Sylwetki polskich biegaczy #60: Wojciech Kopeć

Wojciech Kopeć to doświadczony maratończyk, który w latach 2004-2006 należał do kadry narodowej. W 2014 r. zdobył brązowy medal mistrzostw Polski w półmaratonie. Może się też pochwalić licznymi sukcesami w biegach sponsorowanych przez PKO Bank Polski, m.in. w Warszawskiej Triadzie Biegowej, PKO Maratonie Rzeszowskim oraz Biegu Urodzinowym z PKO Bankiem Polskim w Gdyni. Mimo upływu lat ciągle utrzymuje wysoką formę.
około min czytania

Wojciech Kopeć urodził się w 1986 r. Od zawsze był bardzo aktywny.

Jako młody chłopak uprawiałem różne dyscypliny sportowe. To była piłka nożna, koszykówka, siatkówka, boks, judo, a nawet wędkarstwo, bo mieszkam 200 m od jeziora. Już w czasach szkoły podstawowej i gimnazjum brałem udział w wielu turniejach. Wuefista z gimnazjum w Olsztynku zawsze mówił mi, że mam ogromny talent i powinienem iść do dużego miasta, żeby trenować jakiś sport profesjonalnie – wspomina Wojciech Kopeć. 

Po zakończeniu nauki w gimnazjum Kopeć przeniósł się do liceum w Olsztynie.

Zamieszkałem w internacie, gdzie poznałem Damiana Pieterczyka, który był aktualnym mistrzem Polski na 1500 m i jednym z najlepszych biegaczy w kraju wśród juniorów. Któregoś dnia zapytałem go, czy nie zaprowadziłby mnie do swojego trenera, bo chciałbym rozpocząć treningi w Gwardii Olsztyn. Zgodził się. W ten sposób trafiłem pod skrzydła Zbigniewa Ludwichowskiego – wspomina biegacz ze Swaderek. 

Przełomowy moment – dwa medale MP juniorów

Swoją przygodę z profesjonalnymi treningami biegowymi Kopeć rozpoczął więc późno, bo dopiero w 2003 r. Współpraca ze znanym i cenionym szkoleniowcem szybko zaowocowała licznymi sukcesami na arenie ogólnopolskiej, a w późniejszym czasie również międzynarodowej.

Przełomowe były dla niego mistrzostwa Polski juniorów w Białymstoku w 2004 r., gdzie startował jako nikomu nieznany zawodnik.

Miałem wtedy 16 lat, a zdobyłem dwa medale: srebro na 3000 m i brąz na 5000 m. Uzyskałem bardzo dobre wyniki, które umożliwiły mi dalszy rozwój. Te medale pokazały, że jestem dużym talentem i mam potencjał w biegach długodystansowych – wspomina Wojciech Kopeć.

Swoimi wynikami wpisał się na listę najbardziej perspektywicznych zawodników z roczników 1985 i 1986, wśród których byli też m.in. Marcin Chabowski, Mateusz Demczyszak, Arkadiusz Gardzielewski, Radosław Kłeczek czy Artur Kozłowski.

Moi koledzy Marcin Chabowski czy Arek Gardzielewski rozpoczęli treningi 3-4 lata wcześniej. Widząc, jak biegają, chciałem im dorównać. Bardzo mi imponowali. Powiedziałem sobie, że muszę koniecznie trenować więcej, żeby być jak oni. Powiedziałem trenerowi, że za półtora roku chcę być w kadrze Polski i walczyć o medale mistrzostw kraju. Taki, ambitny, cel sobie postawiłem – wspomina Wojciech Kopeć.

Kadra narodowa i pierwsze starty międzynarodowe

Świetne wyniki w zawodach biegowych sprawiły, że faktycznie dostał się do kadry narodowej. Należał do niej w latach 2004-2006. Jednocześnie bardzo intensywne treningi sprawiały, że zaczął łapać drobne kontuzje.

Moje nieukształtowane stawy, ścięgna i mięśnie zaczęły mocniej pracować i mocno to odczuwałem. Strasznie mnie bolały, miałem je opuchnięte, a mimo to wychodziłem na trening i nie przejmowałem się, że może się to przełożyć na jakąś kontuzję. Byłem głupi i okłamywałem trenera, że nic mnie nie boli. Robiłem kolejne treningi i nie odpuszczałem żadnego dnia – przyznaje.

