Adam Nowicki: Mój cel i marzenie to igrzyska olimpijskie w Tokio

– Igrzyska olimpijskie w Tokio to mój cel i marzenie. Będę robił wszystko, żeby uzyskać minimum i wystartować w tej imprezie – zapowiada Adam Nowicki, jeden z najlepszych polskich biegaczy na dystansie 10 km i półmaratonu, który jesienią z powodzeniem zadebiutował w maratonie.
około min czytania

Od kilku lat utrzymujesz się w czołówce polskich biegaczy. W ciągu ostatnich pięciu lat zdobyłeś cztery medale mistrzostw Polski na 10 000 metrów (bieg na stadionie), a w ubiegłym roku zostałeś wicemistrzem Polski na 10 km (bieg uliczny w Gdańsku). Który z tych sukcesów ma dla ciebie największy wymiar?

Adam Nowicki: Od lat chciałem wystartować i zdobyć medal w zawodach w Gdańsku. W tym roku mi się to udało. Nie będę ukrywał, że zamierzałem pokonać Marcina Chabowskiego, który jest ikoną tego biegu. Ostatecznie zająłem drugie miejsce i też jestem z niego usatysfakcjonowany. Co do biegów na 10 000 metrów, to zaliczyłem cztery starty, w których uzyskiwałem coraz lepsze wyniki. W tej kolekcji brakuje mi jeszcze złota. W tym roku nie wystartowałem z powodu ślubu, ale za rok będzie kolejna szansa. Chcę powalczyć o złoto. Zwłaszcza, że mistrzostwa zaplanowano dwa tygodnie po maratonie, do którego będę się specjalnie przygotowywał. W przyszłym roku powalczę więc o poprawienie wyników zarówno w biegu na 10 000 metrów, jak i w zawodach na 10 km.

W 2018 r. zająłeś też drugie miejsce w mistrzostwach Polski w półmaratonie, które odbyły się we wrześniu w Pile. Jak podsumujesz swoją walkę ze zwycięzcą, Szymonem Kulką, ale i z Kamilem Karbowiakiem, który zajął tego dnia trzecie miejsce?

Bieg w Pile miał być dla mnie przetarciem przed Maratonem Warszawskim. Traktowałem go treningowo, bo byłem już mocno zmęczony. Niemniej, to mistrzostwa Polski, więc chciałem wygrać z Szymonem. Ostatecznie to on okazał się lepszy i wywalczył złoto. Ja mam srebro i biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich je zdobyłem przebieg tej rywalizacji był dla mnie satysfakcjonujący. Choć muszę przyznać, że wynik odbiegał od mojej życiówki.

Jesienią we wspomnianym Maratonie Warszawskim zaliczyłeś debiut na królewskim dystansie i od razu stanąłeś na podium, obok Kenijczyka Davida Metto i Francuza Floriana Carvalho. Jakie były twoje wrażenia z tych zawodów?

Już jako młody zawodnik myślałem o startach w maratonie. Im lepsze wyniki uzyskiwałem na dystansie 10 km i półmaratonu, tym bardziej wierzyłem, że królewski dystans też jest dla mnie. W drugiej części ubiegłego sezonu przygotowywałem się pod maraton i w końcu zadebiutowałem. Celowałem w wynik w granicach 2:13:00–2:14:00, ale zeszłoroczna trasa w Warszawie nie należała do najszybszych. Wynik 2:17:44 może obiektywnie nie jest satysfakcjonujący, ale biorąc pod uwagę, że był to debiut na takim dystansie i od razu zająłem miejsce na pudle, można być zadowolonym. Zwłaszcza, że zawody były prestiżowe. Chciałem się zaprzyjaźnić z maratonem i myślę, że udało mi się to zrobić. Choć muszę dodać, że mój kenijski pacemaker się nie sprawdził, bo prowadził bardzo nierówno i krócej niż było to umówione.

Pod koniec sezonu wystartowałeś też w Biegu Niepodległości w Warszawie, ale tym razem na luzie, bez walki o wynik.

