Rozmowa ze scenografem i kostiumografem Opery Krakowskiej
Czy Czerwony Kapturek może być karateką? Dlaczego nie! Wiele zależy od tego, jak bolesne okaże się dla widza zderzenie wyobrażenia z rzeczywistością. O najciekawszych konfrontacjach i o tym, jak przygotowuje się kostiumy na przedstawienia dla najbardziej wymagających widzów, opowiedziała nam Bożena Pędziwiatr, kostiumograf i scenograf Opery Krakowskiej. 2019-07-01
Czym różni się przygotowanie kostiumów do przedstawienia dla dzieci od prac nad strojami do sztuk dla dorosłych?
Dzieci mają określony stereotyp w głowie. Wizerunki niektórych postaci są utrwalone. Zwłaszcza, jeśli chodzi o postaci książkowe. Moją rolą jest przełamywanie tych schematów. Kiedyś np. spotkałam się z opinią, że „krasnoludki tak nie wyglądają”. Zapytałam wtedy „a jak zatem wyglądają krasnoludki”? A do tego pamiętajmy, że role grają dorośli aktorzy, którzy wcielają się w krasnoludki. To jest jeden aspekt. Drugi – projektując zawsze należy zastanowić się dla jakiego przedziału wiekowego kierowany jest spektakl. Najtrudniejszą grupą są chyba dzieci do 7. roku życia, zanim pójdą do szkoły. Wtedy zawsze myślę o tym, czego takie dzieci potrzebują – przerysowania, ciekawych wzorów, kolorów, czyli tego wszystkiego, co na co dzień spotykają w bajkach. Jest to jednocześnie najbardziej wdzięczny widz – taki, dla którego można „poszaleć”, właściwie bez barier. To do nich adresowany jest „Pan Tralaliński”. Dla dzieci troszeczkę starszych, takich do IV klasy, kierowana jest np. sztuka „Muzyka i magia”. Mamy tam zabawę z konwencją, z tym, co dzieci już znają. Dyskutujemy z nimi. I ja, np. powołując do życia jakąś postać, zwłaszcza „kanoniczną”, taką jak np. Królewna Śnieżka czy Zła Królowa, zaczynam się bawić konwencją. Bo właściwie, dlaczego Czerwony Kapturek nie może być karateką? Dzieci reagują salwami śmiechu! Trzecią zaś kategorią wiekową są dzieci do 14. roku życia. Takim przedstawieniem jest „Ongaku trzy kamienie”. Język spektaklu jest inny, bo młodzież w tym wieku jest bardzo krytycznym widzem. Pewne rzeczy są dla nich „obciachowe”, nie godzą się na niektóre rozwiązania. Dlatego kostium aktora musi ich zachwycić. Muszę więc projektować tak, aby dzieci miały ochotę tak się ubrać.
Ma Pani wpływ na takie elementy już na etapie tworzenia sztuki? Może Pani powiedzieć „tej sceny nie zrobimy, bo jest za trudna – zróbmy ją inaczej”?
Oczywiście, że mogę, ale jeśli reżyser się upiera, to brniemy przez materię spektaklu i staramy się tę scenę zrobić. To scenograf i kostiumograf narzucają charakter plastyczny przedstawienia. Jeżeli reżyser zechce płynnie współpracować, to zazwyczaj dostosowuje się do mojej wizji. A jeśli mówi „nie”, to rozmawiamy o tym, jak on sobie to wyobrażał i szukamy wspólnego mianownika w stylach. Bo jeżeli coś ma być zrobione współcześnie, a nie stylowo – to z założenia już jest inny język i inny tok myślenia.
Jakie było Pani największe zawodowe wyzwanie scenograficzno-kostiumowe?
