparcie zaczęli od kontaktów z punktem recepcyjnym w Łodynie, magazynem rzeczy w Równi i z bieszczadzką gminą Ustrzyki Dolne, koordynującą pomoc dla uchodźców. Wszędzie tam byli aktywni. – Gdy już wiedzieliśmy, co jest potrzebne, robiliśmy zbiórki konkretnych rzeczy głównie odzież dla dzieci, czy pieniędzy za które je kupowaliśmy – mówi Dagmara Sęk, dyrektor Oddziału 1 w Ustrzykach Dolnych. - Hala sportowa w Ustrzykach szybko zamieniła się w punkt zbiórki darów rzeczowych.
Tutaj były segregowane, pakowane i przekazywane Ukraińcom, którzy dotarli do Polski, ale były też wysyłane do Ukrainy. Docierały tam w konwojach humanitarnych – wyjaśnia Dagmara Sęk, która jako wolontariuszka pełniła dyżury przy ewidencjonowaniu i segregowaniu darów.
Pracownicy oddziału organizowali transport i zakwaterowanie dla rodzin ukraińskich, także pracowników Kredobanku. – Wszystkim zapewniliśmy opiekę i warunki do odpoczynku przed dalszą podróżą w głąb kraju. Regularnie organizujemy zbiórki pieniężne na zakup rzeczy potrzebnych osobom przybywającym do ośrodków pomocowych. W ostatnich dniach za zebrane fundusze kupiliśmy napoje, słodycze i owocowe musy dla najmłodszych – mówi Dagmara Sęk.
Bankowcy wspierają gości z Ukrainy na co dzień. Do oddziałów przychodzi wiele osób, potrzebując pomocy np. w założeniu konta. – Jesteśmy wsparciem w kwestiach finansowych, ale nie tylko, bo pytania są różne. Aby lepiej się porozumieć, korzystamy z translatorów na telefonach, a w oddziale rozwiesiliśmy ulotki z podstawowymi informacjami w języku ukraińskim. Co więcej podobne ulotki, dotyczące potrzebnych dokumentów niezbędnych do otrzymania świadczeń, dostarczyliśmy do punktu nadawania numerów Pesel. Pomagamy, jak możemy! – mówi Dagmara Sęk.
Przemyśl. Bezpieczeństwo dla matek z dziećmi
Dla wielu sąsiadów z Ukrainy Przemyśl to bezpieczna oaza. Docierają tu wycieńczeni, przestraszeni, głodni... Doskonale wiedzą to pracownicy miejscowego oddziału banku.
Oddział znajduje się nieopodal dworca kolejowego. Stąd widać dokładnie, jak wiele zła wyrządziła ludziom wojna. Tutaj przyjeżdżają pociągi, przywożąc do Polski tysiące Ukraińców. Nie mają sztywnego rozkładu jazdy, ale przyjeżdżają regularnie.
- Gdy czekaliśmy na pociąg z grupą 50 ewakuowanych z Ukrainy pracowników Kreadobanku wraz z rodzinami, nasi wolontariusze spali w oddziale, bo nie wiadomo było, kiedy nadjedzie transport – mówi Jolanta Lesiak-Pawełek, dyrektor Oddziału 1 w Przemyślu.
Wszystkich przybyłych podjęto ciepłym posiłkiem i napojami a dla dzieci i ich mam przygotowano potrzebne rzeczy. Mogli odpocząć przed dalszą podróżą do Rawy Mazowieckiej, gdzie w hotelu czekało na nich zakwaterowanie. Kilka dni później pracownicy oddziału podejmowali grupę 100 osób.
- To było duże wyzwanie logistyczne, ale udało się – podkreśla Jolanta Lesiak-Pawełek. – Bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że mam wspaniały zespół! To ludzie gotowi na realizację projektów i działań trudnych i niezwykłych. Najlepszym na to dowodem jest to, co robią każdego dnia w czasie wojny w Ukrainie – podkreśla Jolanta Lesiak-Pawełek.
Lublin. Noclegi, transport i opieka
W Lublinie i okolicach pomaga chyba każdy. Gdy pojawia się pomysł na pomaganie, natychmiast jest realizowany. Gdy wybuchła wojna Marlena Dębińska z Oddziału 8 była na spotkaniu z koleżankami z nieformalnej grupy „Strefa kobiet”. Szybko zdecydowały, że otworzą punkt pomocy uchodźcom. Jedna z pań, właścicielka firmy udostępniła lokal, inna rozpoczęła zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy, kolejna zaczęła organizować wsparcie zagraniczne, a wszystkie nagłaśniały sprawę w mediach społecznościowych. Dwa dni później już pojawili się pierwsi goście. Wkrótce też do placówki zaczęły docierać dary oraz tiry z zagranicy pełne niezbędnych artykułów.
