#Nasze Pasje: Alena Beszter – psia terapia działa cuda

Alena Beszter pracuje w Centrum Doskonalenia Kompetencji PKO Banku Polskiego. Po pracy uwielbia spędzać czas ze swoim psem Blantem. Tworzą razem niezwykły duet. Odwiedzają dzieci w szpitalach – pomagają wybudzić je ze śpiączki albo powrócić do zdrowia. „Tam, gdzie medycyna nie ma narzędzi, pies potrafi zdziałać cuda” – mówi Alena, dogoterapeutka, wolontariuszka w Stowarzyszeniu Zwierzęta Ludziom.
Alena Beszter i Blant. Fot. Burda International Poland.
około min czytania

Od kilkunastu lat, 15 czerwca obchodzony jest Ogólnopolski Dzień Dogoterapii. W Polsce taką terapią zajmują się najczęściej miłośnicy psów, którzy ukończyli odpowiednie kursy i traktują to jako pasję. Tak jak Alena. Zawsze czuła, że pomaganie jest jej pasją i chciała to połączyć z pracą ze zwierzętami. Szukała dla siebie zajęcia, które pomoże jej stawić czoła również własnym problemom. Dziś razem z psem Blantem, 5-letnim Flat Coated Retrieverem, są wolontariuszami w Stowarzyszeniu Zwierzęta Ludziom.

Dogadać się z psem

Alena dwukrotnie chorowała na nowotwór, ma za sobą różne trudne doświadczenia, których efektem była duża dawka stresu. Szukała dla siebie czegoś, co pozwoli jej zapomnieć o problemach. – Pomysł na zajmowanie się dogoterapią dojrzewał we mnie od lat. Obok mnie zawsze były zwierzęta – zarówno w kiepskim dniu, jak i w trudnych chwilach jak choroba, zawsze można na nie liczyć. Przypominały mi o prostych rzeczach, którymi warto się cieszyć, odwracały uwagę od zmartwień, przytulając się wyznawały dozgonną miłość, a czasem po prostu były obok – wyjaśnia Alena.

Kilka lat temu miała okazję obserwować na Krymie terapię chłopca z silnymi zaburzeniami autystycznymi. Po dwóch tygodniach codziennego pływania z terapeutycznym delfinem, chłopiec zaczął się zachowywać jak w pełni sprawne i spokojne dziecko. – Ta terapia dokonała cudu i to mnie ostatecznie przekonało. Delfina „nie ogarnę”, ale z psem na pewno się „dogadam” – pomyślała wtedy.

Podczas kolejnego pobytu w szpitalu, Alena i jej mąż postanowili, że wezmą psa. Szukali rasy pomocnej w dogoterapii. Znaleźli hodowlę Flat Coated Retrieverów. – Do pracy w dogoterapii potrzebne są psy maksymalnie obliczalne. Zatem geny – w rozumieniu rasa, ale również charakter rodziców, maja ogromne znaczenie. Oczywiście ważne jest łagodne usposobienie, ale to już w dużej mierze zależy od socjalizacji i relacji z przewodnikiem. Istotna jest też budowa, np. długi pysk, który sprawia, że psy się dobrze wentylują, czy włos zamiast sierści, którego pies podczas wizyty nie pozostawi na łóżku pacjenta – tłumaczy Alena.

Kiedy Blant skończył dwa lata i był nauczony posłuszeństwa, przeszedł specjalne testy oceniające predyspozycje do pracy w dogoterapii, a następnie rozpoczął szkolenia. – Pies sam w sobie nie jest terapeutą. Nadrzędną zasadą pracy w dogoterapii jest stworzenie zespołu – dlatego pies i jego przewodnik muszą szkolić się razem. Z Blantem dogaduję się znakomicie – mówi Alena.

Uwaga dobry pies

Blant-srodek (1).jpg

Alena i Blant pomagają pacjentom m.in. Kliniki Budzik, gdzie dzieci po wypadkach czy udarach wybudzają się ze śpiączki, Centrum Zdrowia Dziecka na Oddziale Onkologii, czy podopiecznym domów pomocy społecznej. Działają także w szkołach i przedszkolach, gdzie prowadzą zajęcia z zakresu bezpieczeństwa w kontaktach z psem i opieki nad zwierzętami pod hasłem „Uwaga Dobry Pies”. W Szpitalu Psychiatrycznym w Drewnicy spotykają się z dorosłymi z depresją i Alzheimerem.

Często konkretne zadanie układam na miejscu, kiedy wiem co jest w danym momencie potrzebne. Zawsze jednak dotyk jedwabistego włosa Blanta, czy przytulenie się do 38 kilogramów psa daje bardzo dużo. Kontakt ze specjalnie przygotowanymi do pracy zwierzętami znosi różnego rodzaju napięcia. Zachęca do podejmowania wyzwań, odwraca uwagę od bolesnych ćwiczeń rehabilitacyjnych, trenuje naszą uważność czy odblokowuje ograniczenia. Zwierzęta mobilizują nas do aktywności fizycznej, ale przede wszystkim mają dobroczynny wpływ na ludzką psychikę – wyjaśnia Alena.

