Nazwisko zobowiązuje. Bankowi kolarze #9: Michał Kwiatkowski

Michał Kwiatkowski jest menedżerem Zespołu VAT w Departamencie Podatków PKO Banku Polskiego, a jazdę na rowerze uwielbia od dzieciństwa. Od 18 lat startuje w zawodach kolarskich. Zbieżność jego imienia i nazwiska oraz tej samej sportowej pasji ze słynnym polskim kolarzem Michałem Kwiatkowskim – mistrzem świata z Ponferrady z 2014 r. – wiąże się z kilkoma zabawnymi anegdotami.
około min czytania

Michał Kwiatkowski na rowerze lubił jeździć od czasów szkoły podstawowej.

Przełomem był zakup pierwszego poważnego roweru w 2002 r. Musiałem na niego zarobić samodzielnie, pracując podczas wakacji za granicą. W ten sposób stałem się posiadaczem pierwszej maszyny sportowej na aluminiowej ramie i porządnym powietrzno-olejowym amortyzatorze – wspomina Michał Kwiatkowski.

Debiut na górskiej trasie w Krynicy-Zdroju

Prawdziwy debiut zaliczył rok później podczas maratonu MTB w Krynicy-Zdroju.

Pamiętam to jak dziś. To był weekend majowy. Startowaliśmy spod stacji gondolowej na Jaworzynie. Peleton miał ponad tysiąc osób. Warunki pogodowe bardzo szybko się pogorszyły. Spadł ulewny deszcz, a w górnych partiach trasy leżał śnieg – wspomina Michał Kwiatkowski.

Około 30 procent trasy w wyższych partiach górskich było nieprzejezdne ze względu na śnieg, błoto i strumienie. Pedały rowerowe były niedoskonałe i momentalnie się zapchały, uniemożliwiając wpięcie lub wypięcie buta. Na koniec, podczas finalnego zjazdu, złamałem sztycę podsiodłową, która odpadła, więc 2-3 kilometry jechałem na stojąco bez siodełka. Po przekroczeniu linii mety byłem tak oblepiony błotem, że moi rodzice mnie nie poznali – opowiada.

Rozwój kolarskiej pasji

Doświadczenia z tych zawodów sprawiły, że Michał Kwiatkowski zaczął podchodzić do jazdy na rowerze jak do treningu, a nie luźnych przejażdżek. Wraz z kolejnymi wyjazdami na zawody kolarstwo stawało się dla niego coraz większą pasją i sposobem na życie.

Kilkanaście lat temu wyjazd na maratony MTB to było coś niezwykłego. Wiązało się zawsze z wyprawą w góry typu Karpacz, Szklarska, Istebna, Zakopane. To były wyjazdy na 2-3 dni z uwagi na logistykę, więc kosztowało to naprawdę sporo wyrzeczeń. Same trasy też stały na bardzo wysokim poziomie trudności – wspomina Michał Kwiatkowski.

W kolarstwie najbardziej lubi uczucie, które towarzyszy mu po zakończeniu każdego przejazdu.

Dużo problemów, emocji i innych myśli, które zaprzątają głowę, nagle jakoś traci na znaczeniu i już tak nie przeraża. Do wielu spraw można podejść z większym dystansem i spokojem. Bez wątpienia uzyskanie świeżej perspektywy pozwala mi lepiej mierzyć się z różnymi problemami i znajdować nowe nieszablonowe rozwiązania. Pojawiają się także pokłady cierpliwości. Kolarstwo traktuję również jako inwestycję w siebie i swoje zdrowie, co zwłaszcza w czasach pandemii zyskuje na znaczeniu – podkreśla Kwiatkowski.

Satysfakcja ze startu w Salzkammergutt Trophy

Im trudniejsze zawody, tym więcej ma z nich satysfakcji. Jednym z takich wyścigów był odbywający się w Austrii Salzkammergut Trophy, gdzie startował na dystansie 211 km.

Trudno opisać go słowami. Ma w sobie magię i coś czego krajowym imprezom trudno osiągnąć. Proszę sobie wyobrazić start o 5 rano w ciemności, wysokie góry, tłumy kibiców na trasie i trasę, która wymaga żelaznej kondycji. Do tego zwykle opady deszczu, mgła, ale również dynamiczne zmiany pogody w nietuzinkowej scenerii z wysokimi lodowcami w tle, skałami, jeziorami, urwiskami, wodospadami i tunelami – wspomina Michał Kwiatkowski

Do tego kilka tysięcy osób z całej Europy i poczucie bycia mistrzem świata wjeżdżając na metę. To niesamowite, że jak po 14 czy 15 godzinach jazdy dojeżdża się do mety i słyszy aplauz, to nagle pojawią się nowe siły i człowiek zbiera się do sprintu, mknąc znowu na pełnej prędkości. Do tego dochodzi element niesamowitego cierpienia i wyrzeczeń, a nieraz bólu i kryzysów, które pojawiają się podczas tak długiej rywalizacji – dodaje.

Michał Kwiatkowski zwraca uwagę, że w takich zawodach liczy się wytrzymałość fizyczna, ale i psychiczna.

