„Śpiewający biznes”. Wokalista Mariusz Kalaga opowiada o prowadzeniu firmy
Jego życie jest pełne przebojów – dosłownie i w przenośni. Dziś „Jedną z gwiazd” na rynku muzycznym jest on – Mariusz Kalaga – piosenkarz, wykonawca estradowy, często nazywany „Roy'em Orbisonem znad Wisły”. Jest nie tylko muzykiem i piosenkarzem, ale także przedsiębiorcą i wiernym klientem PKO Banku Polskiego. 2022-02-11„Dlaczego nie śpiewam po śląsku? Bo nie jestem Ślązakiem. Nigdy nie udaję kogoś, kim nie jestem. Zawsze staram się być sobą – otwartym, szczerym i prawdziwym” – mówi artysta. Ma za sobą 37 lat kariery muzyczno-artystycznej i 20 wydanych płyt CD oraz 2 płyty DVD.
Ukończył Pan studia na kierunku fizyki z astronomią. Jak to się stało, że został Pan wokalistą?
Jestem związany z muzyką od wielu, wielu lat. Już w przedszkolu, a potem w szkole, brałem udział w licznych akademiach i występach. Choć to było moją wielką pasją, nie przypuszczałem wtedy, że zostanę muzykiem. Interesowałem się np. budownictwem i skończyłem Technikum Budowlane. Później dostałem się na kierunek fizyki z astronomią na Uniwersytecie Śląskim, ale pracę magisterską pisałem już z akustyki. Po studiach zostałem nauczycielem fizyki, a że godzin było mało, uczyłem także w szkole wychowania fizycznego. Koniec, końców zostałem muzykiem – nie mylić z muzykantem.
Człowiek-orkiestra!
Trochę może tak. W pewnym wieku człowiek już wie, czego chce. Jeżeli to w jakiś sposób go motywuje do dalszego działania i rozwoju, to trzeba do tego dążyć. Życie pisze nieodgadniony i nieprzewidywalny scenariusz. Dla mnie liczy się tu i teraz, i to co będzie. Nie cofniemy już czasu, przeszłość jest za nami, ja staram się nie wracać do pewnych decyzji czy zdarzeń. Nie chcę myśleć, czy mogło być tak czy inaczej. Idę cały czas do przodu. W dzisiejszych czasach oczywiście trudno jest planować, ale jakieś cele powinniśmy sobie stawiać. Często słucham swojej intuicji i wtedy dziękuję Bogu, że taką zostałem obdarzony. Staram się żyć w zgodzie ze sobą, bo życie mamy tylko jedno.
Fot. Bogdan Pilarczyk
Jest Pan gwiazdą, którą zachwyca się cały Śląsk...
Rzeczywiście, ostatnio jestem coraz bardziej rozpoznawalny w regionie śląskim, ale nie tylko. Muszę jednak podkreślić, że jestem Zagłębiakiem, nie Ślązakiem. Tu się urodziłem, tu są moje korzenie, stąd pochodzi moja cała rodzina. Dla mnie najważniejsze jest jednak to, że moje utwory są znane w całej Polsce. Za pośrednictwem telewizji TVS jestem rozpoznawalny też na świecie, ponieważ telewizja ta dociera zarówno do Europy, jak i za ocean do Kanady, Stanów Zjednoczonych czy nawet Australii.
Gra Pan przeboje i standardy muzyki tanecznej i rozrywkowej. W czym tkwi fenomen Pana muzyki?
Wydaje mi się, że duże znaczenie w mojej twórczości i repertuarze ma tekst piosenki, który powinien – jak najbardziej to możliwe – współgrać z muzyką. Ja od początku, odkąd zacząłem bardzo poważnie zajmować się twórczością, ogromny nacisk kładłem na treści swoich utworów. Nigdy nie chciałem, żeby były banalne, tylko zawsze przemyślane. Żeby dawały jakiś przekaz, refleksję, radość, wzruszenie.
Każdy z nas inaczej odbiera muzykę, każdy inaczej ją słyszy. Muzyki można albo słuchać, albo ją słyszeć. Ludzie, którzy słuchają, zwracają uwagę na treści. Robię wszystko, aby moje utwory miały w sobie pewne wartości. Sztuką by było, aby każda piosenka mogła zostać przebojem, ale to jest nierealne. Natomiast wielką sztuką jest spójność treści w przekazie piosenki do kompozycji.
