Gombrowicz i jego twórczość literacka w Banco Polaco

Argentyńska placówka PKO – Banco Polaco – przez osiem lat była przytuliskiem dla Witolda Gombrowicza. Trudne emigracyjne lata pomagali mu przetrwać jej dyrektor Juliusz Nowiński i jego żona Halina. Siedziba Banku, pałacyk w centrum Buenos Aires przy ul. Tucuman 462, stał się dla niego miejscem spotkań towarzyskich, pisania i pracy – urzędniczej katorgi. Tego ostatniego Gombrowicz nie cierpiał. Dzięki niej zarabiał jednak pieniądze na swoje utrzymanie. Z pracy w Banku zrezygnował dopiero wtedy, gdy okrzepł na literackim rynku.
około min czytania

W latach 30. ubiegłego wieku PKO otwierała swoje placówki za granicą. Pierwsza powstała w Paryżu, a druga w Buenos Aires. Argentyna była krajem z liczną Polonią, stale zasiedlanym przez naszych rodaków. Zagraniczny oddział Banku miał im ułatwiać transfer pieniędzy do kraju i sprzyjać wymianie handlowej. Miał być też dla Polaków naturalnym łącznikiem z ojczyzną – oddział PKO zajmował się działalnością kulturalną i społeczną. Pierwszym dyrektorem Banco Polaco był Juliusz Nowiński, który wraz z żoną, Haliną Gronczewską, absolwentką filozofii i historii, przybył do Buenos Aires. Dzięki kurateli, jaką Nowińscy roztoczyli nad Gombrowiczem, zdołał on przetrwać trudne czasy i rozwinąć swój talent.

Skok na główkę z transatlantyku

Gdy Europa szykowała się do wojny, a transatlantyki wypływające z jej portów wiozły do Nowego Świata coraz większe rzesze uciekinierów, 22 sierpnia 1939 r. z pokładu statku „Chrobry”, który przypłynął z Gdyni do Buenos Aires, zszedł Witold Gombrowicz. Nasz wielki pisarz, bo przecież Gombrowicz wielkim pisarzem był, pozostał w Argentynie do kwietnia 1963 r. Przeżyte tam niemal ćwierć wieku było dla niego bardzo trudne, ale i owocne.

To w Argentynie Gombrowicz zyskał mocną pozycję literacką w świecie. Zdobył status literata, który pozwolił mu zajmować się wyłącznie pisaniem. Wcześniejsze kompromisy z prozą życia były dla Gombrowicza bardzo bolesne.

Jego początek w Ameryce to smak nędzy, osamotnienia, powolnego zdobywania miejsca w obcym – nawet językowo – środowisku i poczucie „szlachetnego wyobcowania” z każdego tłumu, czy to Polaków, czy Latynosów. Gombrowicz był człowiekiem osobnym, przerażonym niskim poziomem intelektualnym zwykłych zjadaczy chleba. Między jego wzniosłym duchem a otaczającą go rzeczywistością rozciągała się bezdenna przepaść. Pisarz zwolna zasiedlał ją znajomymi, przyjaciółmi, wyznawcami.

Echo tych argentyńskich klimatów odbija się w zbiorze opowiadań „Bakakaj”, zmodyfikowanej wersji wydanego przed wojną „Pamiętnika z okresu dojrzewania”. Bacacay to nazwa ulicy, przy której autor mieszkał w nader skromnych warunkach. W Argentynie nie dane mu było ich radykalnie poprawić. W pierwszych latach emigracji związał się z bohemą Buenos Aires, a to nie służyło stabilizacji. Pomiędzy rokiem 1940 a 1945 pomieszkiwał w wielu miejscach, z reguły o podłej reputacji. W 1945 r. osiadł przy ulicy Venezuela, w domu nr 615 i został tam aż do wyjazdu z Argentyny w 1963 r. Dzisiaj, przy drzwiach wejściowych do budynku wisi tablica pamiątkowa poświęcona pisarzowi.

Profesjonalny mezalians

Kolejny, ważny okres w argentyńskiej epopei Gombrowicza, zaczął się wraz z podjęciem przez niego pracy w Banco Polaco w Buenos Aires. Gombrowicz urzędnikiem bankowym? W rzeczywistości była to niezbyt mocno zawoalowana forma pomocy ledwo wiążącemu koniec z końcem intelektualiście.