- Wszystko działo się bardzo szybko. W którymś momencie miałyśmy ponad 70 osób w placówce. Zmieniłyśmy lokalizację. Nasz punkt mieści się teraz w hotelu naszej koleżanki. Ciągle dostajemy mnóstwo darów z okolicy, całej Polski i zagranicy - Niemiec, Francji czy Włoch. W pomoc przybywającym tu uchodźcom angażują się też Ukrainki, które są tu dłużej. To jest super, bo czują się potrzebne i naprawdę pomocne – mówi Marlena Dębińska.
Inicjatywa może liczyć na wsparcie wielu firm, mieszkańców i wolontariuszy także z PKO Banku Polskiego. Dzięki temu stale się rozwija. Teraz na większe wsparcie będą mogły liczyć dzieci. – Sytuacja trochę się zmienia, a nasi goście czują się nieco pewniej. Kobiety rozglądają się za pracą, by powili odnajdywać się w nowej sytuacji, a my chcemy zająć się dziećmi. Planujemy zabierać je na wycieczki czy w miejsca, gdzie będą mogły choć na chwilę zapomnieć o okropnościach, których doświadczyły. Dla naszych gości szukamy także miejsc zamieszkania w innej części kraju lub zagranicą. Nawiązaliśmy współpracę z kilkoma landami niemieckimi, które oferują kwatery i pracę Ukrainkom - mówi.
Takich oddolnych inicjatyw jest wiele.
Hrubieszów. Pomagamy w pracy i po godzinach
Miasto usytułowane jest przy samej granicy – ok. 5 km od przejścia granicznego w Zosinie. Czasem słychać tu wybuchy spadających bomb. Tu jest zorganizowany punkt pomocowy, gdzie uchodźcy otrzymują doraźną pomoc. Wspierają go mieszkańcy, także pracownicy Oddziału 1 w Hrubieszowie.
- Pomagamy jako bankowcy – zakładając rachunki, wypłacając środki, wymieniając hrywny, podpowiadając najlepsze rozwiązania i jako wolontariusze – zarówno współpracując z naszą Fundacja jak i prywatnie. Robimy co się da – mówi Norbert Rybiński, dyrektor Oddziału 1 w Hrubieszowie.
Oddział regularnie odwiedzają grupy Ukraińców z pobliskiego punktu dla uchodźców, potrzebujący wsparcia w kwestiach finansowych. Straż pożarna zapewnia transport i wszyscy, którzy chcą mogą liczyć na profesjonalne wsparcie bankowców.
Do Hrubieszowa ciągle docierają pociągi z tysiącami uchodźców. – Teraz jest trochę inaczej, niż na początku, kiedy w punkcie recepcyjnym nie było praktycznie niczego. Obecnie potrzeby są bardziej sprecyzowane. Wiemy, co jest potrzebne i staramy się to zapewniać, np. sucha żywność, batoniki, soki, czy paliwo – mówi Norbert Rybiński. – Działamy indywidualnie, ale także nawiązujemy kontakty z różnymi organizacjami, które np. udostępniają nam kontakt ze swoimi dostawcami, od których możemy kupować potrzebne towary po cenach hurtowych. Po prostu możemy kupić więcej rzeczy - dodaje.
Jak pracownicy regionu radzą sobie z emocjami, widząc ogrom nieszczęścia? – Na początku wojny w naszym oddziale było tyle do zrobienia, że praktycznie nie wychodziliśmy z pracy – byliśmy jedynym bankiem w okolicy, który w momencie szturmu na bankomaty wypłacał gotówkę. Teraz też jest bardzo dużo, ale lepiej rozkładamy siły. A prywatnie? Właściwie, każdy w regionie, z kim się porozmawia mówi o jakiejś formie pomocy, w którą się angażuje. Wymieniamy się spostrzeżeniami i informacjami. Pomaganie i działanie razem pozwala nam się trzymać. W naszym zespole dajemy sobie odczuć nawzajem, że jesteśmy razem, że nikt nie zostanie sam. Chyba to daje nam siłę, by dźwigać ten bagaż okropnych historii, które docierają do nas każdego dnia – podsumowuje Norbert Rybiński.
Ewa Maciejewska
specjalista w PKO Banku Polskim