Marysiu, pogłaszcz pieska

Alena i Blant podczas terapii-srodek (1).jpg

Alenie i Blantowi udało się rozweselić mnóstwo pacjentów. Jednak nie jest to wesołość, o jakiej w pierwszej chwili myślimy. – Kiedyś na oddziale onkologii zajrzałam do kolejnej sali i jak zawsze zapytałam: „chcecie psa?”. Zdarzają się dzieci uczulone czy bojące się psów, więc zawsze zaczynam od tego pytania. W sali leżał chłopiec odwrócony plecami do wejścia, a jego mama siedziała skulona na taborecie. Zaprosiła nas do środka mówiąc: „spróbujmy”. Blant podszedł do chłopca i na komendę „przytul” położył pysk na leżącej na skraju łóżka rączce dziecka. Powoli zaczęliśmy łapać kontakt. Po kilku minutach chłopiec podniósł się, usiadł i zaczęliśmy rozmawiać. Kiedy skończyliśmy spotkanie i wyszliśmy z sali mama wyszła za nami i powiedziała: „dziękuję, on się pierwszy raz od miesiąca uśmiechnął”. Obie miałyśmy łzy w oczach – opowiada Alena.

Przekonała się wielokrotnie, że pies odwraca uwagę od bólu – widziała to w Klinice Budzik kiedy Blant leżał obok Hani podczas bolesnej rehabilitacji, a monitor pokazywał, że jej tętno i ciśnienie normalizują się. Innego dnia, byli u Oliwki, która od momentu wybudzenia się leżała na wznak i nie była w stanie samodzielnie usiąść. Blant delikatnie wszedł na łóżko, usiadł na krańcu i spokojnie czekał, aż dziewczynka podniesie się. I okazało się, że dla psa warto! Innym razem walczyli z lękiem Marcina, którego śpiączka była spowodowana ciężkim wypadkiem i od wybudzenia bał się wychodzić ze swojego pokoju. Jedynym, który przekonał go do wyjścia był Blant. Razem, wspierając się wzajemnie – Marcin, z Blantem na smyczy, zrobili pierwsze kroki. Po miesiącu razem spacerowali po okolicy. Zuzia nie była w stanie wyprostować ręki, ale udało się, bo bardzo chciała objąć psa. Z kolei Mariusz nie mógł chodzić po schodach – obok Blanta, po miesiącu, przeszedł dwa piętra. Przykładów jest mnóstwo.

Sukcesem podopiecznych w Budziku jest zrobienie kroku, podniesienie ręki i utrzymanie się w pionie przez kilka sekund. Kiedy te sukcesy udaje się osiągnąć – radość, wiwaty i gratulacje nie mają sobie równych. Kiedyś prowadziłam rehabilitację z dziewczynką, która wprost odmawiała ćwiczeń. Miała spastyczne dłonie – zaciśnięte w piąstki. Marysia uparcie mówiła, że nie chce, nie może nawet spróbować. Tym razem udało się „podstępem” – poprosiłam „Marysiu pogłaszcz pieska”. I Marysia dała się przekonać. Na chwilę zapomniała o swoich ograniczeniach, otworzyła dłoń i pogłaskała Blanta, a my oczywiście byliśmy brawo – wspomina Alena.

Każda chwila dobra na trening

Alena poświęca swojej pasji każdą wolną chwilę. Na treningi chodzi raz w tygodniu, poza tym ćwiczy z Blantem minimum godzinę dziennie - w domu lub podczas spacerów.

Pies może pracować 4-5 godzin w tygodniu. Jedna godzina zegarowa pracy psa w Budziku to jak 10 godzin pracy dla nas, więc do Centrum Zdrowia Dziecka nie jeździliśmy częściej niż raz w tygodniu. Większa częstotliwość naszych wizyt jest na oddziale onkologii. Do każdej wizyty, pies jest specjalnie przygotowywany i kąpany. Potem musi się zrelaksować, bo psy też się wypalają zawodowo, więc zawsze po wizycie fundujemy sobie długi spacer na pełnym luzie. Zatem nie sama praca, ale całe przygotowanie do niej zajmuje najwięcej czasu – mówi Alena.

W czasie pandemii wizyt w jest dużo mniej. Alena i Blant mogą spotykać się teraz tylko ze zdrowymi osobami. Razem ze Stowarzyszeniem Zwierzęta Ludziom Alena poszukuje miejsc, w których będą mogli jak najszybciej znowu działać. – Teraz planujemy zacząć współpracę z oddziałami psychiatrii dziecięcej, bo tam potrzebne jest wsparcie. Jeszcze w czerwcu zaczniemy odwiedzać dzieciaki w szpitalu Wolskim. Razem z Blantem jesteśmy gotowi na nowe wyzwania, po prostu chcemy i będziemy pomagać – podsumowuje Alena Beszter.

Joanna Kornaga
Ekspert w PKO Banku Polskim