Trzeba iść swoją drogą

Z okazji 100-lecia istnienia PKO Banku Polskiego odbyły się m.in. koncerty muzyki filmowej w wykonaniu Orkiestry Kameralnej „Impressione” pod dyrekcją Krzesimira Dębskiego. Były niezwykłą okazją do spotkania z wybitnym polskim dyrygentem i kompozytorem. Choć grafik ma niezwykle napięty, udało nam się zadać mu kilka pytań o muzyczne wspomnienia, autorytety i plany na przyszłość.
około min czytania

Długie zimowe wieczory sprzyjają rozmyślaniu o przeszłości, więc i ja chcę zapytać o Pana pierwsze muzyczne wspomnienie. Co sprawiło, że rozpoczął Pan swoją muzyczną podróż?
Mój ojciec był zawodowym kompozytorem i pedagogiem muzycznym. Zakładał po wojnie szkoły muzyczne w Wałbrzychu, Kielcach i Lublinie. Mama nie miała żadnego muzycznego wykształcenia. Rodzice posyłali mnie do szkoły muzycznej od 6. roku życia. Przeszedłem wszystkie etapy kształcenia muzycznego i w wieku 24 lat skończyłem studia kompozytorskie i dyrygenckie. Jestem również skrzypkiem i pianistą. Na studiach spotkałem fajnych kolegów, z którymi wspólnie, poza szkolnym programem edukowaliśmy się jazzowo, popowo i folkowo – to zaowocowało. Stworzyliśmy zespół String Connection, który stał się jazzowym zespołem numer jeden w ówczesnej Polsce (lata 80. XX w. – przyp. aut.). Graliśmy z tym zespołem na całym świecie. Można powiedzieć, że z pewnymi przystankami podróż ta trwa do tej pory.

Ze względu na zawód ojca muzyka była obecna w Pana domu od zawsze. Czy można zatem powiedzieć, że to zdecydowało o Pana wyborze zawodowym?
Tak, choć to moja mama, która, jak wspomniałem, nie była muzykiem, pilnowała mnie, żebym ćwiczył codziennie i systematycznie. Dzięki niej skończyłem te wszystkie szkoły.

Czy potrafi Pan wskazać utwór z Pana dorobku, który jest szczególnie ważny? Ma znaczenie symboliczne, wyjątkowe?
Cantabile in h-moll. Jest to temat, który sprawdził się w wielu stylach, był tematem jazzowym, filmowym, piosenką i sprawił, że zamawiano u mnie następne utwory.

dębski_srodtekst.jpg

Chciałabym podobne pytanie zadać w kontekście filmowym, czy któryś obraz jest Panu szczególnie bliski?
„Ogniem i mieczem” (reż. Jerzy Hoffman), „W pustyni i w puszczy” (reż. Gavin Hood), „Kingsajz” (reż. Juliusz Machulski), „Deja vu” (reż. Juliusz Machulski), „Medium” (reż. Jacek Koprowicz), „Ranczo” (reż. Wojciech Adamczyk)… Jak Pani widzi każdy film jest mi bliski. Napisałem ich ponad sto.

Praca, nad którym dziełem była w Pana odczuciu najtrudniejsza. Które z tych dzieł było najbardziej wymagające?
„Bitwa Warszawska 1920” w reżyserii Jerzego Hoffmana. Ze względu na sceny batalistyczne, rozmach i epicki styl oraz wielki ważny temat tego filmu. Dla wielu muzyków jest Pan wielkim autorytetem.

Jak Pan się z tym czuje?
Jestem nauczycielem akademickim, więc jest mi z tym dobrze. Ale jest to duża odpowiedzialność i czuję na plecach oddech moich studentów, z których wielu już zaczęło swoją karierę.

Nasuwa mi się więc pytanie: kto jest Pańskim autorytetem muzycznym?
Cenię wielu kompozytorów. Współcześnie zachwycają mnie m.in. prace, które publikują dwaj kompozytorzy. Pierwszy to Amerykanin John Adams, drugi zaś Brytyjczyk Thomas Adès.

Nie mogę w tym miejscu nie zapytać o Pańskiego syna, który również wybrał muzyczną drogę zawodową. Śledzi Pan jego muzyczne poczynania? Podpowiada? Sugeruje?
Oczywiście, że śledzę karierę syna i kibicuję mu najgłośniej. Na razie podpowiadać mi się nie udaje. Podobnie było ze mną. Mój ojciec, który także był zawodowym kompozytorem, próbował mi podpowiadać, ale go nie słuchałem. Trzeba iść swoją drogą. Zwłaszcza wtedy, gdy ma się świeże, oryginalne, własne pomysły.

 debski_srodtekst_2.jpg

Pana grafik jest bardzo napięty. Trudno w nim znaleźć czas nawet na krótką rozmowę. Nad czym Pan teraz pracuje tak intensywnie?
Grywam 70 koncertów rocznie. Ciągle mam dylemat, czy mniej grać, a więcej czasu poświęcać na pisanie muzyki, czy odwrotnie: mniej pisać, a więcej grać. Piszę teraz operę do libretta Karola Wojtyły „Hiob” na zamówienie Polskiej Opery Królewskiej. Bardzo mnie to pochłania. Piszę kilka godzin dziennie. W takim cyklu jakiekolwiek wyjazdy bardzo rozpraszają i powodują u mnie irytację.

W 2019 r. koncertował Pan z okazji 100-lecia PKO Banku Polskiego. W największych polskich miastach odbyły się jubileuszowe występy. Jak Pan wspomina ten czas?
Były to spotkania z bardzo sympatyczną widownią, spragnioną muzyki. Przewaga pań spowodowała konieczność odbycia setek selfie. Po koncercie pozowałem do zdjęć ze 2 godziny! Byłem zachwycony.

Nie mogę w tym miejscu nie zapytać o Krzesimira Dębskiego – Klienta banku. Jaki Pan jest w zderzeniu z tematyką finansową: nowoczesny czy raczej tradycyjny?
Jestem nowoczesnym klientem i inwestorem. Korzystam z bankowości elektronicznej od wielu lat.

Zdarza się Panu uciekać od muzyki?
Pyta Pani o hobby?

Dokładnie tak.
Tenis, jazda konna, kolarstwo przełajowe po lesie w okolicach mojego domu i politykierstwo kawiarniane. Sporo czytam, kilka książek miesięcznie. Ważny jest również czas spędzony z żoną, o ile akurat ona nie koncertuje (śmiech).

Na koniec chciałabym zapytać o muzyczne marzenie, którego spełnienia mogłabym życzyć?
Proszę mi życzyć, abym wiedział, kiedy zejść ze sceny niepokonany i nie zadłużony po uszy w banku (śmiech).

Oktawia Staciewińska