Kamil Karbowiak: Najlepsze lata biegania są dopiero przede mną
W 2018 r. Kamil Karbowiak był największym odkryciem biegowym w Polsce. Podczas imprez sponsorowanych przez PKO Bank Polski – Biegu Powstania Warszawskiego i Biegu Niepodległości w Warszawie – pokazał, że na dystansie 10 km może być najlepszy w Polsce. Rok 2020 przyniósł kolejne niezwykłe sukcesy. Zdobył złoty medal mistrzostw Polski w biegu na 10 km oraz brązowy medal mistrzostw Polski w maratonie. W rozmowie z „Bankomanią” 25-letni biegacz podsumowuje miniony rok. 2020-12-30Jakie było minione 12 miesięcy, co planuje na najbliższą przyszłość? O to wszystko zapytaliśmy Kamila Karbowiaka.
Czasy pandemii sprzyjają dobremu bieganiu?
To, co najbardziej pomogło mi się rozwinąć, to obozy przygotowawcze w Jakuszycach, z wojskową grupą maratońską, prowadzoną przez trenera Henryka Szosta. Zmiana trenera zaowocowała innym podejściem do treningów i przyniosła rewelacyjne wyniki. Plusem jest też możliwość trenowania w grupie. Zawsze ktoś ma lepszy dzień. Zawsze jeden napędza i motywuje drugiego. Samemu jest znacznie trudniej.
Henryk Szost już 2,5 roku temu wymieniał Twoje nazwisko jako biegacza o wielkim potencjale sportowym. Jak wyglądają treningi w jego grupie?
Ma inne podejście niż polscy trenerzy. Jest więcej treningów szybkościowych. Byłem na trzech zgrupowaniach w Jakuszycach, gdzie miałem okazję szkolić się z wojskową grupą maratońską. Każdy każdego tam podpatruje, szukając najlepszych rozwiązań.
Z kim z tej grupy spędzasz najwięcej czasu?
Z Szymonem Kulką. Obaj jesteśmy w podobnym wieku i dobrze nam się współpracuje.
W 2018 r. mówiłeś, że należysz do 1. Brzeskiego Pułku Saperów i codziennie rano musisz wstawać do pracy, łącząc to z treningami biegowymi. Jak dziś to wygląda?
W tym roku nadal byłem w jednostce w Brzegu, ale jednocześnie dostawałem powołania na zgrupowania do Jakuszyc. Mogłem w nich uczestniczyć i solidnie trenować. Możliwe, że wkrótce moja sytuacja się zmieni i będę mógł skoncentrować się na treningach w jeszcze większym stopniu.
Kamil Karbowiak ma na koncie m.in. wygraną w Biegu Sylwestrowym w Trzebnicy w 2018 r.
W sierpniu zająłeś siódme miejsce w mistrzostwach Polski na 5000 m we Włocławku (z czasem 14:19.52), a we wrześniu piąte miejsce w MP na 10 000 m w Karpaczu (z czasem 29:33.11). Jak oceniasz te występy?
Można powiedzieć, że na pierwszy obóz treningowy w sierpniu przyjechałem do Jakuszyc najsłabszy ze wszystkich chłopaków. Latem miałem sprawy prywatne – ślub i różne wyjazdy. Było dużo zamieszania. Od początku, od pierwszego obozu, wszystkich goniłem. Poprzez piątkę czy dychę na stadionie. Z każdym kolejnym startem moja forma szła jednak do góry.
Wolisz startować na bieżni czy w biegach ulicznych?
Zdecydowanie wolę startować na ulicy, ale z tych wspomnianych biegów na bieżni byłem zadowolony, bo widziałem, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Jestem przekonany, że najlepsze lata biegania są dopiero przede mną. Jestem najmłodszy ze wszystkich zawodników w całej grupie. Nic, tylko powoli się rozwijać. I będzie dobrze.
W listopadzie w Poznaniu zdobyłeś złoty medal mistrzostw Polski w biegu na 10 km. Uznajesz to za swój największy sukces w karierze?
Zdecydowanie tak. To mój pierwszy złoty medal. Wiedziałem, że z treningu wszystko dobrze wygląda, jednak sam wynik był dla mnie niewiadomą. Przyjechaliśmy na start prosto z obozu w Jakuszycach. Zapowiadało się nieźle, ale była też spora niepewność, bo w drodze do maratonu zrobiliśmy spory kilometraż. To jednak nie przeszkodziło i udało się bardzo dobrze pobiec.
Na mecie miałeś czas 29:14, bijąc swój rekord życiowy. Zdecydowanie wyprzedziłeś Kamila Jastrzębskiego (29:33) oraz doświadczonego Arkadiusza Gardzielewskiego (29:55). Jak zapamiętałeś te zawody, jeżeli chodzi o warunki i trasę?