Siedzibą Banco Polaco był elegancki pałacyk w centrum Buenos Aires przy ul. Tucuman 462. Na parterze obsługiwani byli klienci, pierwsze piętro zajmował gabinet dyrektora, biura i sala konferencyjna, a na trzecim piętrze znajdowało się mieszkanie Nowińskich. Było ono salonem towarzyskim często odwiedzanym nie tylko przez argentyńską Polonię i gości z kraju. Gombrowicz trafił tam w 1940 r., gdy poznał żonę dyrektora Halinę. Intelektualny rezonans między nimi przejawiał się błyskotliwymi rozmowami toczonymi w do późna. Jego efektem była pomoc jakiej dyrektorowa – dyskretnie lub jawnie – udzielała pisarzowi.

To na jej prośbę Gombrowicz dostał pracę w sekretariacie głównym Banku i stał się kimś w rodzaju asystenta dyrektora Juliusza Nowińskiego. U Nowińskich pisarz bywał niemal codziennie. W gronie ludzi wykształconych, obytych z kulturą i majętnych bardzo chętnie spędzał czas. Natomiast piętro niżej, w pracy, cierpiał, wprost nienawidził tego, co musiał robić. Bo Gombrowicz nie nadawał się zapewne do żadnej pracy etatowej. Ta w Banco Polaco była pierwszą i jedyną stałą jaką w życiu miał. Podobno sporządzał w niej raporty finansowe, pracował w bibliotece, publikował coś w biuletynie bankowym.

Czego by tam nie robił, jego narzekaniom nie było końca. Jak szczera była to nienawiść świadczy fragment z „Dziennika 1953-1956”: „Nie widzę przed sobą nic... żadnej nadziei. Wszystko mi się wykańcza, nic nie chce się zacząć. Bilans? Po tylu latach, jednak wytężonych, jednak pracowitych, kim jestem? Urzędniczkiem zarżniętym siedmioma godzinami urzędolenia, zdławionym we własnych przedsięwzięciach pisarskich. Nie mogę nic pisać, poza tym dziennikiem.”

Gombrowicz powiedział nawet Nowińskim, że wolałby „obóz koncentracyjny niż siedzieć z tymi urzędnikami”. Rzeczywiście współpracowników nie znosił. Stale wybuchały konflikty z Gombrowiczem i o Gombrowicza. Urzędnicy bankowi skarżyli się m.in. na to, że godzinami zajmuje toaletę. Gdy ktoś nie wytrzymał i wszedł do ubikacji, zastał go tam piszącego. Co pisał? Możliwe, że powieść Trans-Atlantyk. W dużej mierze powstawała ona właśnie podczas godzin urzędowania w Banco Polaco. A może było to opowiadanie „Szczur” albo „Dziennik”? Literackie zacięcie Gombrowicza nie znajdowało zrozumienia wśród „kolegów” i „koleżanek” z Banku. W końcu Juliusz Nowiński przeniósł go do osobnego pokoju, w którym był niemal odizolowany od reszty pracowników.

Literatura wyzwala

W Banco Polaco pisarz pracował się przez 8 lat. W 1955 r. zanotował: „Rok ważny i szczęśliwy. Zaczęty melancholijnie na Corrientes, stał się rokiem wyzwolenia 1) z banku 2) z peronizmu.”

Właśnie w maju 1955 r. Gombrowicz był już na tyle samodzielny literacko i na tyle uznany, że zdecydował się opuścić synekurę w Banco Polaco i poświęcić się niemal wyłącznie pisaniu oraz prowadzeniu kursów filozoficznych. W podjęciu decyzji pomogło mu też stypendium amerykańskiego Komitetu Radia Wolna Europa. Nigdy więcej żadnej pracy etatowej nie wykonywał.

Ostatnie 8 lat gombrowiczowskiego pobytu w Argentynie to okres wzrastającego prestiżu literackiego pisarza. Jego ostatnie lata życia: wyjazd do Europy, szerokie uznanie krytyki, kandydatura do literackiej Nagrody Nobla, samodzielność finansowa, a nawet osobiste szczęście u boku żony Rity, wydają się być prostą konsekwencją dokonanego wyboru. Na żadnym etapie życia Gombrowicz nie postrzegał się kimś innym, jak pisarzem. Urzędnikiem bankowym był z konieczności. Na szczęście – dla Gombrowicza i literatury – konieczność tę dobrze rozumiał dyrektor Juliusz Nowiński.

Bogdan Kowalski