Dlaczego piłkarze coraz chętniej pracują z psychologami sportowymi?

Polscy piłkarze coraz częściej zdają sobie sprawę, jak ważną rolę w sukcesie sportowym odgrywa psychika i odpowiednie nastawienie mentalne. Podejmują współpracę z psychologami sportowymi. Jak to wygląda od kulis? Jakie są największe korzyści, które mogą osiągnąć zawodnicy? Rozmawiamy na ten temat ze znanym i cenionym psychologiem sportowym Kamilem Wódką.
około min czytania

Kamil Wódka był psychologiem m.in. kadry narodowej w skokach narciarskich, reprezentacji Polski na igrzyskach olimpijskich w Vancouver, a także drużyny Cracovii. Od 2014 r. realizuje autorski model kompleksowego przygotowania psychologicznego. Wśród osób, z którymi współpracuje dziś na stałe, znajdują się piłkarze zarówno z lig zagranicznych, jak i PKO Bank Polski Ekstraklasy.

Jak wygląda indywidualna praca psychologa z piłkarzami?

Dawniej pracowałem na zlecenia instytucji, a dziś jestem nastawiony na indywidualną współpracę. Zawodnicy coraz częściej są w stanie pozwolić sobie na to, żeby zaangażować psychologów dla siebie i na swoich zasadach. Sześć lat temu rozpocząłem współpracę z Łukaszem Piszczkiem. Ustaliliśmy, że każdego miesiąca spotkamy się tam, gdzie akurat będzie przebywał. Gdy bywał w Polsce na kadrze, to widywaliśmy się w Polsce, a jeśli nie, to latałem do niego do Dortmundu. Teraz mam grupę piłkarzy, z którymi współpracuję na takich zasadach, choć pandemia sprawiła, że w ostatnim czasie jest to głównie on-line.

Współpraca indywidualna z piłkarzami jest lepszym rozwiązaniem niż zatrudnianie psychologa w klubie lub reprezentacji na stałe?

Myślę, że są plusy i minusy każdego z tych rozwiązań. Zalety pracy w klubie są takie, że psycholog widzi drużynę, co się dzieje w sztabie, ma kontakt z trenerami. Wie, jakie oczekiwania stawiają w stosunku do zawodnika. Wykorzystując te informacje, może wpleść je w swoje oddziaływanie.

Często jednak motywacja zawodników do pracy jest większa, kiedy sami znajdą psychologa, zgłoszą się do indywidualnej współpracy. Minusem pracy indywidualnej jest to, że psycholog nie zna sytuacji w szatni. Osobiście cenię sobie jednak właśnie tę formułę współpracy, bo nie jestem zależny od wizji sztabu szkoleniowego. Pracując z psychologiem w klubie zawodnicy często obawiają się o to, co zostanie przekazane trenerowi i jak wpłynie to na pozycję piłkarza w zespole. Czasem sami zawodnicy próbują to sprytnie wykorzystywać, aktywizując się w pracy psychologicznej w taki sposób, żeby ewentualnie było to dobrze postrzegane przez sztab szkoleniowy.

Jakie są największe korzyści, które piłkarze odnoszą ze współpracy z psychologiem, skoro są w stanie kontynuować ją nawet przez sześć lat, jak wspomniany Łukasz Piszczek?

Myślę, że można to podzielić na różne obszary. Generalnie pracujemy nad tym, żeby nauczyć zawodników rozumienia siebie i tego, co z czego wynika. Żeby potrafili sprawnie przeanalizować, dlaczego w danym meczu tak wyglądał i z czego wynikało, że czuł się lepiej lub gorzej, a nie szukać przyczyn na zasadzie „A bo może psychika zawiodła?”. To nie jest odpowiedź, istotne jest co przez to rozumie. Co się wydarzyło, że nie był efektywny.

Jak można wtedy pomóc? Z mojej perspektywy jest to praca polegająca na tym, żeby zwiększać świadomość zawodników, dając im narzędzia do pracy.

Nad czym konkretnie chcą pracować piłkarze?

Najczęściej mówią, że potrzebują więcej pewności siebie. Chcą lepiej radzić sobie ze stresem. Gdy pytam zawodnika o elementy, które budują jego pewność siebie, to często odpowiada, że musi czuć wsparcie trenera, czuć się dobrze w drużynie, rozgrywać dobre mecze, strzelać gole, a – jeśli jest obrońcą lub bramkarzem – grać w meczach na zero z tyłu. Elementów jest dużo.

Wtedy pytam: „A jak twoja praca? Jak pracujesz nad tym, żeby wzmocnić pewność siebie?”. W tym momencie często pojawia się zdziwienie i brak zrozumienia, o czym mówię. Tłumaczę, jak można samemu pracować nad pewnością siebie i przygotowywać się do tego, żeby zrobić drybling, który spowoduje, że głowa będzie przygotowana i nie bazująca tylko na tym, że trener mnie poklepał, koledzy mnie lubią, ustawienie jest fajne i korzystne dla mnie. Dopiero jak wszystko zagra, to mogę się czuć dobrze.

