Bankowcy biegają #29: Krzysztof Ptaszyński. W bieganiu tkwi ogromna siła
Krzysztof Ptaszyński jest dyrektorem Oddziału 7 PKO Banku Polskiego w Poznaniu. Mimo licznych obowiązków służbowych znajduje czas na regularne bieganie, które stało się jego życiową pasją. Jego zdaniem w tym sporcie tkwi ogromna siła, która pomaga przełamywać własne słabości i ograniczenia. 2021-05-24Krzysztof Ptaszyński przygodę z bieganiem rozpoczął w wieku 46 lat. Postanowił poprawić swoją kondycję fizyczną, bo czuł się słabo, a na drugie piętro wchodził, mając zadyszkę.
Poza tym kolega i mój przełożony Tomasz Frąckowiak namawiał mnie do startu w biegu, którego celem było wsparcie niepełnosprawnego dziecka przez naszą Fundację PKO Banku Polskiego. To był ten najmocniejszy bodziec, ponieważ mam niepełnosprawnego syna. Pomyślałem, że pobiegnę dla tego dziecka, które potrzebuje pomocy, ale również symbolicznie dla swojego syna, przełamując własne słabości – wyjaśnia dyrektor Oddziału 7 PKO Banku Polskiego.
Miało to miejsce w 2015 r. Krzysztof Ptaszyński podjął decyzję o starcie w biegu na 5 km w Poznaniu.
– To było szaleństwo, bo treningi rozpocząłem po 16 latach siedzenia za biurkiem. Każdy ruch sprawiał mi ból. Pamiętam ten bieg do dzisiaj. Startowałem w doborowym towarzystwie pracowników naszego banku. Na szczęście nie liczył się czas i wynik, ale cel. Po ukończeniu czułem się, jakbym zdobył ośmiotysięcznik. To było naprawdę niesamowite – podkreśla Krzysztof Ptaszyński.
Przełamywanie słabości i ograniczeń
Po pierwszych zawodach Krzysztof Ptaszyński postanowił, że będzie startował dalej, choć pod uwagę brał tylko dystanse wynoszące 5 lub 10 km. Nie wyobrażał sobie siebie jako maratończyka lub półmaratończyka. Wiedział, ile kosztuje to wysiłku i nie wierzył w siebie. A jednak, pierwszy półmaraton i maraton ukończył w 2017 r.
Największy sukces – zdobycie Korony Maratonów Polskich
Przełomowym momentem był dla niego rok 2018, w którym zdobył Koronę Polskich Półmaratonów. Wtedy zrozumiał, że bieganie stało się jego pasją. W tym sporcie tkwi ogromna siła, która pomaga przełamywać własne słabości i ograniczenia. Daje niesamowite odprężenie i pozwala skutecznie rozładować stres.
Postanowiłem, że na swoją „pięćdziesiątkę” przebiegnę 5 maratonów, ale zamiast rozkładać je na dwa lata, pokonam je w jeden rok. To było czyste szaleństwo, bo w kwietniu i we wrześniu miałem kumulacje – po dwa maratony w miesiącu. Przygotowania były trochę eksperymentalne, gdyż pojawiły się problemy z szybką regeneracją organizmu. Nic dziwnego. W końcu to już nie te latka… – zauważa dyrektor Oddziału 7 PKO Banku Polskiego w Poznaniu.
Jego ulubionym dystansem jest jednak połowa maratonu.
– Półmaraton stanowi wyzwanie, a jednocześnie daje ogromną satysfakcję. Ale lubię też biegać na 10 km oraz 5 km. Mój rekord życiowy na 5 km ustanowiłem w wieku 48 lat i wynosi on 22:02, a na 10 km 50:53 – dodaje Krzysztof Ptaszyński.
Biegiem, który szczególnie zapadł mu w pamięć, był PKO Białystok Półmaraton. To była świetna organizacja i rywalizacja drużynowa biegaczy z PKO Banku Polskiego z biegaczami z PZU SA. Dwukrotnie okazaliśmy się on nich lepsi.
Bieganie charytatywne
Krzysztof Ptaszyński uwielbia biegi patriotyczne oraz cele charytatywne. Przy okazji każdego startu uczestniczy w akcji „biegnę dla…”.
To świetny pomysł, dodatkowa motywacja dla biegacza, ale również satysfakcja, że przebiegnięte kilometry, pot i poniesiony wysiłek stanowią odrobinę szczęścia dla kogoś, kto tego potrzebuje – ocenia pracownik PKO Banku Polskiego.
