Po co malować farbami, skoro są lakiery do paznokci

Martyna Ścibior maluje lakierami do paznokci, które zbiera wśród kobiet. Robi to nie dlatego, aby zamanifestować kobiece zniewolenie, ale przeciwnie – wskazać drogę wyzwolenia od przypisanych kobiecie ról społecznych
Martyna Ścibior. Fot. Adam Gąsiorowski.
około min czytania
 

Twoje prace znajdują się od ubiegłego roku w Nowej Kolekcji na Nowe 100-lecie PKO Banku Polskiego. Teraz, 4 lutego, Twój kolejny obraz trafił do katalogu pionierskiego projektu domu aukcyjnego DESA Unicum i Łukasza Jemioła. Licytowali kolekcjonerzy – jesteś zadowolona z wyniku?
Martyna Ścibior: Tak, tak. Duże emocje. Oglądaliśmy na żywo… 

Wiesz do kogo trafił Twój obraz?
Nie mam pojęcia, to osoba prywatna. 

A jak sobie wyobrażasz tego kolekcjonera?
Większość ludzi, którzy kupują moje prace, to są raczej młode pary, często architekci. Czasem kupują je do biura, czasem, jak budują domy, to chcą mieć do salonu coś, co będzie zwracało uwagę w nowym wnętrzu.  

Porozmawiajmy o Twojej twórczości. Dlaczego lakier do paznokci? To nie jest oczywisty materiał dla malarza…
Lakier do paznokci tak naprawdę był przypadkiem. Kiedyś malowałam w pracowni – jeszcze normalnie farbami akrylowymi – i wybierałam się na jakąś uroczystość, chyba wesele. Dlatego przyniosłam do pracowni lakier do paznokci. Nagle przyszło olśnienie… Właściwie po co te farby, skoro lakiery są na tyle bogate kolorystycznie, że można malować nimi? Później wymyśliłam, że będę zbierać lakiery od dziewczyn. Miała to być taka ekologiczna sztuka, bo dużo ludzi po prostu wyrzuca ich resztki.  

Nie boisz się zaszufladkowania: „Aaaa, to ta od lakierów do paznokci”?
(śmiech) Kiedyś myślałam, żeby wrócić do malarstwa figuratywnego, ale to, co robię teraz, jest niesamowicie wciągające. Kiedyś może się bałam takiego zaszufladkowania. Teraz już nie. Na dodatek myślę, że już z tego nie wyjdę. Po prostu się uzależniłam.  

A te lakiery – wszystkie są zbierane od innych, czy też je kupujesz?
Zbierane, wszystkie są zbierane.  

To od kogo dostajesz lakiery?
Nie ma zasady. Chciałam, żeby moje malarstwo było zrozumiałe i wciągające dla osób, które nie siedzą na co dzień w sztuce współczesnej. Tworzyć obrazy, które będą zachwycały i wciągały tzw. prostego człowieka. Zdarza się, że jak dziewczyny oddając mi swoje lakiery do paznokci, bardzo mocno się wkręcają w to malarstwo. Nie mogą się doczekać kiedy ich lakiery zostaną użyte, a potem szukają tych swoich kolorów na moich obrazach Powstała niesamowita społeczność, składająca się z zarówno z dyrektorek banków, szefowych z korporacji, czy dziewczyn, które pracują w sklepach, jak i pań z kółek gospodyń wiejskich. Mieszkam na wsi, więc miejscowe kobiety też mi dostarczają lakiery i dołączają do naszej społeczności. 

Ilu lakierów potrzebujesz do namalowania jednego obrazu?
To bardzo trudno oszacować – wszystko zależy od tego, jak dużo resztek lakieru jest w otrzymanych buteleczkach. Na namalowanie obrazu o wymiarach 100 x 150 cm zużywam około 40 flaszek z resztkami lakieru. 

A można się zgłosić do Ciebie z prośbą: „tutaj są lakiery mojej żony i jej koleżanek – chcielibyśmy, żeby Pani coś dla nas stworzyła”? 
Nie, nie robię obrazów na zamówienie. Maluję tak, jak czuję. Nie ma możliwości, żebym namalowała z konkretnych lakierów.  

Ale same lakiery dostarczyć można?
Jak najbardziej. To właśnie element mojej pracy artystycznej, żeby każdy obraz był tworzony z różnych historii wielu osób. Lakiery można przesyłać do paczkomatu w Wąwolnicy, przy Lubelskiej 68A. Zapraszam też do kontaktu mailowego na adres scibiork@gmail.com oraz na moją stronę internetową https://martyna-scibior.wixsite.com/malarstwo.

Na tej stronie można obejrzeć część Twoich prac. Co na nich przedstawiasz? Co tzw. zwykły człowiek zobaczy w Twoich obrazach, poza tym, że są namalowane lakierem do paznokci?
Dążę do tego, żeby obrazy były nieprzedstawiające. Jak tylko te formy zaczynają mi coś przypominać, to walczę z tym, żeby tam nie było nic widać. A to robota niewykonalna, ponieważ działa tu zjawisko pareidolii. W zależności od tego, w jakim stanie się znajdujemy, różni ludzie dostrzegają różne rzeczy w obrazach nieprzedstawiających. Szczególnie dzieciaki mają niesamowite skojarzenia. Tworzę sztukę abstrakcyjną, która dla każdego człowieka może stać się zupełnie czymś innym. 