Treningi przyniosły efekty w postaci wspomnianych wyżej medali mistrzostw Polski oraz dołączenia do kadry narodowej.

Dzięki temu jako junior mogłem startować w międzypaństwowym meczu w kategorii młodzieżowca. Na własne oczy zobaczyłem, jak trenuje się w kadrze. Mogłem też pojechać na pierwsze obozy sportowe z kadrą. Pierwszy raz brałem udział w zawodach międzynarodowych. Pierwszy raz leciałem samolotem, gdy ruszyliśmy na mistrzostwa Europy w przełajach w Tillburgu – wspomina Kopeć, który wywalczył tam z drużyną pierwsze miejsce – po raz pierwszy w historii Polski.

Jeszcze w 2005 r., gdy był w ostatniej klasie szkoły średniej, otrzymał propozycję wyjazdu do USA, ale po konsultacji z trenerem zdecydował się ją odrzucić. Postanowił, że na razie zostanie w Polsce i to tutaj będzie się rozwijał jako zawodnik.

Problemy ze ścięgnem Achillesa

W 2006 r. pojawiły się duże problemy, bo ból ścięgna Achillesa stał się nie do wytrzymania. Odsiedział lekarzy w całej Polsce, ale nikt nie potrafił jemu pomóc. Oferowano mu tylko operację, a miał 19 lat i nie chciał iść „pod nóż”.

Wtedy z pomocą przyszedł jego trener, który zorganizował rehabilitację u Ryszarda Biernata w Olsztynie. – Moim zdaniem to jeden z najlepszych specjalistów na świecie. Powiedział, że mnie z tego wyciągnie, ale potrzebuje od czterech do sześciu miesięcy. Zaczął wzmacniać ścięgno Achillesa i odpowiednio je obudowywać. Wszystko po to, żebym mógł wrócić do profesjonalnego sportu – wyjaśnia biegacz.

W międzyczasie startował na tzw. blokadzie, uśmierzając ból w nodze. – Wstrzykiwało się blokadę, która pozwalała mi uprawiać sport przez 2-3 miesiące. Jednak po kolejnym starcie na mistrzostwach Polski, gdzie zdobyłem medal, dolegliwości się odzywały. Dotrwałem do kolejnych mistrzostw kraju, ale potem kontuzja wracała i nie było już dla mnie ratunku – wspomina.

Odsunięcie od kadry i wyjazd do USA

W 2006 r., gdy pojawiły się problemy zdrowotne, Wojciech Kopeć miał lecieć z kadrą do Predazzo, żeby przygotować się do młodzieżowych mistrzostw Polski na 10 km w Kozienicach.

Gdy byłem po poważnej kontuzji, zostałem odsunięty przez sztab szkoleniowy PZLA. Pojechałem więc na własną rękę do Szklarskiej Poręby i trenowałem samodzielnie, a następnie wystartowałem w tych mistrzostwach Polski w Kozienicach, zdobywając w nich srebrny medal – wspomina Wojciech Kopeć.

Pokonałem wtedy wszystkich chłopaków, którzy wyjechali na obóz do Predazzo. Pierwsze miejsce też zdobył chłopak, który nie dostał tam powołania. Jak można było odsunąć zawodnika, który jest jednym z najlepszych w Polsce i nie dać mu możliwości powrotu do formy? – zastanawia się po latach.

Po tej sytuacji uznał, że nie widzi dla siebie przyszłości w kraju i zdecydował się w 2007 r. na wyjazd do Stanów Zjednoczonych – znalazł się tam na stypendium sportowym.

Sześć lat w Stanach Zjednoczonych i pół roku w Peru

W USA mieszkał przez sześć lat, stając się absolwentem Harding University z tytułem Bachelor of Business Administration na trzech kierunkach: Marketing, Management oraz International Business. W trakcie studiów zrobił sobie pół roku przerwy, podczas których przeniósł się do Peru. W tym okresie intensywnie trenował w górach.

Moim marzeniem zawsze było zobaczenie Machu Picchu i Jeziora Titicaca. Zdecydowałem się więc, że na pół roku wyjadę do Peru, gdzie będę trenować w wysokich górach w Świętej Dolinie Inków w obrębie Cuzco. Później wróciłem do USA, gdzie dokończyłem studia – wyjaśnia Wojciech Kopeć.

