Bieg na Morskie Oko – oryginalna akcja pracowników PKO Banku Polskiego

Trzech pracowników PKO Banku Polskiego: Janusz Auleytner, Janusz Łukomski i Robert Zmiejko zrealizowali oryginalny projekt biegowy. W związku z tym, że jesienią zawsze biegali maratony, a większość zawodów została odwołana, wymyślili własny ultramaraton – Bieg z Zakopanego do Morskiego Oka i z powrotem. Trasa budzi duży szacunek – dystans wyniósł 62 km, a suma przewyższeń 1158 m.
około min czytania

Janusz Łukomski i Janusz Auleytner pracują w Biurze Strategii i Analiz Międzynarodowych PKO Banku Polskiego, a Robert Zmiejko jest w dyrektorem Pionu Rozwoju Zagranicznego. Wśród pracowników PKO Banku Polskiego należą do grupy najbardziej zapalonych biegaczy.

Na pomysł organizacji biegu wpadł Janusz Auleytner, który postanowił połączyć swoje dwie pasje – biegową i górską. Trasę wymyślił Robert Zmiejko.

O tej porze roku zawsze biegaliśmy maratony. W tym roku stwierdziliśmy, że skoro prawie wszystkie biegi masowe zostały odwołane, trzeba podjąć jakieś bardziej wymagające wyzwanie. Padło na bieg do Morskiego Oka – wyjaśnia Janusz Auleytner. – Pobiegliśmy z centrum Zakopanego do skoczni, później na Cyrlę, dalej drogą na Łysą Polanę, Polanę Palenicę i podbiegiem do Morskiego Oka. W drugą stronę wróciliśmy identyczną trasą – relacjonuje.

Ponad 6 godzin biegu, 62 km i 1158 m przewyższenia

Bieg odbył się w sobotę 12 września. Dystans wyniósł 62,09 km, a suma przewyższeń w górę 1158 m. Przebiegnięcie trasy zajęło pracownikom PKO Banku Polskiego 6 godzin 7 minut i 39 sekund netto.

Nad Morskim -srodek.jpg

Na początku panowała pogoda odpowiednia do biegania – było chłodno, na niebie unosiły się lekkie chmury, a wiatr wiał słabo. Podczas podbiegu do Morskiego Oka zrobiło się słonecznie, a w drugą stronę wręcz gorąco. Temperatura wynosiła 25 stopni w cieniu, co było dodatkowym wyzwaniem dla biegaczy.

Było super! Najpierw wbiegnięcie, później turyści mijani na podbiegu od Polany Palenicy, a na końcu widok na cudowne Morskie Oko. Potem droga w drugą stronę – zbieg. Wydawałoby się, że to relaks, ale zmęczenie zaczęło już dawać znać o sobie. A to, że wyszło słońce, męczyło nas dodatkowo – wspomina Janusz Łukomski.

W trakcie biegu zawodnicy zrobili trzy dłuższe przerwy. Jedną nad Morskim Okiem na nawodnienie i zdjęcia, drugą na Polanie Palenicy w celu zakupienia napojów oraz jedzenia, a trzecią na Cyrli – w sklepie, żeby kupić napoje i coś do przekąszenia. Było też kilka krótszych przerw, w których musieliśmy uzupełniać płyny nawadniające.

Generalnie staraliśmy się, żeby pauzy były jak najkrótsze, bo po każdym postoju ruszenie do dalszego biegu to istna katorga – zaznacza Łukomski.

9 km podbiegu do Morskiego Oka w około 50 minut

Dla reprezentantów PKO Banku Polskiego podjęcie tego biegowego wyzwania wiązało się z dużym znakiem zapytania.

W ostatnich dniach przed startem Robert miał kontuzję i nie był w stanie biegać. Byłem przekonany, że z tego powodu zrezygnuje zaraz po starcie. Jechaliśmy do Zakopanego z nastawieniem, że najwyżej rano zrobimy zwykły trening i pójdziemy w góry. Dopiero gdy powoli zaczynaliśmy oddalać się od Zakopanego i dobiegliśmy do Łysej Polany, zacząłem wierzyć, że się uda. Kiedy już wbiegliśmy na drogę do Morskiego Oka od Polany Palenicy, to już samo poszło – relacjonuje Janusz Auleytner.

Następnie biegacze pokonali 9-kilometrowy asfaltowy podbieg do Morskiego Oka. Byli bardzo zdziwieni, ale zajęło im to tylko około 50 minut.

