W filmie „Pulp Fiction” Quentina Tarantino jest scena, gdy Vincent Vega (grany przez Johna Travoltę) opowiada Julesowi Winnfieldowi (w tę rolę wciela się Samuel L. Jackson) o pobycie w Amsterdamie. Dla nieopuszczającego Los Angeles Julesa jego opowieść brzmi egzotycznie. Dopytuje o szczegóły. Vincent opowiada o „niewielkich różnicach” między USA i Europą. Jakich? Na przykład sposób, w jaki są serwowane frytki – w Ameryce zawsze z keczupem, a w Amsterdamie z majonezem. „Aż w nim pływają” – akcentuje Vincent.
Opisując różnicę między kredytem i leasingiem można użyć tego samego zwrotu – „niewielkie różnice”.
Na pierwszy rzut oka kredyt i leasing są tym samym. Jedno i drugie umożliwia zdobycie środków potrzebnych do finansowania rozwoju przedsiębiorstwa. Ale przy bliższym przyjrzeniu się, widać różnice. Bo wprawdzie oba instrumenty prowadzą w tę samą stronę, ale ścieżka, którą wiodą, w wielu miejscach się różni.
Czym? Przede wszystkim kredyt to dostęp do pieniędzy. Bank przekazuje właścicielowi firmy gotówkę, którą ten przeznacza na uzgodniony wcześniej cel. W przypadku leasingu
gotówki nie ma. Korzystający z tego rozwiązania przedsiębiorca po podpisaniu umowy od razu korzysta ze sprzętu (na przykład samochodu), który jest opisany w umowie.
Dlatego jeśli przedsiębiorca potrzebuje pieniędzy, np. żeby poprawić swoją płynność finansową, to z leasingu nie skorzysta – wybierze kredyt. Ale jeśli chce kupić sprzęt do swojej firmy, to leasing jest konkurencyjną formą finansowania – i na pewno warto go rozważyć. – Koszt w przypadku leasingu i kredytu jest podobny – podkreśla Piotr Cirin, ekspert Departamentu Klientów Małych i Średnich w PKO Banku Polskim.
Druga różnica tkwi w kwestii własności. Gdy korzystamy z kredytu, żeby kupić nową maszynę czy pojazd, to w chwili zakupu stają się one własnością firmy, choć trzeba je spłacać ratalnie. W przypadku leasingu pozostają własnością leasingodawcy, z którym nawiązaliśmy współpracę – na przykład PKO Leasing. Spłaca się je w regularnych ratach, ale prawo do posiadania danego sprzętu jest przeniesione na spłacającego dopiero po uregulowaniu ostatniej płatności – wtedy dochodzi do podpisania ostatecznej umowy sprzedaży.
Są dwie podstawowe kategorie leasingu: operacyjny i finansowy. Leasing finansowy od operacyjnego różni się tym, że w pierwszym przypadku należy od razu zapłacić cały VAT należny za wyleasingowany sprzęt, w drugim przypadku jest on rozłożony na regularne raty. Przy leasingu finansowym po zakończeniu umowy leasingowej leasingobiorca staje się pełnoprawnym właścicielem sprzętu. W przypadku leasingu operacyjnego po zapłaceniu wszystkich rat ma możliwość całkowitego jego wykupienia (za cenę uzgodnioną w chwili podpisywania umowy).
Przy kredycie trzeba więcej czasu na załatwienie formalności. W przypadku leasingu formalności związane z zakupem bierze na siebie leasingodawca, co w naturalny sposób pozwala skrócić czas przeprowadzenia całej operacji. Poza tym łatwiej zaksięgować koszty leasingu – zaznacza Piotr Cirin.
Różnica tkwi w zabezpieczeniu. Skoro przy kredycie stajemy się właścicielem kupionego sprzętu, to bank pożyczający pieniądze oczekuje zabezpieczenia – i z tym związane są formalności. W przypadku leasingu zabezpieczeniem jest sam sprzęt, którego właścicielem pozostaje leasingodawca. To sprawia, że w tym drugim przypadku procedury są krótsze.
Gdzie szukać pomocy przy leasingu? Udziela jej chociażby PKO Bank Polski. – Najpopularniejsza forma leasingu to zakup samochodów. W przypadku mikro i małych firm stanowią one 90 proc. transakcji. Przedsiębiorstwa średnie i duże częściej leasingiem finansują środki trwałe, takie jak maszyny i urządzenia, a nawet nieruchomości – wyjaśnia Piotr Cirin.
Właściciele przedsiębiorstw chętnie korzystają z tego instrumentu także ze względów podatkowych. W przypadku leasingu operacyjnego mogą w koszty firmy „wrzucać” całe raty leasingowe, opłaty związane z podpisaniem umowy (na przykład prowizje), a także koszty użytkowania wyleasingowanej maszyny – gdy jest nią samochód mają prawo do rozliczenia choćby paliwa czy ubezpieczenia.
Jarosław Boluk