W trakcie pobytu w USA startował w licznych biegach na długim dystansie. Tylko rok 2013 zamknął z bilansem… 10 maratonów.

Czy był zmęczony fizycznie? Młody organizm wszystko wytrzyma. Na obozach kadrowych koledzy zawsze mówili, że był „koniem do treningu”, bo jest dobrze zbudowany, ma bardzo dużo mięśni i zawsze był silny fizycznie.

Moje starty były spowodowane… trudną sytuacją materialną. Musiałem płacić za studia w USA, które były drogie. Nagrody z biegów pomagały mi je opłacić – tłumaczy.

Największy sukces biegowy w USA

Za największy sukces uważa zwycięstwo w Covenant Health Knoxville Marathon, gdzie w kwietniu 2013 r. uzyskał czas 2:22:15.

– Pobiegłem wtedy rekord życiowy, który do tej pory jest moim drugim najlepszym wynikiem w maratonie. Wygrałem zawody z rekordem trasy, który do tej pory należy do mnie. Bieg odbywał się na bardzo trudnej i górzystej trasie na wysokości około 700 m n.p.m.– opowiada Kopeć.

Wygrałem tam z bardzo dobrymi zawodnikami, bo był tam np. biegacz z Etiopii, którego życiówka w maratonie wynosiła około 2 h 9 minut. Był też zawodnik z Kenii, który biegał na 2 h 14 minut. A jednak nie wytrzymali mojego tempa na drugiej połowie dystansu. Od tej pory byłem zapraszany w USA na różne maratony, dostawałem darmowy start i zwrot kosztów podróży. Mogłem się poczuć jak biegacz z elity – podkreśla.

Bardzo udany sezon 2014 i brązowy medal MP w półmaratonie

Bardzo udany był też dla niego sezon 2014, pierwszy po powrocie ze Stanów Zjednoczonych. W marcu wygrał maraton w Limassol na Cyprze, pokonując królewski dystans z czasem 2:17:22, co do dzisiaj stanowi jego rekord życiowy. W tym samym miesiącu ustanowił też rekord życiowy na dystansie półmaratonu w Warszawie (1:06:14).

To nie koniec sukcesów, bo w 2014 r. Kopeć zajął siódme miejsce w mistrzostwach Polski seniorów na 10 000 m w Postominie (z czasem 30:54), a także wywalczył brązowy medal mistrzostw Polski seniorów w półmaratonie w Pile z czasem 1:07:29, dobiegając do mety tuż za Adamem Nowickim i Pawłem Ochalem.

Rok 2014 był moim najlepszym w życiu, jeżeli chodzi o starty w maratonach. Złapałem wiatr w żagle i postanowiłem, że skoro poszło mi tak dobrze, to zacznę trenować jeszcze ciężej. Pojechałem więc na kolejny obóz w góry wysokie i ponownie do Peru. Na wysokości około 3000 m wykonywałem trudne treningi objętościowe. Było naprawdę ciężko. Po powrocie do Polski forma… uciekła. Byłem słaby, straciłem szybkość, a na domiar złego wróciła kontuzja Achillesa – wspomina Kopeć.

Stojąc na palcach nie był w stanie utrzymać ciężaru własnego ciała. Po 11 latach biegania z mniej lub bardziej bolącym ścięgnem Achillesa w 2016 r. poddał się operacji.

Sukcesy w biegach sponsorowanych przez PKO Bank Polski

W ostatnich latach Wojciech Kopeć chętnie startował też w biegach masowych. Szczególnie upodobał sobie Warszawską Triadę Biegową.

Startowałem we wszystkich biegach z cyklu Warszawskiej Triady Biegowej i mogę powiedzieć, że to jedne z moich ulubionych zawodów masowych. Mają ciekawe, szybkie trasy, a oprawa oraz atmosfera tych imprez jest niesamowita. Można liczyć na bicie rekordów życiowych i piękne medale. Nie ukrywam, że lubię je mieć i że je zbieram – wspomina Wojciech Kopeć.