Są w Polsce tysiące znakomitych producentów, którzy tworzą muzykę jakościową zarówno pod względem wartości intelektualnej jak i muzycznej. To jest chyba ta recepta. Poszerza się grono fanów, coraz więcej osób słucha moich utworów i docenia je. Poza tym Bóg obdarzył mnie dosyć dużą skalą głosu, dlatego nie mam kłopotów z zaśpiewaniem jako tenor, bo daję sobie także radę jako bas baryton i nawet w niektórych przypadkach mogę zaśpiewać basem. Ostatnio porwałem się na nagranie utworu ,,Gdybym był bogaczem” z musicalu ,,Skrzypek na dachu”. Jestem dumny z tego wykonania. Wielką satysfakcją po tylu latach jest dla mnie fakt, że tak znani zarówno kompozytorzy jak i autorzy tekstów jak: Andrzej Kuryło, Jacek Cygan, Sławek Wierzcholski, Robert Obcowski, Mietek Jurecki, Bogdan Olewicz, Andrzej Zieliński, Aleksander Nowacki piszą i komponują dla mnie piosenki.
Czy pandemia wpłynęła na Pana karierę muzyczną?
Tak, niestety bardzo mocno. To był naprawdę trudny czas. Byliśmy bardzo długo bez pracy. W 2020 r. od marca do końca roku straciliśmy ponad 50 koncertów. Ale nie poddaliśmy się. Starałem się być rozsądny, spokojny i po prostu czekałem na rozwój wydarzeń. To wcale nie było takie proste. Starałem się jednak jak najlepiej wykorzystać ten czas – moje pomysły w trakcie pandemii były na tyle owocne, że powstało kilka nowych piosenek oraz coś co chodziło mi po głowie kilka lat – wymyśliłem nośnik, w postaci pendriva, na którym umieściłem ponad 120 swoich utworów, aby każdy mógł sobie w samochodzie czy laptopie posłuchać moich piosenek. Można go nabyć w eleganckim etui z opisem i cieszy się dużym zainteresowaniem.
Od kiedy Pan prowadzi swoją działalność? Jakie były jej początki?
Gdy tylko zakończyłem swoją pracę na etacie w szkole, a było to na przełomie lat 80. i 90.
XX w., założyłem pierwszy biznes. Wtedy to się nazywało agencja estradowo-muzyczna. Później ta działalność przerodziła się w impresariat artystyczny z moim zastrzeżonym znakiem towarowym Max Mario®. Moja działalność firmowa jest cały czas blisko związana z PKO Bankiem Polskim.
Z czym się Pan zmaga na co dzień jako przedsiębiorca? Jakie są Pana obowiązki związane z prowadzeniem działalności?
Proza życia… Oprócz tego, że zajmuję się stroną twórczą i artystyczną, to jest jeszcze właśnie ta druga strona medalu, czyli wszystkie opłaty, faktury, przelewy, korespondencje, marketing itp. Na szczęście potrafię to połączyć. Mam też ogromne wsparcie żony, która jest prawnikiem oraz synów, którzy ze mną współpracują. Uzupełniamy się!
Z kim Pan jeszcze współpracuje? Kto na przykład odpowiada za social media i stronę internetową Pana firmy?
Moim fanpagem na Facebooku, który liczy obecnie ponad 124 tys. obserwatorów, i Instagramem zajmuje się kuzyn mojej synowej najstarszego syna. Regularnie, dwa razy w tygodniu, umieszcza posty dla moich fanów. Z kolei kanał na YouTube prowadzi mój najstarszy syn, który zamieszcza moje utwory, teledyski, pilnuje powstających nowych reportaży. Mam tam ponad 41 tys. subskrybentów. Na moją skromną działalność z jednoosobowym zatrudnieniem wydaję mi się, że to dosyć sporo. Dzięki nim wszystko bardzo fajnie i sprawnie funkcjonuje.
To taki rodzinny biznes!
Tak, dokładnie! Co więcej, mój najmłodszy syn jeszcze do niedawna jeździł z nami w trasy koncertowe i zajmował się dystrybucją płyt. Z kolei średni jest informatykiem, więc też jest dla nas dużym wsparciem.
Czyli z rodziną nie tylko dobrze na zdjęciu…
Mamy do siebie duże zaufanie, wspieramy się wzajemnie, pomagamy sobie. W mojej ocenie jest to kluczowe.
Co jest Pana zdaniem najtrudniejsze w prowadzeniu biznesu?
Mam już swoje lata, więc pewnie nie będzie zaskoczeniem, gdy powiem, że technologia.