Na pewno jest mi miło, gdy ktoś ogląda moje kostiumy i mówi, że one są w jakości filmowej. Bo to oznacza, że są zrobione tak dokładnie, że nie ma stresu, gdy kamera wykona zbliżenie. Każdy element, szczegół, detal kostiumu jest wykonany tak, że „nie ma wstydu”. Natomiast kostiumy dla dzieci są projektowane „po formie”, liczy się kolor, a nie dokładność stylowa. Dla mnie to jest zawsze wyzwanie, żeby zbliżać się do tej kategorii filmowej, że nawet jeśli kostium ma być „sponiewierany”, to efektem patyny teatralnej.
Ile osób pracuje przy kostiumach i scenografii?
W Operze Krakowskiej mamy bardzo fajny i duży zespół krawcowych – ok. 20 osób. Oddzielnie pracuje pracownia męska i damska. Jest też pani modystka, która robi kapelusze. Często „recyklingujemy” kostiumy i staramy się nadawać im drugie życie. Oprócz tego są też panie fryzjerki, charakteryzatorki. Praca tych wszystkich osób dopiero tworzy kostium. I jeśli solista czuje się zintegrowany z kostiumem, to zdaje się o nim zapominać… i wtedy jest dobrze.
A na jakim etapie prób solista ma szansę „spróbować się” w kompletnym anturażu?
Dopiero pod koniec. Ten proces jest długi i mozolny. Mogę śmiało powiedzieć, że luksus jest wtedy, gdy kostiumy są gotowe tydzień przed spektaklem. Zawsze są trzy próby generalne. Czasem udaje się mieć kostiumy na dzień, dwa przed próbami i to jest komfortowa sytuacja. Dopóki aktorzy biegają na próbie w jeansach i podkoszulce, to ten spektakl nie istnieje.
A scenografia?
Jest dokładnie tak samo – ona produkuje się do ostatniej chwili.
Jest Pani przywiązana do kostiumów? Ma Pani swoje „ulubione”?
Sporo takich było. Bardzo mi żal, kiedy spektakl już schodzi z afisza i wiemy, że jego kostiumy odejdą do lamusa. Często staram się jakiś element przynajmniej przywracać w następnym przedstawieniu, może to być np. jakaś wyjątkowa peleryna, która powstawała w wielkim trudzie, bo była haftowana ręcznie. Staram się, żeby nie przepadła i chcę ją wykorzystać w innym wcieleniu, przeprojektować. Chciałabym tę naszą pracę zachować na dłużej. Proszę pamiętać, że kostiumy niszczą się, spierają, zwłaszcza gdy jakiś spektakl wystawiany jest przez dekadę. Dlatego musimy projektować je odpowiednią technologią wiedząc, że eksploatacja może trwać latami. A długoletnie granie oznacza, że się spektakl podoba!
Czy bywa tak, że artyści przychodzą z „listą życzeń” i mówią, że marzą np. o złotym pasku albo perłowej broszce?
Oj tak! Tu za dużo, tu za mało, a ja chciałam tak, a tak nie chciałem… Ale oczywiście jest tak, że ja im pokazuję kostiumy wcześniej, żeby się zapoznali, przyzwyczaili do tego jak będą wyglądać. To aktorowi pomaga w myśleniu o roli.
Ale do Pani należy ostatnie słowo?
Tak. Chyba, że reżyser ich popiera i wspólnie chcieliby coś zmienić. Wtedy idę na kompromis. To tylko moje wizje, wiadomo, że ja też muszę być elastyczna. Bo kostium nie może artyście przeszkadzać, tylko go wspierać!
PKO Bank Polski od lat wspiera Operę Krakowską. Dzięki temu mecenatowi w każdym sezonie artystycznym powstają nowe spektakle i widowiska. Sztuki dla dzieci: „Pan Tralaliński” oraz „Ongaku trzy kamienie” powrócą na deski Opery Krakowskiej już we wrześniu!
Rozmawiała Oktawia Staciewińska
Czytaj także:
Folklor z Moniuszką w rytmie jazzu i z tańcem w rytm międzywojennych nut. Takie są „Kolory Polski”
Ruszyło 44. Zamojskie Lato Teatralne!
„Karol Śliwka” w Warszawie. PKO Bank Polski zaprasza na wystawę prac wybitnego grafika