Pojechać, gdzie oczy poniosą. Bankowi kolarze #10: Michał Smagalski
Michał Smagalski jest specjalistą Biura Bezpieczeństwa i Higieny Pracy w Centrum Administracji PKO Banku Polskiego w Warszawie. Wolne chwile poświęca swojej kolarskiej pasji. Uwielbia trudne górskie trasy MTB, a od trzech lat jest stałym uczestnikiem Rowerowego Biegu Piastów w Górach Izerskich. 2021-12-09Kolarstwo lubi od czasów, kiedy rodzice zdemontowali mu kółka boczne w pierwszym „dwukołowym” rowerze.
– W 1992 r. dostałem mój pierwszy prawdziwy rower MTB Wheeler. Jak na tamte czasy, był to naprawdę fajny sprzęt. Jeździłem nim wszędzie i w każdych warunkach: po lesie, korytem rzeki i w śniegu. Skakałem z „hopek” i schodów. Skakałem na rowerze do wody z pomostu lub ze skarpy. Graliśmy też rowerami w piłkę „kopiąc” ją, tylko kołami – wspomina Michał Smagalski. – Rowery nie miały lekkiego życia. Regularnie łamałem w nich widelce, kierownice, krzywiłem i łamałem koła od skoków, do których nie wszystkie moje rowery były przeznaczone. W tej sytuacji musiałem nauczyć się je naprawiać – przyznaje.
Pierwsze doświadczenia w zawodach kolarskich
W 1994 r. Michał Smagalski wystartował w Mistrzostwach Polski w slalomie równoległym na Górce Szczęśliwickiej w Warszawie.
– Mogłem wygrać, ale zająłem czwarte miejsce. Pękł mi łańcuch i straciłem sporo czasu, którego nie nadrobiłem – ocenia Michał Smagalski.
Następny start miał miejsce dopiero w 2011 r. To był Maraton MTB CUP na Dziewiczej Górze pod Poznaniem, gdzie pojechał bez żadnego przygotowania. Dystansu nawet nie pamięta. Chciał sprawdzić, jak wypadnie na tle innych rowerzystów.
Nie miałem żadnego doświadczenia z takimi imprezami, przez co dostałem niezłą lekcję pokory. Udało mi się dojechać jako ostatniemu, który w ogóle ukończył wyścig. Jechałem jednak bez wody, więc uznałem to za sukces – wspomina pracownik PKO Banku Polskiego.
– Przed zawodami zapytałem organizatora o liczbę podjazdów, odpowiedziano mi, że jest ich siedem, wiedziałem, że spokojnie podjeżdżam więcej, więc mam zapas. W trakcie zawodów okazało się, że podjazdów jest siedem, ale… na każdym z sześciu okrążeń. Musiałem wjechać dużo więcej niż kiedykolwiek próbowałem. To wtedy zdałem sobie sprawę, że na zawodach można pojechać dużo dalej i szybciej niż podczas zwykłej przejażdżki – przyznaje.
„Kiedy masz rower, jedziesz, gdzie chcesz”
Osiem lat temu Michał Smagalski uznał, że jazda na rowerze jest dla niego sportem numer jeden.
Rower towarzyszy mi od zawsze, dając poczucie niezależności i swobody – zwłaszcza przed zrobieniem prawa jazdy. Ma prostą konstrukcję i zasięg, ograniczony właściwie tylko od możliwości i determinacji rowerzysty, a nie tylko od cen paliwa na stacjach benzynowych. Kiedy masz rower, to jedziesz, gdzie chcesz – tak, jak Kazimierz Nowak, który objechał na rowerze całą Afrykę – zauważa Michał Smagalski.
Sam ma cztery rowery, a każdy z nich jest przeznaczony do jazdy w innym terenie.
– Dużo satysfakcji mam z samego faktu, że po wielu latach wciąż uwielbiam jeździć na rowerze, nie znudził mi się i cały czas mam motywacje do poprawy swoich możliwości. Uwielbiam zjeżdżać specjalnymi ścieżkami m.in. w Szczyrku, Wiśle, Żarze czy Bielsku-Białej, a w przyszłym roku zamierzam pojechać w nowe miejsce do Dolní Moravy w Czechach – dodaje.