W mojej młodości nie było komputerów, więc czasami pewne działania zajmują mi więcej czasu niż bym chciał. Ale cały czas się uczę i staram się nadążyć za trendami. Nie ukrywam, że pracownicy z PKO Banku Polskiego również mi w tym bardzo pomagają – dzięki nim np. przeszedłem na kodowanie przelewów na telefon, mimo swoich początkowych obiekcji. Mam też aplikację IKO, która pomaga mi być na bieżąco z moimi finansami. Ja nie boję się wyzwań – wszystko co wydaje się trudne, przekuwam w cel, naukę. Wtedy jest łatwiej.
Czy prowadzenie firmy jest dla Pana kłopotem czy też lubi Pan to robić?
Przyznaję, że był czas, kiedy sprawiało mi to kłopot. Wynikało to z tego, że miałem dużo zajęć artystycznych i brakowało czasu na warstwę związaną z formalnościami. Minusem jest to, że człowiek pracuje cały czas – 24 godziny na dobę. Tu telefon stąd, tu stamtąd, tu trzeba podjechać, a tam coś załatwić. Cały czas trzeba być w gotowości i po prostu się poświęcić. Zwłaszcza, że rynek muzyczny jest obszerny i nieustannie trzeba pracować, aby być dostrzeżonym artystą, mieć zlecenia i w tym wszystkim po prostu się nie pogubić.
Co mógłby Pan doradzić takim młodym przedsiębiorcom jak Pan?
Żeby się nie bali. Trzeba być odważnym i konsekwentnym, żeby pracować na własne konto. Jeżeli ktoś jest zdecydowany na działalność gospodarczą, niech zaryzykuje i spróbuje. Zawsze powtarzam: jeśli czegoś bardzo chcesz, zacznij marzyć! A potem działaj!
Co według Pana jest wspólnym mianownikiem artysty i przedsiębiorcy?
Konsekwencja, o której wspomniałem. Jeśli człowiek jest konsekwentny artystycznie i w biznesie, to wtedy może osiągnąć wyznaczony przez siebie cel. W moim przypadku jak przestanie działać warstwa artystyczna, to przestanie działać biznes. Jak przestanie działać biznes, to staniemy i nie będziemy mieć środków do życia. To idzie w parze.
Od lat jest Pan klientem PKO Banku Polskiego. Dlaczego akurat wybrał Pan ten bank?
Od kiedy wszedłem w dorosłe życie, jestem związany z PKO Bankiem Polskim. Już sama nazwa mnie przekonała. Jestem patriotą – tak zostałem wychowany, więc już od początku ten bank był mi najbliższy – bo polski! Oczywiście przekonała mnie również oferta i bardzo miła obsługa. To było ponad 40 lat temu, gdy po raz pierwszy przekroczyłem próg banku. Kiedy zdecydowałem się rozpocząć swoją działalność gospodarczą, założyłem konto. I tak zostało do dziś…
Czy jest Pan zadowolony z usług i współpracy?
Oczywiście! Parę lat temu mieliśmy taką sytuację – moja mama padła ofiarą oszustwa na tzw. „policjanta” Mieliśmy wspólne konto. Otrzymała telefon z informacją, że jest ono zagrożone i tak poleciało… Na szczęście natychmiast wszyscy zareagowali, bo wiedzieli, że sprawa jest poważna. Obsługa zorientowała się, że coś jest nie tak, bo mama nigdy nie wypłacała takiej ilości pieniędzy. W związku z tym panie z PKO Banku Polskiego szybko do mnie zadzwoniły i zablokowaliśmy rachunek. Niestety część pieniędzy straciliśmy, ale na szczęście udało się większość ocalić – wyłącznie dzięki natychmiastowej reakcji pracowników banku. Zresztą wszyscy to bardzo przeżyli, nawet dyrekcja oddziału. To pokazuje, jaka tam jest empatia i wrażliwość na drugiego człowieka. Za to im bardzo dziękuję.
Co Pan ceni w PKO Banku Polskim najbardziej?
Przede wszystkim ludzi. Korzystam z usług PKO Banku Polskiego w Dąbrowie Górniczej od wielu, wielu lat i zawsze, kiedy przychodzę, jestem bardzo miło przyjęty. Jest tam naprawdę fantastyczna obsługa, która reaguje na wszystkie moje zapytania, potrzeby czy problemy.
Do tego oczywiście szeroka oferta i świetny przepływ informacji. Mam też swoją opiekunkę, Panią Małgorzatę Nyk, która zawsze mi pomaga i świetnie doradza. Ten kontakt jest po prostu taki ludzki, ciepły i serdeczny. A ja to bardzo cenię.
Rozmawiała Michalina Nowak