Jego największym sukcesem w biegach z cyklu Warszawskiej Triady Biegowej było zajęcie trzeciego miejsca w Biegu Konstytucji 3 Maja na dystansie 5 km w 2018 r. Uzyskał wtedy czas 16:01, mając tylko 33 sekundy straty do zwycięzcy Jakuba Nowaka.

Dwa lata wcześniej Kopeć zajął miejsce na podium Biegu Urodzinowego z PKO Bankiem Polskim w Gdyni. Z czasem 30:37 dobiegł wtedy do mety jako trzeci uczestnik zawodów.

To było jeszcze przed operacją ścięgna Achillesa. Nie wiem czemu, ale w Gdyni zawsze się dobrze biega. Wydaje mi się, że nad morzem biegacze są szybsi. Mam stamtąd dobre wspomnienia, bo zajmowałem tam wysokie miejsca i zawsze uzyskiwałem dobre wyniki – podkreśla.

Zaskakujące zwycięstwo w 6. PKO Maratonie Rzeszowskim

Z kolei w październiku 2018 r. Kopeć wygrał 6. PKO Maraton Rzeszowski, sprawiając dużą niespodziankę i pokonując aż o cztery minuty Przemysława Dąbrowskiego, który – jako zwycięzca dwóch wcześniejszych edycji zawodów – był uznawany za zdecydowanego faworyta. Do mety Kopeć dobiegł z czasem 02:28:12.

Sezon 2018 był dla niego pierwszym startowym rokiem po operacji ścięgna Achillesa. – To był udany czas. Czułem, że wracam do dyspozycji sprzed czterech lat. Na PKO Maraton Rzeszowski pojechałem spontanicznie, za namową kolegi. Nie ukrywam, że zwycięstwo w tych zawodach było dla mnie dużym zaskoczeniem, bo dwa tygodnie wcześniej startowałem w maratonie w Warszawie, gdzie byłem ósmy (02:26:12). A jednak – w Rzeszowie miałem dzień konia. Maratończykom zdarzają się takie dni. To było spektakularne zwycięstwo i miło je wspominam – przyznaje.

Jednocześnie Wojciech Kopeć mocno chwali akcje „biegnę dla…”, organizowane przez Fundację PKO Banku Polskiego podczas wielu zawodów biegowych w Polsce.

O ile dobrze pamiętam, to kartkę z napisem „biegnę dla…” z imieniem potrzebującej osoby przyczepiałem do koszulki we wszystkich biegach sponsorowanych przez PKO Bank Polski, w których brałem udział. Jestem zdecydowanie za i chętnie wspieram tego typu akcje, które mają przełożenie na realną pomoc. A tak właśnie jest w przypadku biegów, wspieranych przez PKO Bank Polski. Wszyscy mają pewność, że pieniądze trafiają do potrzebujących – podkreśla Kopeć.

Konkretny plan na sezon 2021

Swoimi wynikami udowadnia, że w wieku niemal 35 lat ciągle należy do czołówki polskich maratończyków.

W grudniowych mistrzostwach Polski w maratonie w Oleśnie Wojciech Kopeć dobiegł do mety z czasem 2:34:54, co dało mu miejsce w czołowej dziesiątce. W odbywającej się w kwietniu kolejnej edycji mistrzostw Polski w Dębnie planował uzyskać czas 2 godzin 20 minut, jednak tym razem problemy zdrowotne zmusiły go do zejścia z trasy na 32. kilometrze.

Od kiedy zacząłem biegać maratony, ciągle jestem w czubie choć nie są to może wyniki na miarę minimum olimpijskiego, mistrzostw Europy czy świata. W Dębnie nie udało mi się odnieść sukcesu, ale kondycyjnie czułem się naprawdę znakomicie. Trochę żałuję, że nie ukończyłem biegu, bo trasa była wspaniała. Bardzo dobra pogoda, świetne towarzystwo wszystko było na plus – przyznaje Kopeć. 

Jedynie moje zdrowie trochę ostatnimi laty szwankuje. Od dwóch lat mam problemy związane z płucami i prawdopodobnie sercem. W najbliższym czasie przejdę badania, które pozwolą ustalić przyczynę kłopotów. Tak czy inaczej – nie odwieszam butów na kołek. W 2021 r. chcę złapać 2 h 20 minut w maratonie – kończy.

Marek Wiśniewski