Nagroda za walkę ze słabościami. Bankowcy biegają #33: Robert Zawardzin

Robert Zawardzin jest ekspertem Biura Rozwoju Produktów w Departamencie Produktów Klienta Indywidualnego PKO Banku Polskiego. Jego życiową pasją jest triathlon. Jak mówi, stając na starcie ściga się ze sobą, swoimi słabościami, zmęczeniem i bólem. Nagrodą jest meta, gdzie pojawiają się radości i satysfakcja.
około min czytania

Robert Zawardzin jest wychowankiem Polonii Warszawa, gdzie przez kilkanaście lat grał w piłkę nożną.

Mimo że byłem bramkarzem, to bieganie nie było mi obce. Na każdym treningu zaliczałem swoje kilometry. Piłka nożna pozostawiła niezapomniane wspomnienia – wicemistrzostwo Polski juniorów i grę w pierwszej lidze futsalu – podkreśla Robert Zawardzin.

Zaznacza, że piłka nauczyła go dyscypliny, reżimu treningowego i konsekwencji. Wprowadziła sport do krwioobiegu. Sport sprawia mu przyjemność i radość, jest częścią jego życia, daje poczucie satysfakcji.

Początek przygody z triathlonem i inspiracja sukcesami Jerzego Górskiego
Również od piłki zaczęła się jego kolejna sportowa przygoda z bieganiem, ale i pływaniem oraz jazdą na rowerze. Po kolejnej kontuzji kolana w ramach rehabilitacji miał pływać i jeździć na rowerze, ale najmniej biegać. Na przekór lekarskim zaleceniom, wpadł na pomysł startu w triathlonie.

Łączenie pływania, jazdy na rowerze oraz biegu dawało mu wiele radości i satysfakcji. W tym okresie ekspert PKO Banku Polskiego wziął udział w cyklu szkoleń prowadzonych przez Jurka Górskiego – mistrza świata w podwójnym ironmanie, a zarazem bohatera filmu „Najlepszy”.

Te niesamowite spotkania wywarły na mnie ogromne wrażenie, dodały potężną dawkę motywacji, ale przede wszystkim pozwoliły spojrzeć na życie z zupełnie innej perspektywy. Miałem zaszczyt mogąc przez kilka miesięcy trenować pod jego okiem – przyznaje Zawardzin.

Finałem tego cyklu był start w pierwszych zawodach triathlonowych w Sławie, organizowanych właśnie przez Jerzego Górskiego.

Do Sławy wracam każdego roku – w ten sposób dziękuję Jurkowi za przekazaną mądrość. Tam też ukończyłem swoje najdłuższe zawody, na nietypowym dystansie 1/3 Ironmana. To prawie 1300 m w wodzie, 60 km na rowerze i blisko 15 km biegu. Pokonanie całego dystansu zajęło mi niecałe 4,5 godziny. Na mecie byłem megaszczęśliwy – wspomina Robert Zawardzin. 

Dziś, kiedy staje na starcie, nie myśli o rekordzie. Samo ukończenie zawodów za każdym razem jest „życiowym rekordem”. Jego ulubionym dystansem jest dziś 1/4 Ironmana lub dystans olimpijski, a ulubioną konkurencją etap rowerowy. – To chyba dlatego, że wymaga najmniej wysiłku – przyznaje.

Triathlon uczy pokory
Robert Zawardzin podkreśla, że triathlon to dyscyplina ucząca pokory, ale też dająca nieopisaną satysfakcję. Stając na starcie ściga się sobą, że swoimi słabościami, zmęczeniem czy bólem.

Na każdym etapie może zdarzyć się coś niespodziewanego – w pływaniu, gdzie zawodnicy płyną obok siebie i nietrudno o zachłyśnięcie wodą lub uderzenie głową, na rowerze, gdzie można złapać „gumę”, lub na ostatnim etapie – bieganiu, gdy najczęściej organizm bólem i skurczami przypomina o zmęczeniu. Nagrodą jest meta, gdzie pojawiają się radości i satysfakcja – zaznacza pracownik PKO Banku Polskiego.

To co teraz uważa za największy sportowy sukces, to stopniowe wprowadzanie do triathlonu 15-letniego syna. Ranne treningi na basenie czy coraz dłuższe przejazdy rowerowe budują nie tylko kondycję i sportową wytrzymałość, ale sprawiają, że relacje i nić porozumienia stają się bardzo silne. Najtrudniej jest z bieganiem, bo hasło „dzisiaj biegniemy dychę” nie wzbudza entuzjazmu. Ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.

Pasja do triathlonu nauczyła go systematyczności w treningach. – Wszystko jest kwestią wyboru – czy idziesz na trening, czy odpuszczasz. Tu nawet nie chodzi o realizację jakichś specjalnych planów, ale regularność i systematyczność. W moim przypadku to 4-5 dni w tygodniu. Trzeba mieć trochę wewnętrznej motywacji, żeby np. w środku zimy, gdy jest zimno i ciemno, wskoczyć do basenu o 7 rano lub wyjść na dwór i biegać w śnieżycy – podkreśla.

Bieganie charytatywne z PKO Bankiem Polskim
Robert Zawardzin startuje też w „zwykłych” zawodach biegowych i chętnie włącza się w akcje charytatywne, organizowane przez Fundację PKO Banku Polskiego.

Uważam, że każda inicjatywa umożliwiająca pomoc osobom niepełnosprawnym czy potrzebującym jest ważna i potrzebna. Łączenie akcji charytatywnych ze sportem jest tym bardziej cenne, że najczęściej są to biegi masowe. Bardzo się identyfikuję z tymi akcjami i zawsze staram się brać w nich udział – podkreśla.

Kilkakrotnie brał też udział w PKO Biegu Charytatywnym. –  Bieg Charytatywny organizowany to kolejna inicjatywa, która pokazuje jak bardzo wrażliwy społecznie jest bank. Z niecierpliwością czekam na informację o kolejnej edycji tego biegu – zaznacza.

Swoje sportowe pasje Zawardzin realizuje w ramach sekcji PKO Banku Polskiego – biegowej, rowerowej i triathlonowej. Jak mówi „społeczności pozytywnie nakręconych ludzi”.

Plany na przyszłość? „Cieszyć się sportem”
Robert Zawardzin nie stawia sobie celów i nie kreśli planów. Ma swoją sportową filozofię.

Po prostu cieszę się sportem, dobierając skalę trudności do umiejętności i poziomu przygotowania. Dla mnie zawody to pewnego rodzaju święto – zawsze staram się ukończyć je przede wszystkim zdrowo i z uśmiechem na twarzy. Marzenie mam jedno – wspólny start z synem. A jak zdrowie dopisze, to z dwoma – kończy.

Marek Wiśniewski