Jakie są dziś największe zagrożenia dla psychiki piłkarzy?

Nie wiem do końca jakie są największe, ale mogę kilka wymienić. Na przykład uzależnienie od gier komputerowych. Może się to wydawać błahostką, ale nie są to odosobnione sytuacje, kiedy po powrocie z treningu cały dzień grają w gry. Albo będąc na zgrupowaniu wysyłają do domu taksówkę, bo zapomnieli Playstation. Potem ktoś taki wychodzi na mecz niewyspany, bo grał do późnej nocy. Mamy też hazard czy bezsenność po meczu.

Jeśli zawodnik sam nie zorganizuje sobie sztabu ludzi, którzy rzeczywiście będą chcieli mu pomagać, a nie tylko klepać po plecach, to może się strasznie zagubić.

Piłkarze radzą sobie z presją?

Żyjemy w czasach łatwości dostępu do informacji, ale i lekkości ludzi w ocenianiu, recenzowaniu i hejtowaniu. Dziś może to zrobić każdy. Wiem, że po nieudanym meczu w prywatnych wiadomościach w mediach społecznościowych zawodnicy dostają różnego rodzaju wyzwiska i obelgi. Z jednej strony pracuje się z zawodnikami nad tym, żeby się od tego odłączyli, skupili na sobie i wykonywali swoją pracę, ale z drugiej strony jest trudno, żeby te informacje ich nie dotknęły. Jak ktoś te informacje „kupuje”, to wprowadza się na emocjonalny rollercoaster i ciężko jest mu o stabilność w meczu.

W jaki sposób piłkarz powinien pracować nad swoją mentalnością, żeby umieć zmarginalizować tego typu obraźliwe wiadomości od anonimowych internautów?

Trudno radzić, bo wszystko kręciłoby się wokół tego, dla kogo się gra. Piłkarz oficjalnie powie, że gra dla kibiców, ale pracuje się z nim po to, żeby grał dla siebie, miał z tego przyjemność, a całą resztę – powiem delikatnie – zostawił trochę w cieniu.

Patrząc na pomeczowe noty zawodników w różnych mediach, można się często uśmiechnąć, bo są skrajnie różne. Recenzują to dziennikarze, a więc osoby, które się na tym znają albo przynajmniej powinny znać. A jednak występ danego zawodnika postrzegają różnie. A co dopiero kibice? Kibic zazwyczaj może opowiadać, że boczny obrońca był za mało aktywny w ofensywie, ale przecież on nie ma zielonego pojęcia, jakie dany piłkarz dostał zadania taktyczne. Być może trener w ogóle tego nie oczekiwał?

W dodatku żyjemy w czasach mediów społecznościowych. Uważam, że przeżywanie tego, jak się jest społecznie odbieranym, to prosta droga w kierunku ogromnej frustracji i niezadowolenia.

A jak piłkarze znoszą mentalnie pandemię koronawirusa?

Uważam, że za szybko przeszło się do porządku dziennego i myślenia, że skoro mecze są rozgrywane, to wszystko jest w porządku. Słyszę, że w Bundeslidze zawodnicy są testowani codziennie, a każdy test jest kwalifikacją do… wejścia na trening. To wpływa na obszar niepewności – czy będę mógł trenować, czy nie będę mógł. Można się poczuć jak w fabryce, w której wszystkie części muszą działać, a gdy jakaś nie działa, to trzeba ją szybko schować i podmienić kimś innym.

Wracając do Łukasza Piszczka – powiedział pan kiedyś o nim w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”, że jest odchodzącym gatunkiem piłkarza. Jak opisałby pan ten odchodzący gatunek? Jacy piłkarze odchodzą?

Powiedziałem, że to odchodzący gatunek piłkarza, choć mam nadzieję, że tak naprawdę on nigdy nie odejdzie. Pozwolę sobie na komentarz w kontekście naszej pracy z Łukaszem tylko dlatego, że on sam różne informacje na swój temat upublicznił. Nie czuję więc, żebym łamał zasadę poufności.

Rzeczy, które mam na myśli, wydają się proste, ale we współczesnym świecie wcale nie są już oczywiste. Chodzi o postawę, w której nie wszystko jest na pokaz, w której nie trzeba ukazywać swojego życia prywatnego i nie liczą się tylko „lajki”, ale też to, że ktoś potrafi być sumienny, pracowity i mieć z tego satysfakcję. Do tego dochodzą takie proste rzeczy jak wdzięczność dla ludzi, którzy dla niego pracują. To taki pierwiastek ludzki, którego gdzie indziej czasem brakuje. Często idzie to w stronę bardzo mocnej komercjalizacji. Nie mam tu na myśli tylko polskiej ligi, ale też ligi zagraniczne.

Z jakich lig?

Nie będę zdradzał, żeby ktoś nie próbował zgadywać konkretnych sytuacji. Zawodnik w klubie często jest produktem, który ma być efektywny. Mniejsze znaczenie ma, jak on to zrobi. To przykre i kłóci się to z moją wizją pracy.