Czerpanie przyjemności z biegania. Bankowcy biegają #23: Mariusz Dąbrowski
W czasach szkoły i studiów grał w piłkę nożną i koszykówkę. Później postawił na bieganie i szybko złapał bakcyla. Jego rekord życiowy w maratonie wynosi 3 godziny 11 minut, a na królewskim dystansie biegał m.in. w Izraelu, Berlinie, Stambule, Florencji, Porto i na klasycznej trasie z Maratonu do Aten. O swojej biegowej pasji opowiada Mariusz Dąbrowski, dyrektor Departamentu Produktów Transakcyjnych w PKO Banku Polskim. 2021-02-01Zawsze lubił sport, choć w szkole uprawiał głównie dyscypliny zespołowe – piłkę nożną i koszykówkę. Jego przygoda z bieganiem rozpoczęła się później.
– Coraz trudniej było zebrać odpowiednią liczby kolegów, z którymi można by w coś pograć, więc zacząłem szukać innych sposobów na uprawianie sportu. Taką dyscypliną stało się dla mnie bieganie. Na początku było to tylko truchtanie. Dopiero po pewnym czasie zacząłem startować w zawodach – wspomina Mariusz Dąbrowski.
– Kiedyś przeczytałem w książce Jurka Skarżyńskiego, że pierwszy tysiąc kilometrów każdego boli, ale jeśli przebiegnie się kolejny tysiąc, to już nie przestanie się biegać. A zaraziłem się bieganiem na dobre, kiedy zacząłem przygotowania do debiutu w maratonie, bo przygotowania do pierwszego półmaratonu trwały u mnie krótko – zaledwie kilka miesięcy. Rok przygotowań do maratonu sprawił jednak, że biegać raczej już nie przestanę. Dopóki będę mógł, będę to robił – dodaje.
Pierwsze starty w biegach ulicznych
Po raz pierwszy w zawodach wystartował w maju 2009 r. Był to Bieg Konstytucji 3 Maja w Warszawie na dystansie 5 km, który pokonał w czasie około 25 minut. Niedługo później porwał się na półmaraton.
Latem 2009 r. wraz z kolegą z pracy postanowiliśmy, że spróbujemy swoich sił w półmaratonie, czyli od razu „z grubej rury”. Wszystko dlatego, że przez miejscowość, w której mieszkam – Wołomin – przebiegała trasa półmaratonu z Ossowa do Radzymina. To półmaraton organizowany co roku dla upamiętnienia Cudu nad Wisłą. Od lat fascynowali mnie biegacze, którzy przebiegali niedaleko mojego domu. Postanowiłem więc spróbować swoich sił – wspomina Mariusz Dąbrowski.
Zamierzał złamać dwie godziny i to się udało. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to od razu po półmaratonie podjął decyzję, że pobiegnie w maratonie. I tak też zrobił. W 2010 r. w Krakowie chciał złamać cztery godziny i ta sztuka również się udała.
Największe osiągnięcia sportowe
Za największe osiągnięcie sportowe Mariusz Dąbrowski uznaje rekord życiowy w maratonie, który ustanowił w 2013 r. w Krakowie. Jego czas wyniósł wtedy 3 godziny i 13 minut. Z kolei jego rekord życiowy w półmaratonie to 1 godzina i 32 minuty. Został ustanowiony podczas Półmaratonu Cudu nad Wisłą z Radzymina do Ossowa.
– Pamiętam, że stanąłem nawet na podium jako najszybszy zawodnik z Wołomina. Na trasie był co prawda jeden ciężki podbieg po wiadukcie, ale to i tak była drobnostka w porównaniu do innych tras – ocenia Mariusz Dąbrowski.
Które biegi najbardziej zapadły mu w pamięć? Jest ich mnóstwo. Ten, który wspomina najmilej, to maraton w Dębnie, podczas którego odbywały się mistrzostwa Polski w maratonie. Próbował pobiec tam na 3 godziny i 20 minut, a udało mu się uzyskać czas 3 godziny i 12 minut. To, że jest w stanie pobiec tak szybko, było dla niego dużym zaskoczeniem, ale też jest to bieg, który przypłacił zdrowiem.
– Gdy wpadłem na metę, to byłem tak wykończony, że od razu pojawiła się wysoka temperatura. Dochodziłem do siebie przez 24 godziny. Tak, żeby w ogóle móc chodzić. To były dla mnie najbardziej wycieńczające zawody, ale zakończone ogromnym sukcesem i super wynikiem – podkreśla.
Korona Maratonów Ziemi i przygoda z Izraela
Mariusz Dąbrowski nigdy nie korzystał z indywidualnych zajęć z trenerami personalnymi, choć kilkakrotnie uczestniczył w zorganizowanych przez PKO Bank Polski spotkaniach z Jerzym Skarżyńskim.
– Kilka treningów zrealizowałem z nim w trakcie dużego programu biegowego, organizowanego przez nasz bank. To była Korona Maratonów Ziemi z udziałem dziennikarza sportowego Telewizji Polskiej Maćka Kurzajewskiego, który biegał wtedy maratony na każdym kontynencie na świecie, a w każdym z biegów towarzyszyli mu dwaj lub trzej pracownicy Banku – wyjaśnia Mariusz Dąbrowski.
