Życie w zdrowiu i dobrej kondycji. Bankowcy biegają #21: Krzysztof Sycan

Jeszcze w 2012 r. Krzysztof Sycan, ekspert w Zespole Audytu IT i Bezpieczeństwa w Departamencie Audytu Wewnętrznego PKO Banku Polskiego, nie miał wiele wspólnego z bieganiem. Kiedy jednak złapał bakcyla, zaczął startować nawet w 70 zawodach rocznie. W 2019 r. zadebiutował na dystansie ultramaratonu na 100 km, a w 2020 poprawił wynik na tym dystansie.
około min czytania

Krzysztof Sycan zaczął biegać zachęcony przez kolegów z pracy.
Początkowo cieszyłem się z każdego pokonanego kilometra, a było ich tylko kilka. Stopniowo moje dystanse wydłużały się i odkryłem, że bieg może być efektywnym sposobem przemieszczania się i zwiedzania nowych miejsc – mówi Krzysztof Sycan.

W ciągu ośmiu lat biegania Krzysztof stał się tak wielkim pasjonatem sportu, że trasę z pracy do domu i z powrotem (praktycznie półmaraton) zdarza mu się pokonywać biegiem. To zresztą jego ulubiona trasa treningowa przed każdym planowanym startem w zawodach na dłuższym dystansie, choć ultramaratony są dla niego raczej spontanicznymi decyzjami. Jak sam przyznaje, nie jest „urodzonym ultramaratończykiem”.

Porównanie obecnej formy z tą sprzed ośmiu lat, gdy nie biegałem, wydaje się o tyle łatwe, że podobne jest do dzielenia przez wartość dążącą do zera wynik (czyli postęp) zawsze dąży do nieskończoności i cieszy. Chyba większość biegaczy rozpoczynjących swą przygodę od przysłowiowego zera ma podobne odczucia, które jednocześnie dają dalszą motywację. Na początku nie mogłem pokonać 1 km bez przechodzenia do marszobiegu. Dystans 10 km był dla mnie osobistym sukcesem. Teraz mogę tych kilometrów pokonać 100 – obrazuje.

Biegowe początki i szalony sezon 2014

W pierwszych zawodach wziął udział w 2012 r. Był to Bieg Powstania Warszawskiego na dystansie 5 km. Później zaczął uczestniczyć w akcji BiegamBoLubię. Z kolei rok 2014, za sprawą bankowego programu Drużynowej Ligi Biegowej, był najbardziej intensywny w jego biegowej przygodzie.

Ponad 70 startów w zawodach biegowych (więcej nie zmieściło się w kalendarzu, jako że łącznie z rowerowymi zawodami MTB było ich blisko 100) oraz weekendy wypełnione niekiedy udziałem w 3-5 zawodach powodowały, że na prawdziwy trening… nie było czasu. Pytany o treningi, żartowałem mówiąc: „słyszałem o tym być może kiedyś spróbuję”. Wszystkie zawody odbywały się „z marszu”, a postęp robiłem z imprezy na imprezę. Tym bardziej cieszył mnie każdy mały sukces pierwsza piątka poniżej 20 minut czy pierwszy maraton w czasie poniżej 3,5 godziny wspomina Krzysztof Sycan.

W kolejnych latach nabrał pokory, wiedząc, że naturalny postęp formy jest właściwy dla każdego poczatkującego biegacza i nie będzie dalej trwał samoistnie. Poznał, co oznacza długi, samotny trening w zimową, deszczową noc. Bez publiczności i medalu za udział. Tym samym startów w zawodach nie było już tak wiele – nie więcej niż 40-50 rocznie.

Dwie biegowe korony w ciągu roku

W kolejnym sezonie Krzysztof zdobył Koronę Maratonów Polskich oraz Koronę Półmaratonów. Nie odnotował tego jakoś szczególnie. Była to po prostu konsekwencja chęci udziału w zawodach również na dłuższych dystansach i w różnych miejscach kraju.

Poznałem wówczas wielu biegaczy z PKO Banku Polskiego. Szczególnie miło wspominam Półmaraton Gliwicki i przyjęcie przez biegaczy – gospodarzy naszego banku. Jak się okazało, mój udział w tak dużej liczbie zawodów i rozpoznawalność jako biegacza, który „jest wszędzie” był początkiem wielu nowych znajomości. Obie zdobyte „korony” były więc dla mnie miłymi, towarzyskimi, weekendowymi wyjazdami w różne miejsca Polski, okazją do poprawienia tzw. życiówek i zdobycia nowych trofeów do kolekcji – ocenia. 