Michał Smagalski uważa, że nie ma spektakularnych osiągnięć rowerowych, którymi mógłby się pochwalić, ale nie ma też wyśrubowanych oczekiwań. Jeździ przede wszystkim dla siebie, zdrowia, dobrego samopoczucia i dobrego towarzystwa.
Trzy starty w Rowerowym Biegu Piastów
Michał Smagalski, który uwielbia kolarstwo MTB, w minionym roku po raz trzeci startował w Rowerowym Biegu Piastów.
– Te zawody mają w sobie coś, co przyciąga co roku na trasę. To prawdziwe piękno przyrody. Można tam spotkać prawie wszystkich członków kolarskiego Teamu PKO. Każda edycja bardzo mi się podobała, ale najdłużej zapamiętam tę z 2020 roku, gdy startowaliśmy w bardzo trudnych warunkach pogodowych. To była prawdziwa walka ze sobą. Brak czucia palców w dłoniach, zmarznięte i przemoknięte stopy, problemy z hamowaniem – zdecydowanie na długo zapamiętam te zawody – wspomina Michał Smagalski. – W tym miejscu nie mogę nie wspomnieć o ogromnym zaangażowaniu Edyty Tararuj w organizację naszych startów. To właśnie w dużej mierze dzięki Edycie co roku spotykamy się w Jakuszycach – zaznacza pracownik PKO Banku Polskiego.
Emocje na górskich trasach
W trudnych trasach MTB Michała Smagalskiego najbardziej fascynują emocje. Najlepiej czuje się na rowerach górskich na dystansie między 40 a 70 km.
Zawody MTB pozwalają mi wzmocnić nogi do zjeżdżania, skakania i lądowania na trasach zjazdowych. Uwielbiam prędkość, ostre zakręty, uślizgi, grawitację na zjazdach i skoki. Do podjeżdżania najbardziej motywuje mnie świadomość, że jak wjadę na górę, to będę mógł zjechać w dół. Lubię jeździć wszędzie, gdzie nie ma nadmiaru korzeni i deszczu, ale najbardziej odpowiadają mi właśnie zawody w górach – nie ukrywa.
Lubi też Lotto Poland Bike w Nadarzynie, a także starty w okolicach Łodzi. Ostatnio rozważał start w zawodach typu enduro.
Na rowerze szosowym Michał Smagalski jeździ rzadko.
– Szosówka to znacznie bardziej wydajny sprzęt niż MTB, ale dla mnie zbyt mało uniwersalny. Mam ogromny szacunek dla osób jeżdżących rowerami szosowymi np. w górach na szybkich i krętych trasach. cienkie opony, słabe hamulce i duże prędkości wymagają sporej precyzji. To naprawdę ryzykowna zabawa – ocenia Smagalski.
Niezapomniane zawody w Kluszkowcach
Szczególnie w pamięć zapadły mu zawody w Kluszkowcach w 2008 r. Startował wówczas na dystansie 70 km.
Porwałem się trochę z motyką na słońce. Byłem źle przygotowany. Miałem zupełnie inne wyobrażenie o tej trasie, a w rezultacie po pierwszych kilkunastu kilometrach dopadły mnie skurcze w obu nogach i prawej ręce. Nie opuszczały mnie aż do końca. Trudno było zjechać z trasy, ale i pchać rower – wspomina. – Robiłem to na zmianę przez osiem godzin, a do mety dotarłem ostatni. Wydawało mi się, że to już koniec, ale jak doszedłem do siebie, to zdałem sobie sprawę, że mam jeszcze… prawie 10 km podjazdu do hotelu.
Pojechać na rowerze, gdzie tylko oczy poniosą
Michał podkreśla, że na co dzień nie trenuje, tylko jeździ na rowerze – do pracy, po zakupy lub na wycieczki. Wskakuje na rower zawsze, gdy pozwala na to pogoda. Jego największe rowerowe marzenie nie jest jasno sprecyzowane.
– Marzy mi się po prostu kilkumiesięczna wycieczka rowerowa przez fajne miejsca. Pojechać, gdzie tylko oczy poniosą – kończy.
Marek Wiśniewski