„Każde pokolenie odkrywa w tej muzyce coś nowego”. Koncert „Tribute to Komeda”

Mówi się o nim, że był pionierem jazzu nowoczesnego w Polsce. W tym roku minęło równo 50 lat od śmierci Krzysztofa Komedy, jednego z najwybitniejszych twórców muzyki filmowej, jazzmana i pianisty. Pozostawił wspaniałą muzykę, która odczytywana jest na nowo przez kolejne pokolenia artystów. 17 grudnia w Filharmonii Narodowej w Warszawie zabrzmi muzyka mistrza w nowych, niezwykłych aranżacjach.
około min czytania

O Krzysztofie Komedzie i wyjątkowym koncercie ku jego pamięci mówi Andrzej Jagodziński, autor wszystkich aranżacji, które zabrzmią podczas koncertu.

Na co mogą liczyć słuchacze koncertu „Tribute to Komeda”?
To muzyka napisana na dosyć rozbudowany skład, bo będzie: dwóch instrumentalistów dętych – saksofon i trąbka, czyli Henryk Miśkiewicz i Robert Majewski; dwie wokalistki – Grażyna Auguścik oraz Agnieszka Wilczyńska, a do tego moje Trio, czyli Adam Cegielski na kontrabasie, Czesław Bartkowski na perkusji i ja osobiście na fortepianie. I wreszcie kwartet smyczkowy – The Time Quartet. Repertuar będzie się składał z najbardziej znanych utworów Komedy. Nie zabraknie przeboju, który chyba wszyscy znają, czyli „Rosemary’s Baby”. Będą również rozbudowane aranżacje ze znaczącym udziałem kwartetu smyczkowego. To nawiązanie do muzyki klasycznej.

Zapowiada się wspaniały, ale chyba niełatwy koncert. Co z Pana perspektywy było w tym projekcie najtrudniejsze?
Nie ma chyba prawidłowej odpowiedzi na to pytanie, bo choć rzeczywiście skład muzyczny jest ogromny, była to praca niezwykle przyjemna. Poziom trudności nie grał tym razem najmniejszej roli. Myślę, że udało mi się wszystkie aranżacje napisać w sposób oryginalny. W stylu, który balansuje na granicy klasyki i jazzu. Dużą rolę w tym odgrywa kwartet smyczkowy. Myślę, że do każdej z tych kompozycji starałem się wnieść wszystko, co mogę najlepszego. I starałem się przybliżyć do klaski jak tylko było można. Bo to mój osobisty „konik”, czyli kolaborowanie na granicy klasyki i jazzu.

Czy któryś utwór jest Panu szczególnie bliski?
Wszystkie są piękne, ale wydaje mi się, że utwór pt. „Samotne wsypy serc”, po dopisaniu tekstu. Poprzedni tytuł, kiedy utwór funkcjonował jako instrumentalny, brzmiał „One hundred years”. Film, do którego został napisany to „The Riot”. Mamy więc trzy możliwe tytuły tego utworu. On mi przypadł najbardziej do gustu. Wciąż wzrusza…

Czy z twórczości Krzysztofa Komedy bierze Pan dla siebie jakąś jedną myśl, wskazówkę, lekcję?
Trudno o jeden przykład. Ja z tą muzyką mam do czynienia od bardzo długiego czasu. Dokonałem wielu aranżacji, nawet tych samych utworów i mogę powiedzieć, że muzyka Komedy to bardzo trwały element naszej kultury i historii muzyki. Nie tylko tej jazzowej, ale przede wszystkim filmowej. Z doświadczenia pedagogicznego mogę powiedzieć, że każde z pokoleń – a kilka generacji już przeszło przez moje ręce – potrafiło odkrywać na nowo coś, co jest istotne w tej muzyce dla nich samych. Odkrywają to i aranżują na swój sposób. Więc to muzyka uniwersalna, która będzie trwać jeszcze długo.

A co Pana inspiruje jako artystę?
Ktoś, kto śledzi moje poczynania, z pewnością zauważył, że poruszam się najchętniej na granicy klasyki i jazzu. Muzyka klasyczna jest dla mnie właśnie absolutną i pierwszoplanową inspiracją, ale mam również kompozycje, aranżacje i płyty stricte jazzowe. Ten aspekt miksu z klasyką jest dla mnie najważniejszy. Jest kilka takich dokonań, jak choćby koncert fortepianowy z orkiestrą symfoniczną, czy msza żałobna na chór i skład jazzowy. To przykłady tego, że lubię się poruszać na granicy tych dwóch muzycznych światów i wciąż mnie to inspiruje. I myślę, że jeszcze będzie mnie przez jakiś czas inspirować, bo klasyka to niewyczerpalna kopalnia pomysłów i melodii.

Czy jest jakieś wspomnienie muzyczne, które szczególnie Pan pielęgnuje? Spotkanie albo koncert?
Trudno byłoby znaleźć jeden przykład, ale z pewnością było kilka takich koncertów. To przede wszystkim te dla publiki wschodniej: z Ukrainy lub Rosji. Reakcja tej publiczności jest niespotykana nigdzie indziej na świecie. W Polsce jest trochę podobnie. Te narody wyróżnia to, że są niezwykle muzykalne. Oczywiście było kilka takich szczególnych wydarzeń jak choćby wykonanie wspomnianego koncertu fortepianowego z orkiestrą symfoniczną. To bardzo rzadko spotykana na świecie forma muzyczna potraktowana w sposób jazzowy. Więc chyba te dwa skojarzenia przywołałbym na szybko.

Na koncert „Tribute to Komeda” zaprasza partner strategiczny Filharmonii Narodowej, PKO Bank Polski.

Andrzej Jagodziński

  •  Lider zespołu, pianista, kompozytor i aranżer. Absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie w klasie waltorni. W latach 1975-1980 związany był z Orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji w Warszawie. W swoim dorobku artystycznym ma występy i nagrania z wieloma polskimi zespołami jazzowymi, m.in. OldTimers, Swing Session, String Connection, Kwartet Zbigniewa Namysłowskiego, Kwartet Janusza Muniaka, Big Warsaw Band, Quintessence, „Czwartet” Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Od 1987 r. jest stałym akompaniatorem Ewy Bem. W roku 1993 stworzył istniejący do dzisiaj zespół firmowany swoim nazwiskiem – Andrzej Jagodziński Trio. W 2005 r. został uhonorowany przez Ministra Kultury Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze GLORIA ARTIS”.

Oktawia Staciewińska