Cztery niezapomniane starty

Każda z setek imprez biegowych miała dla niego niepowtarzalną atmosferę. Niektóre z nich szczególnie zapadły mu w pamięć. Dziś dzieli je na kilka kategorii:

  • „osobliwe miejsce”: – Trasa biegu położona ponad 200 m pod ziemią – podziemna sztafeta 12h w kopalni soli w Bochni.
  • „sukces”: Pierwszy raz na podium i od razu pierwsze miejsce w kameralnym biegu w 2014 r. na 5 km. Przed zawodami organizator wspomniał, że numer startowy #1, jaki odebrałem oraz czerwona koszulka (moja ulubiona Drużynowej Ligi Biegowej PKO Banu Polskiego) – nobilituje. Bieg wygrałem. Niestety, pełnego splendoru podium nie zaznałem, gdyż przekroczywszy linię mety, musiałem od razu jechać na inny bieg. Nagrody odebrałem po powrocie z niego.
  • „zdziwienie”: – Debiut w maratonie. Zapisałem się na niego, bo akurat tego dnia nie było innego biegu. Nie wiedziałem, czego się spodziewać po takim dystansie ani w jakim czasie mogę próbować dotrzeć na metę. Doświadczeni na tym dystansie koledzy z banku sugerowali, że czas 3h 30 minut, jaki próbowali złamać, będzie dla mnie odpowiedni. Pobiegliśmy więc razem. Było mi trochę ciężko po dwóch biegach z poprzedniego dnia, jednak stawiłem się na mecie przed zadanym czasem. Ku mojemu zdziwieniu – sam z naszej grupy.
  • „niemożliwe”: – Supermaraton 100 km w ramach Mistrzostw Polski na tym dystansie – mój debiut na tym dystansie, a jednocześnie pierwszy bieg, w przypadku którego liczyłem się z tym, że mogę go nie ukończyć. Nie tylko dlatego, że się do niego nie przygotowywałem. Po prostu niemal 1/3 spośród ok. 50 śmiałków nie ukończyło biegu.

Dwa starty w biegu na 100 km

Debiuty w maratonie oraz w biegu na 100 km do dziś uważa za swoje największe sukcesy biegowe. Dlaczego zdecydował się na start w ultramaratonie na tak długim dystansie? „Bo był” – odpowiada krótko. Bieg odbywał się w 2019 r. w jego rodzinnych stronach – w Pabianicach. Miał rangę mistrzostw Polski. 

Stwierdziłem, że to doskonała okazja, żeby na własnej ziemi, reprezentując PKO Bank Polski, spróbować pokonać dystans 100 km. Moim jedynym celem było ukończenie biegu w limicie czasu. Widziałem, że jest on bardziej wygórowany niż maraton i że właściwie będę miał ich do pokonania dwa i pół. Musiałem więc liczyć się z tym, że będzie to pierwszy mój bieg, którego nie ukończę. Tym bardziej radość na mecie była trudna do opisania – gdy przekroczyłem ją z blisko półtoragodzinnym zapasem z wynikiem 11 godzin i 38 minut - wspomina.

W tym roku Krzysztof Sycan po raz kolejny wziął udział w biegu na 100 km. Drugi start na mistrzostwach przyniósł poprawę wyniku – 10 godzin i 53 minuty, co ucieszyło tym bardziej, że nie przegotowywał się do zawodów, traktując swój udział jako sentymentalny powrót na trasę debiutu. 

Dziś wiem, że kilkunastogodzinny bieg na zamkniętej, asfaltowej trasie, w pogodzie i niepogodzie wiąże się z ogromnym wyrzeczeniem fizycznym i psychicznym oraz dolegliwościami, a czasem i kontuzjami, bez pokonania których dobiegnięcie do mety może stać się niemożliwe – zaznacza.

Pomaganie przez bieganie

W 2015 r. Krzysztof wraz z kolegami z banku uczestniczył w Warszawie w pierwszej edycji PKO Biegu Charytatywnego. Jego drużyna „Pędząca micha dla smyka” zwyciężyła wówczas w męskiej klasyfikacji.

– W kolejnych latach również brałem udział w tym biegu, zachęcając zaprzyjaźnionych biegaczy, już spoza banku, do udziału we wspólnej sztafecie, która jest nie tylko okazją do sportowej rywalizacji, ale i wspólnego udziału w wartościowym przedsięwzięciu charytatywnym – ocenia Krzysztof.

Jest też naturalnym „ambasadorem” organizowanej przez Fundację PKO Banku Polskiego akcję „biegnę dla…”. – Zawsze włączam się do akcji i startuję z kartkę „biegnę dla…”. To chyba najbardziej rozpoznawalna inicjatywa charytatywna Fundacji. Zarówno przez swój masowy charakter, jak i zasięg. Dla mnie jest też szczególnie „namacalna”, bo osobiście znam osoby, którym zostało udzielone wsparcie - wyjawia.

Marzenie o biegu w RPA

Od kilku lat Krzysztof myśli o starcie w zawodach Two Oceans Marathon, odbywających się w RPA.

Byłem tylko turystycznie w RPA, ale chciałbym wrócić i tym razem pobiegać. Miłe wspomnienia sprzed lat z okolic Kapsztadu stanowią o tym, że Two Oceans Marathon (który przy okazji ponoć jest najstarszym biegiem ultra na świecie) jest moim marzeniem. W ubiegłym roku zakwalifikowałem się do biegu (ze swym startem na 100 km), jednak sytuacja epidemiologiczna pokrzyżowała plany. Upał i suma przewyższeń byłyby dużym wyzwaniem, jednak mam nadzieję, że marzenie o biegu na Przylądku Dobrej Nadziei kiedyś się spełni – przyznaje.

Zapytany o cele sportowe Krzysztof Sycan podkreśla, że ma nadzieję na poprawienie swoich rekordów życiowych, ale priorytetem jest dla niego coś innego – aby pozostać aktywnym sportowo i zachować to, co zyskał dzięki bieganiu, czyli dobrą kondycję i szansę na pozostanie w zdrowiu.

Marek Wiśniewski