W przeszłości dwa razy brał udział w PKO Biegu Charytatywnym. W jednym z biegów udało się wystawić drużynę z jego Oddziału 7 w Poznaniu, co dawało jeszcze większą satysfakcję.
– Oczywiście będę brał udział w kolejnych edycjach. Tym bardziej, że dla biegacza długodystansowego stanowi to spore wyzwanie. Mamy przecież bieg sztafetowy i jednorazowo pokonuje się dystans 400 m – zauważa.
W tym roku postanowił wystartować w światowym biegu charytatywnym Wings for Life. Pierwszy raz kilka lat temu zobaczył w telewizji, że taki jest bieg. Postanowił wziąć w nim udział, ale nie zdążył z zapisami. W zeszłym roku, gdy był już zdecydowany, przyszła pandemia. W tym roku nareszcie mógł wystartować. I chociaż była to edycja wirtualna, to liczył się cel. Ma nadzieję, że za rok będzie można wystartować w tradycyjnym biegu, poczuć tę atmosferę – kibiców i innych zawodników.
Kiedy wraz z kolegą z oddziału Dariuszem Gmińskim stanęliśmy na starcie wirtualnego Wings For Life, zrobiło nam się jakoś dziwnie i smutno, że pobiegniemy tylko we dwóch, a nie w biegu masowym. Jakież było nasze zdziwienie i jednocześnie zadowolenie, kiedy na trasie spotykaliśmy biegaczy, którzy również biegli „Wingsa”. Pozdrawialiśmy się i motywowaliśmy wzajemnie. Spacerujące osoby też pozdrawiały nas i dopingowały – opowiada Krzysztof Ptaszyński.
– Panowała wspaniała atmosfera, a w aplikacji mobilnej pojawił się komentarz Adama Małysza, że dogania nas samochód pościgowy. To wywołało dreszcz emocji! Po godzinie i kilkunastu minutach szczęśliwi zakończyliśmy bieg, który był dla nas czymś więcej. To była specjalna więź z osobami, które potrzebują naszego wsparcia i solidarności. To dla nich biegliśmy. Mam nadzieję, że za rok będziemy mogli wystartować w tradycyjnym biegu, poczuć jeszcze lepszą atmosferę – podkreśla.
Samozaparcie kluczem do sukcesu
Krzysztof Ptaszyński zaznacza, że aby udanie łączyć życie zawodowe, prywatne oraz biegową pasję, trzeba mieć mocne samozaparcie.
– Najważniejszy jest plan treningowy zapisany w kalendarzu. To do niego planuję pozostałe zadania i zajęcia. Czasem jednak oczywiście zdarzają się nieprzewidziane okoliczności. Nieraz wstawałem o 5 rano, żeby pobiegać, a bywało i tak, że trening zaczynałem o 22 – nie ukrywa.
Latem wykorzystuje również okazję i biega… do pracy. W jedną stronę ma 10 km. Zdarza się też, że córka z żoną jadą na rowerze, a on biegnie koło nich i w ten sposób realizuje trening. Z kolei dłuższe wybiegania z reguły wykonuje w niedzielny poranek. Rodzina jeszcze śpi, a on przemierza kolejne kilometry.
Bardzo się cieszę, że istnieje i wspiera nas biegaczy. Dzięki sekcji biegowej banku miałem możliwość uczestniczyć w zawodach w całej Polsce. Z dumą reprezentuję w niej swojego pracodawcę – podkreśla.
Biegowe plany i marzenia na przyszłość
Krzysztof Ptaszyński nie ukrywa, że trwająca od ponad roku pandemia pokrzyżowała mu wiele startów i planów.
Bez zawodów i startów jest problem z automotywacją. Skupiłem się na treningach szybkościowych, a wiosną zeszłego roku, gdy mieliśmy twardy lockdown, dałem czas organizmowi na odpoczynek i regenerację. Później się to zmieniło. Mimo że zeszły rok był trudny, to przebiegłem 1400 km – podkreśla Krzysztof Ptaszyński.
W ubiegłym roku spróbował też biegów górskich. W sierpniu, podczas wakacji, wbiegł na Śnieżkę, pokonując w Sudetach dystans 19 km. Jego największym marzeniem są dziś ultramaratony górskie. Chciałby w jednej aktywności przebiec 100 km.
– Nie wiem, czy wiek mi na to pozwoli, ale powoli przygotowuję się w tym kierunku. To już zupełnie inna bajka niż biegi uliczne – kończy.
Marek Wiśniewski