Przed biegiem było straszne zamieszanie. Liczne zawody odwoływano. Czasy zrobiły się bardzo niepewne. Co więcej, na trzy dni przed startem na 10 km anulowano maraton w Dębnie. W tej sytuacji każdy chciał startować, gdzie tylko się da. Jeżeli chodzi o trasę, to dla mnie była bardzo dobra, bo zdecydowanie preferuję, gdy jest płasko, a właśnie tak było na tym torze. Wszyscy straszyli, że będzie dużo zakrętów, a okazało się, że jest ona odpowiednia do bardzo szybkiego biegania.
W grudniu na trasie w okolicach Olesna sięgnąłeś z kolei po brązowy medal w maratonie, uzyskując czas 2:15:06. To oczywiście wielki sukces, ale czujesz, że mogło być jeszcze lepiej?
Jeszcze nie jestem tak obiegany i wzmocniony siłowo. Na podbiegach i zbiegach czuję się gorzej, a tam ciągle było trochę z górki, a trochę pod górkę. Po 30. kilometrze stało się to odczuwalne. Mimo to mogę powiedzieć, że jestem zadowolony, bo zrobiłem, ile się dało. Na innej, płaskiej trasie na pewno poszłoby mi lepiej i bardziej powalczyłbym z chłopakami. Ale i tak jest dobrze.
Gdyby porównać ten wynik do twojego startu sprzed roku, w 20. PKO Poznań Maratonie, gdzie miałeś wynik 2:17:17, widać, że jest lepiej o ponad dwie minuty.
Czułem się gotowy na jeszcze lepszy wynik, bo byłem przygotowany bardziej niż rok wcześniej. Trasa jednak zweryfikowała założenia.
Jak postrzegasz szanse na pobicie rekordu Polski w maratonie (2:07:39), który w 2012 r. ustanowił twój obecny trener Henryk Szost?
Na razie ja i grupa młodszych kolegów marzymy o tym, żeby pobiec poniżej czasu 2:11:30 i wywalczyć minimum olimpijskie, a później będziemy myśleć o rekordzie Polski. To jest wynik, do którego żaden z Polaków nawet się nie zbliżył. Każdemu dużo brakowało.
Na razie nikt z Polaków nie zapewnił sobie minimum olimpijskiego na igrzyska w Tokio. Na ile to jest możliwe wiosną?
Myślę, że jest realne, tylko ważne, żeby odbyły się większe maratony w mieście – tam, gdzie jest osłona przed wiatrem i płaskie trasy. Wtedy mamy szanse na wywalczenie minimum olimpijskiego.
Co jeszcze planujesz na 2021 r.?
Wszystko zależy od tego, jak pójdzie mi pierwszy maraton i jaki uzyskam czas. Wiadomo, że gdyby udało mi się dostać na igrzyska w Tokio, to będzie plan, żeby do nich się przygotowywać. A jeżeli nie, to pewnie na jesień pobiegnę jakiś drugi maraton.
A inne cele?
Teraz chcę się skupić na maratonie. Oczywiście wystartuję przy okazji jakiejś „dyszki” (10 km – przyp. red.) czy „połówki” (półmaraton – przyp. red.), ale poza tym będę koncentrować się na królewskim dystansie.
Planujesz start w zawodach z cyklu Warszawskiej Triady Biegowej – o ile pandemia ustanie, obostrzenia zostaną zdjęte i te imprezy znów się odbędą?
Nie wiem, na ile pozwolą na to przygotowania, ale na pewno chciałbym wystartować w Biegu Niepodległości. To już dla mnie tradycja.
Marcin Lewandowski, który od lat specjalizuje się w biegach na średnim dystansie, zapowiedział, że w ciągu dwóch lat chce pobić rekord Polski w biegu na 5000 m, który w 1976 r. ustanowił Bronisław Malinowski. W Sztokholmie pobiegł w czasie 13:17,69. Myślisz, że to realne?
Biegacze średniodystansowi mają duży potencjał, jeżeli chodzi o prędkość. Na pewno są jakieś szanse. Jeżeli dołoży trening wytrzymałościowy, to jest możliwość, że tego dokona.
Bicie takich rekordów zupełnie nie idzie w parze, jeżeli chodzi o przygotowania do maratonu. Dla ciebie to on staje się celem numer jeden?
Kiedy biega się maratony, to wyniki na krótszych dystansach poprawia się coraz trudniej. Aczkolwiek trzeba próbować.
Rekord Polski na 10 000 m również nie jest pobity od dawna. W 1978 r. ustanowił go w Pradze Jerzy Kowol z czasem 27:53,61. To wynik nie do poprawienia?
Zdecydowanie trudno byłoby go pobić, bo czasy się zmieniły. Teraz wszyscy młodzi zawodnicy długodystansowi idą w maraton. Nikt nie zostaje na bieżni i nikt się na tym nie koncentruje.
Marek Wiśniewski