Sylwetki polskich biegaczy #3: Henryk Szost
Kiedy w marcu 2012 r. podczas maratonu w Japonii Henryk Szost ustanowił nowy rekord Polski wynikiem 2:07:39, zaskoczył nawet samego siebie. Minęło już prawie siedem lat, a do tej pory żaden z Polaków nie zdołał poprawić tego rewelacyjnego czasu. 2019-01-08Narodziny pasji i droga na szczyt
Henryk Szost urodził się 20 stycznia 1982 r. w Krynicy-Zdroju w Beskidzie Sądeckim. Karierę sportową zaczynał od biegów narciarskich. Później startował w biegach górskich. Rodzinne strony pomagały mu w rozwijaniu tej pasji, bo dawały olbrzymie możliwości do trenowania podbiegów i zbiegów, a co za tym idzie – budowania siły mięśni.
Wkrótce poznał Jerzego Włodarczyka – trenera z Krakowa, który do ówczesnych mocnych stron Henryka, czyli siły i wytrzymałości, zdołał dołożyć nową zaletę, poprawiając jego szybkość. Niedługo później trafił do kadry i stał się wyczynowym biegaczem.
Pierwsze treningi pod maraton Henryk Szost odbywał u Mirosława Plawgi, pokonując dłuższe dystanse – po 25-26 km. Kolejne lata upłynęły mu na szkoleniach w Grunwaldzie Poznań u Grzegorza Gajdusa. Mocne treningi dawały efekty. Szost stawał się coraz szybszy.
Dwa pierwsze maratony i… minimum olimpijskie
Jest 15 kwietnia 2007 r. 25-letni Henryk Szost startuje w Dębnie w swoim pierwszym maratonie w życiu i od razu zostaje… wicemistrzem Polski.
– To było dla mnie traumatyczne przeżycie. Po 33. kilometrze miałem kryzys. Był na tyle duży, że… praktycznie nie mogłem ruszać nogami. Utrzymywał się przez 3-4 kilometry, ale ostatecznie dobiegłem do mety z wynikiem 2:15:57 – wspomina Henryk Szost.
Rok później na tej samej trasie biegacz z Muszyny zdobywa złoto i osiąga wynik 2:11:59, dający prawo startu na igrzyskach olimpijskich w Pekinie. – Uzyskanie minimum na igrzyska olimpijskie już w drugim maratonie w życiu, to było dla mnie coś niesamowitego. Każdy sportowiec marzy o tym, żeby kiedyś do tego dojść, a mi udało się to już w drugim starcie. Duży sukces, choć podświadomie zawsze czułem, że ten dystans będzie dla mnie optymalny – przyznaje Szost.
Chwile grozy po igrzyskach w Pekinie
Udział w igrzyskach olimpijskich w Pekinie był dla Polaka wielkim przeżyciem. – Zapamiętam go pewnie do końca życia. Start nie był do końca udany, ale nie był też zły – biorąc pod uwagę, że był to dopiero mój trzeci maraton w życiu, na trasie panowała wysoka temperatura, przekraczająca 30 stopni Celsjusza, wilgotność powietrza była wysoka, a powietrze zanieczyszczone – wspomina Henryk Szost.
Start w ekstremalnych warunkach Polak przypłacił poważnymi problemami ze zdrowiem. – Od 28. kilometra złapałem ścianę, z której nie wyszedłem do samego końca. Miałem momenty, że traciłem świadomość i nie wiedziałem, gdzie jestem. Film mi się urywał i ciężko mi się oddychało. Doprowadziłem swój organizm do ruiny. Wracając do Polski, czułem, że coś jest nie tak i nie mogłem swobodnie oddychać – relacjonuje maratończyk.
Ostatecznie wylądował w szpitalu w Krakowie. – Lekarze podejrzewali astmę nabytą w zapylonym powietrzu w Pekinie, ale okazało się, że mam krwiaki na płucach. Jestem im wdzięczny, że wykryli to na czas, bo gdyby taki skrzep się oderwał, mógłbym umrzeć – przyznaje.
Rekord Polski w maratonie
4 marca 2012 r. Szost startuje w japońskim Otsu i sprawia wielką sensację. Do mety dobiega z czasem 2:07:39, ustanawiając nowy rekord Polski. – Sam byłem trochę zaskoczony. Liczyłem na czas 2:08:00 z niewielkim hakiem, a udało się pobiec szybciej. Utrzymałem tempo, narzucone przez biegaczy z Afryki. Warunki atmosferyczne były dobre – niezbyt wysoka temperatura i lekki deszcz. Pozwoliło mi to biec na bardzo wysokich obrotach – przyznaje rekordzista Polski w maratonie.
Później Szost kilka razy zbliżał się do tego czasu. Dwa razy biegał w granicach 2:08:00, a trzy razy z czasem 2:09:00. Nigdy nie zdołał jednak pobić tego rekordu. Podobnie jak żaden z innych polskich biegaczy w ciągu ostatnich siedmiu lat.
Najlepszy Europejczyk na igrzyskach w Londynie
Rok 2012 był dla Szosta niezwykle udany. W sierpniu, na igrzyskach w Londynie, zajął dziewiąte miejsce – najlepsze wśród biegaczy z Europy. Pozwolił mu na to czas 2:12:28. – To mój największy sukces, jeżeli chodzi o imprezy mistrzowskie. Byłem w super formie, choć temperatura nie była najlepsza. W kilku miejscach mogłem pociągnąć jeszcze szybciej, ale czułem się już zmęczony i odwodniony. Doświadczenie w roli maratończyka pozwoliło mi jednak kontynuować wysiłek – wspomina Szost.
Inaczej było na ostatnich igrzyskach, w Rio de Janeiro, w 2016 r. – Najpierw na trasie panowała bardzo wysoka temperatura, a potem zaczął padać deszcz. Kiedy przestało padać, wilgotność powietrza bardzo się podniosła. Czułem się, jakbym był w saunie. To były straszne warunki – przyznał Polak, który nie zdołał ukończyć zawodów.
Nowe cele i wyzwania
Cel Szosta numer jeden na wiosnę to maraton w Londynie. Później czekają go Wojskowe Igrzyska w Chinach. – Te dwa starty będą dla mnie bardzo ważne. Mam 36 lat, ale Eliud Kipchoge w podobnym wieku był w stanie pobić rekord świata. I to jaki! Mam nadzieję, że moje zapasy mocy okażą się wystarczające, żeby dobrze pobiec. Wierzę w siebie i w to, że będę w stanie uzyskać dobre wyniki – przyznaje.
Marek Wiśniewski