Obawialiśmy się, że może to być najtrudniejszy odcinek, a jednak cały podbieg minął nam błyskawicznie i znaleźliśmy się w jednym z najpiękniejszych miejsc w Polsce. Jako osoba kochająca wspinaczkę wysokogórską często przechodziłem tę trasę z plecakiem i sprzętem, nie mogąc doczekać się, kiedy dotrę do schroniska. Tym razem przebiegliśmy ją w około 50 minut, zafascynowani widokiem pojawiających się gór. To był bezsprzecznie najfajniejszy moment biegu – zaznacza Auleytner.

Trudniej biegło im się w drugą stronę, kiedy wyszło słońce i zrobiło się gorąco. – Od 50. kilometra zacząłem odczuwać trudy biegu, odwodnienie i brak odpowiedniego porannego śniadania. Jednak ostatnie 6 km od Cyrli było już praktycznie tylko w dół, więc nogi same niosły do przodu – dodaje.

Morskie OKO 2.jpg
Bieg z Zakopanego do Morskiego Oka i z powrotem (62 km) zajął zawodnikom banku 6 godzin 7 minut i 39 sekund.

Przygotowanie fizyczne i regeneracja

Przebiegnięcie trasy z centrum Zakopanego do Morskiego Oka i z powrotem wymagało odpowiednich przygotowań.

Bardzo mocno zmieniłem strategię treningową. W zawodach ulicznych ważny jest element szybkości, w związku z czym trenuje się interwały, bieg z narastającą prędkością, a nawet bieg w drugim zakresie tętna, czyli w tempie biegu maratońskiego. W tym wypadku robiłem treningi stricte wydolnościowe, czyli idące w bardzo duży kilometraż, ale z mniejszą prędkością. Chcieliśmy biec z prędkością poniżej 6 minut/km i tak się stało. Nasze średnie tempo wyniosło 5:55 minuty/km – zauważa Robert Zmiejko.

Zaznacza, że dwa tygodnie przed biegiem doznał urazu. – Baliśmy się, że będę musiał zatrzymać się gdzieś na trasie i wrócić. Tu bardzo duży ukłon w stronę moich kolegów, którzy solidarnie powiedzieli, że zaczynamy razem, ale i kończymy razem, jeśli kontuzja będzie mi bardzo doskwierać. Tak się jednak nie stało. Na 10 dni przed biegiem odpoczywałem, nie robiłem treningów i – jak widać – organizm się zregenerował – wyjaśnia dyrektor Pionu Rozwoju Zagranicznego PKO Banku Polskiego.

Olbrzymia satysfakcja na mecie i… nowy pomysł

Trasa dostarczyła przedstawicielom banku wielu pozytywnych wrażeń. – Chwila, w której dobiegaliśmy do Morskiego Oko, a naszym oczom ukazały się piękne góry, była czymś naprawdę wspaniałym. Nad Morskim Okiem zrobiliśmy zdjęcia, wzięliśmy kilka łyków wody i ruszyliśmy w drogę powrotną. Okazało się, że wcale nie było łatwo. Po 40. kilometrze pogratulowaliśmy sobie, że pokonaliśmy kolejny maraton. Po pięćdziesiątce złożyliśmy sobie kolejne gratulacje, bo był to jeden z naszych najdłuższych biegów w życiu – zauważa Robert Zmiejko.

Później zaczęły się duże problemy wyszło słońce, zrobiło się gorąco, pojawiło się zmęczenie, a do tego czekał nas duży podbieg do Cyrli. Daliśmy jednak radę, a satysfakcja na koniec była olbrzymia. 62 km, prawie 1200 m przewyższenia i około 5000 spalonych kalorii to „sympatyczne i miłe” statystyki – komentuje.

Biegacze PKO Banku Polskiego odczuwali w nogach trudy biegu, ale nie przeszkodziło to im w wyjściu na spacer na Krupówki w Zakopanem.

Wychodziliśmy jeszcze tego samego, ale i następnego dnia. Muszę jednak przyznać, że mięśnie bardzo odczuwały ten bieg – przyznaje Robert Zmiejko.

A Janusz Auleytner zapowiada, że już dziś myśli o kolejnej podobnej inicjatywie. – Nie był to mój pierwszy bieg po górach i nie ostatni, choć teraz marzę bardziej o tym, żeby przebiec ultramaraton nad morzem – wyjawia.

Marek Wiśniewski