Po maratonie dopadł mnie uraz mięśnia piszczelowego przedniego. Z tego powodu musiałem odpuścić trening. Na zawody przyjechałem jako żołnierz, ponieważ startowałem w reprezentacji Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Biegliśmy razem z Henrykiem Szostem, Błażejem Brzezińskim i Iwoną Lewandowską. W takiej grupie „przetruchtaliśmy” cały bieg w czasie około 40 minut. Bieg Niepodległości w Warszawie będę więc wspominał bardzo miło.

Pierwszy raz słyszę, żeby 40 minut na 10 km ktoś nazwał truchtem.

Może faktycznie brzmi to zabawnie, ale dla zawodników, którzy potrafią przebiec 10 km w czasie poniżej 30 minut, taki wynik może wydać się truchtem.

Podczas zawodów w Warszawie odbywała się akcja charytatywna PKO Banku Polskiego „Biegnę dla…”, w ramach której biegacze pomagali ciężko chorym osobom. Jak postrzegasz takie łączenie działalność charytatywną ze sportem?

To bardzo dobra inicjatywa. Jeżeli tylko jesteśmy w stanie, powinniśmy pomagać. Jest wiele osób, które potrzebują wsparcia. Ja zresztą zawsze staram się – na tyle, ile mogę – pomóc osobie, która znajduje się w potrzebie. Wiadomo też, że dobro powraca. I nigdy nie wiadomo, kiedy to my będziemy potrzebowali pomocy.

Co uważasz dziś za swój największy sukces sportowy?

Było kilka takich momentów w życiu. W 2017 r. na Węgrzech wziąłem udział w wojskowych mistrzostwach świata w biegach przełajowych. Wraz z kolegami wywalczyliśmy wtedy brązowy medal dla Polski na dystansie 11,5 km. To było dla mnie dość duże osiągnięcie. Najważniejsze jest jednak mistrzostwo Polski w półmaratonie z Piły z 2014 r., ponieważ wtedy ani ja, ani żaden z moich rywali, nie spodziewaliśmy się, że włączę się w walkę o medal. To zwycięstwo dało mi kosmiczny zastrzyk wiary we własne możliwości i dużą dawkę motywacji do ciężkiego treningu w kolejnych latach.

Na co dzień jesteś związany z wojskiem. Jak godzisz obowiązki żołnierza z profesjonalnymi treningami lekkoatletycznymi?

Nie jest łatwo. W jednostce wojskowej pracuję od 7:00 do 15:30. Poza obowiązkami służbowymi, mam możliwość realizacji treningów, które pozwalają poprawiać mi wyniki sportowe. Wszystko dzięki prowadzonym w wojsku współzawodnictwu sportowemu. Funkcjonuję tak w Szczecinie od 6 lat. W 2007 r. odniosłem w tym mieście sukces na mistrzostwach Polski, a w 2012 r. ponownie trafiłem do Szczecina. Wszystko składa się w jedną całość.   

Marzy ci się sytuacja, w której byłbyś w stanie utrzymywać się z samego biegania?

Biegacze długodystansowi często wstępują w służby mundurowe, bo zmusza ich do tego życie. Dziś nie da się jeszcze utrzymać tylko z biegania. Bieganie w Polsce bardzo się rozwija, postęp jest szybki, ale w tym momencie taka sytuacja jest nierealna.

Jak wyglądają twoje plany biegowe na najbliższe dwa lata? Marzy ci się start na igrzyskach w maratonie w Tokio w 2020 r.?

Tak. Igrzyska w Tokio to mój cel i marzenie. Będę robił wszystko, żeby uzyskać minimum olimpijskie i wystartować w tej imprezie. Wiosną tego roku chciałbym przebiec maraton w czasie 2:13:00–2:14:00. To wynik, który pozwoli mi później na atakowanie minimum olimpijskiego. Spodziewam się, że wyniesie ono około 2:11:00–2:11:30. Następnie czekają mnie mistrzostwa Polski na 10 000 metrów. Planuję też start na wojskowych igrzyskach olimpijskich w Chinach. To będzie cel na drugą część sezonu. Cele na sezon 2020 to mistrzostwa świata w półmaratonie w Gdyni i wspomniane igrzyska olimpijskie w Tokio. 

Rozmawiał Marek Wiśniewski