Miałem okazję pobiec z nim w maratonie w Izraelu w 2013 r., przy czym mieliśmy wtedy ogromnego pecha, bo pojechaliśmy do Tel Awiwu, a dzień przed startem organizatorzy… odwołali imprezę. Ministerstwo Zdrowia Izraela sprzeciwiło się organizacji biegu ze względu na zbyt wysoką temperaturę. Pozwolili wtedy tylko na półmaraton – wspomina pracownik PKO Banku Polskiego.
Wraz z kolegami oraz z Maciejem Kurzajewskim znaleźli jednak na to rozwiązanie. Umówili się, że zaczną wcześniej i przebiegną pierwszą część dystansu w taki sposób, żeby nieoficjalny półmaraton zakończyć, wbiegając na start oficjalnego półmaratonu, a dalej pobiec ze wszystkimi. W ten sposób nieoficjalnie ukończyliśmy cały maraton.
– Było gorąco i oczywiście bieg był bardzo trudny. Na szczęście byłem wtedy bardzo dobrze przygotowany, więc nie był to najtrudniejszy bieg, w jakim brałem udział. Dużo gorzej wspominam wyzwanie, jakim okazał się kiedyś PKO Wrocław Maraton. Nie pamiętam, który to był rok, ale temperatura przekraczała 30 stopni. Znaczna część zawodników w ogóle biegu nie ukończyła. Cieszyłem się, że mi się to udało, choć o realizacji zamierzonego rezultatu mogłem zapomnieć – dodaje.
Zdobycie Korony Maratonów Polskich
Ulubiony dystans Mariusza Dąbrowskiego to półmaraton. – To dla mnie najbardziej przyjemny dystans. Nie jest tak wycieńczający jak maraton, choć ten daje oczywiście najwięcej satysfakcji. Wszystkie moje treningi i przygotowania zawsze były prowadzone pod kątem maratonu, a starty w krótszych biegach tak naprawdę miały na celu tylko przygotowanie się do głównego biegu w sezonie – wyznaje Mariusz Dąbrowski.
Od jakiegoś czasu stara się biegać maraton raz w roku. Wcześniej robił to częściej. – Jak już mi się spodobało i pobiegłem pierwszy maraton, to przyszedł pomysł, żeby zdobyć tzw. Koronę Maratonów Polskich, czyli w ciągu dwóch lat pobiec w pięciu największych maratonach w Polsce. Obejmuje to Kraków, Poznań, Wrocław, Warszawę i Dębno. Mi też udało się to zrobić. Zajęło mi to dwa lata – zgodnie z regulaminem – dodaje.
Bieganie charytatywne
Podczas zawodów biegowych, sponsorowanych przez bank, zawsze odbywają się akcje charytatywne „biegnę dla…”. Mariusz Dąbrowski chętnie do nich dołącza.
– Zawsze, kiedy jest to możliwe, biorę udział w takich akcjach. Jak najbardziej je popieram. Moim zdaniem to idealny sposób, żeby niedużym nakładem środków finansowych ze strony biegaczy coś od siebie dołożyć i pomóc potrzebującym, a jednocześnie połączyć to ze świetną zabawą i rozrywką dla siebie – przyznaje doświadczony biegacz.
Choć sam nie brał jeszcze udziału w PKO Biegu Charytatywnym, w przyszłości chętnie to zmieni.
– W samych sztafetach oczywiście startowałem, bo byłem członkiem drużyny PKO Banku Polskiego, startującym w Ekidenie. Tu też wygrywaliśmy biegi wspólnie z kolegami. W PKO Biegu Charytatywnym akurat jeszcze nie startowałem, ale kiedy skończy się lockdown i będzie szansa znowu wspólnie pobiegać w zawodach, to oczywiście wezmę udział i w tych zawodach – zapowiada Mariusz Dąbrowski.
Biegowa turystyka po Europie i nie tylko
Dziś Mariusz Dąbrowski nie marzy już o biciu kolejnych rekordów życiowych.
– Moja życiówka w maratonie wynosi 3:11 i raczej już jej nie pobiję, bo nie biegam już tak dużo jak kiedyś. A żeby uzyskiwać takie wyniki, trzeba na treningi poświęcić dużo czasu. Od jakiegoś czasu biegam bardziej rekreacyjnie. Staram się co roku pobiec w jednym maratonie, ale już nie na czas i nie na łamanie życiówek, tylko po to, by czerpać z tego jak najwięcej przyjemności – zaznacza przedstawiciel PKO Banku Polskiego.
Dlatego co roku wraz z kolegami z pracy wybieramy na maraton inny kraj. Nie biegamy już raczej w Polsce, tylko staramy się jeździć po świecie. Wyjeżdżamy dosłownie na 2-3 dni. Tylko po to, żeby przenocować, pobiec w maratonie i wrócić – wyjaśnia.
Dzięki temu Mariusz Dąbrowski miał okazję odwiedzić wiele nowych miejsc. Największe wrażenie zrobił na nim bieg w Maratonie Berlińskim. To jeden z największych na świecie, ze świetną organizacją. Poza Berlinem, biegał też w Izraelu, Stambule, Florencji, Porto i w klasycznych zawodach – z Maratonu do Aten w Grecji.
Co dalej? – W tej chwili nie ma co planować, bo w dobie pandemii nie wiadomo, kiedy będzie można gdzieś pojechać. Decydować będziemy spontanicznie – kończy.
Marek Wiśniewski