Czy w takim razie oczekujesz, że Twoje obrazy będą interpretowane na różne sposoby? Czy ma to być raczej abstrakcja, która niesie ładunek emocjonalny i estetyczny, ale nie powinniśmy zastanawiać się, co nam przypomina? 
Pamiętam, jak pierwszy raz, gdzieś w Niemczech, zobaczyłam obraz Marka Rothko – miałam wtedy 17 lat – i silne emocje, które mną nagle zawładnęły. To przecież bardzo proste obrazy, a jednak miały w sobie ten ładunek. I wtedy pomyślałam, że nawet, jeżeli wzruszę swoim malarstwem tylko jedną osobę, to warto to robić. Nadal mi to przyświeca w pracy. 

Zostańmy przy Twojej młodości. Skąd pomysł, żeby zostać malarką? 
To było dość złożone. Pochodzę z Wąwolnicy, małej wsi na Lubelszczyźnie i jak każda dziewczynka chciałam zostać modelką, piosenkarką… Ale też, zawsze ciągnęło mnie do liceum sztuk plastycznych w Nałęczowie. Doszłam jednak do wniosku, że artyści są zbyt oderwani od rzeczywistości więc po jego ukończeniu zdecydowałam się na studia na Uniwersytecie Warszawskim. Wytrzymałam pół roku i przeniosłam się Akademię Sztuk Pięknych. Duża część mojej rodziny mówiła, że od zawsze wiedzieli, że będę się zajmować sztuką. Chociaż „artysta” to nie jest pochlebne określenie w takich wiejskich środowiskach – przecież „artysta” to jest ktoś nieodpowiedzialny, obibok. Całe szczęście, że to się zmienia i artysta staje się potrzebnym zawodem.  

Ludzie czują teraz większą potrzebę obcowania ze sztuką? Czy może zauważają, że artysta jednak potrafi być zaradny życiowo, zarobić pieniądze i normalnie się utrzymać?
Chyba i to, i to. Na pewno sztuka jest czymś, co będzie zawsze. Jeżeli sztuka zniknie, to zniknie cały świat. Będziemy już tylko jeść i wydalać...  

Ale oprócz wypełniania misji trzeba też z czegoś żyć. Czy Ty się utrzymujesz z malowania?
Tak, od jakiegoś czasu utrzymuję się z malowania. Wbrew pozorom COVID-19 zrobił coś niesamowitego, bo nagle ludzie zaczęli kupować więcej obrazów. Przez ostatnich pięć lat byłam fotografką, prowadziłam własną działalność gospodarczą i musiałam wyszarpywać czas na malowanie. Teraz mogę się poświęcić malowaniu i się z tego utrzymać.  

Tworzysz cyklami – nad czym teraz pracujesz?
W tej chwili nastała u mnie, w moich pracach, zupełna ciemność. Będę je prezentować na wystawie w warszawskiej Galerii Wizytującej, którą planujemy na połowę kwietnia. Do tworzenia tych prac używam lakierów hybrydowych. A to ogromna zmiana, bo nie muszę już pracować w masce. Do tej pory mogłam pracować tylko dwie-trzy godziny dziennie, na dodatek w masce i w wentylowanym pomieszczeniu. Przy lakierach hybrydowych, które są utwardzane lampą UV mogę pracować cały dzień i nie truć się aż tak, jak wtedy.  

Na pewno zastanawiasz się też nad przyszłością. Gdzie widzisz siebie za 10–20 lat?
Od pięciu la mieszkam z powrotem na wsi i w tym momencie wszystko, co się dzieje w kraju, po raz pierwszy uświadomiło mi, że wyprowadzenie się na wschód Polski było dość szaloną decyzją. Odczuwam potrzebę mówienia tego, co myślę, a jest to w dużej kontrze do tego, co czują ludzie tutaj, gdzie model życia jest tylko jeden i mało kto odważa się na inne poprowadzenie swojego życia. Waham się... Jednak ważne jest, żeby sztuka współczesna istniała nie tylko w miastach. 

Gdzie można kupić twoje prace?
Nie współpracuję z żadną galerią, więc sprzedaję obrazy bezpośrednio. Czasem nawiązuję różne współprace, jak ta z DESĄ Unicum. Ale większość można kupić u mnie. 

Rozmawiał Mariusz Kucharski

Martyna Ścibior (ur. 1985 r.)

  • Ukończyła studia na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych w pracowniach Leona Tarasewicza i Pawła Susida oraz Mirosława Bałki. Prace Martyny Ścibior znajdując się w Kolekcji Sztuki PKO Banku Polskiego, ale również Kolekcji Sztuki Hotelu Europejskiego w Warszawie oraz w kolekcjach prywatnych w Polsce i za granicą. Jej obraz „KaPeWu” znalazł się w katalogu pionierskiego projektu „Sztuka Dzisiaj. Wybór kuratora”, którego kuratorem był projektant mody i kolekcjoner sztuki Łukasz Jemioł. Praca na licytacji w DESA Unicum została sprzedana za 10 tys. zł.