Podczas jednej z edycji miałem wypadek, który zakończył się wizytą w szpitalu i szyciem rozdartej rany w udzie. Do tych gór trzeba mieć pokorę. Nie każdemu dane jest je pokonać, a niejednokrotnie trzeba złożyć coś na kształt ofiary, by doznać przywileju pokonania trasy. Nieraz coś pękało, urywało się czy gubiło na trasie. To już jest wkalkulowane w sam start. Natomiast zawsze polecam udział w trudnych imprezach. Życie jest za krótkie, by jeździć w byle jakich maratonach – zauważa.

Dwóch Michałów Kwiatkowskich, jedna pasja

Michał Kwiatkowski nie ukrywa, że miewał różne zabawne historie związane ze zbieżnością imienia, nazwiska oraz tej samej sportowej pasji z wybitnym polskim kolarzem Michałem Kwiatkowskim.

Podczas wieloetapowego wyścigu Beskidy MTB Trophy i noclegu w hotelu z kolarzami w Istebnej zostałem poproszony przez panie z recepcji. Sądziłem, że chodzi o jakiś rachunek a okazało się, że zobaczyły moje dane na liście gości i prosiły mnie o autograf. Z trudem, ale musiałem odmówić – wyjaśnia Michał Kwiatkowski.

Innym razem, podczas wyścigu Velo Toruń, gdzie Michał Kwiatkowski był oficjalnym organizatorem, panie w biurze zawodów wydały mi numer startowy z jedynką, ale podczas analizy daty urodzenia zreflektowały się i w konsekwencji dostałem inny numer – już bez oznaczenia VIP. Podczas przejeżdżania linii mety na wysokiej 20. lub 30. pozycji niejednokrotnie na 1000 zawodników klasyfikacji generalnej słyszałem też komentarzy speakera, że tym razem… nie poszło Michałowi i że pewnie ma załamanie formy. Takie sytuacje przywołują uśmiech i błysk w oku. Ponoć jestem do niego nawet podobny – wyjaśnia.

Sukces w duecie w Mazovia 24H

W przeszłości Michał Kwiatkowski brał też udział w bardzo trudnym wyścigu Mazovia 24H, gdzie wspólnie z Bartoszem Wacławskim zajął w duecie pierwsze miejsce.

Na pewno nie spodziewaliśmy się tak dobrego rezultatu. Decyzja o udziale była spontaniczna. Nie była również poprzedzona jakimiś długimi i specjalnymi przygotowaniami. Osoby z naszego Teamu PKO stworzyły świetną grupę, która na miejscu mocno się wspierała – przyznaje Michał Kwiatkowski.

Kluczowa była część nocna wyścigu między 2 a 4 rano. Zaatakowałem mocno i udało się sporo zyskać nad najgroźniejszymi konkurentami. Bartek Wacławski trzymał równe tempo i gdy wzeszło słońce, okazało się, że rywale nieco się zagapili i muszą atakować. Jednak to my do końca zmagań spokojnie kontrolowaliśmy przewagę – wspomina.

W przeszłości Michał Kwiatkowski startował m.in. w cyklach kolarskich Poland Bike i Mazovia.

Na pewno jest to fajny krok na spróbowanie ruchu i dobrą rekreację z nutą rywalizacji. Można wyskoczyć po śniadaniu na zawody i wrócić na obiad, poświęcając jeszcze dużą cześć dnia na inne rzeczy. Dla osób, które potrzebują krótkiej odskoczni, jest to naprawdę dobre rozwiązanie – ocenia.

Olbrzymie doświadczenie z rozmaitych zawodów

Michał Kwiatkowski startował też w Tour de Pologne Amatorów.

Na pewno to coś zupełnie innego od ścigania MTB. Ta impreza jest okazją, by przyjrzeć się samemu wyścigowi od podszewki, zobaczyć z bliska profesjonalistów i ekipy z najwyżej dywizji kolarskiej. Nagle okazuje się, że kolarz na żywo jest dwa razy chudszy niż pokazuje to telewizja... Fajnie jest również poczuć się choć na chwilę jak profesjonalny zawodnik – przyznaje.

Zawsze staramy się jechać grupą na ten wyścig, więc po wszystkim jest dobra okazja na spotkanie i świętowanie sukcesów – dodaje.

Kwiatkowski brał udział także w cyklu PKO Ubezpieczenia via Dolny Śląsk. Szczególnie dobrze wspomina starty w Szklarskiej Porębie czy Złotoryi.

To naprawdę fajny cykl z mocną obsadą. Ciekawe miejscowości, różnorodne trasy i sprawna organizacja, przy czym ściganie na szosie wygląda nieco inaczej niż na MTB. Jest krótsze, wymaga bardzo dobrej jazdy w grupie, umiejętności czytania zachowań innych zawodników w peletonie i bardzo dobrej techniki. Na pewno będę chciał wrócić na kilka edycji cyklu, zachęcając do udziału inne osoby z naszego teamu – zapowiada.

W pamięci zapadły mu też wyścigi etapowe Sudety MTB Challange czy Beskidy MTB Trophy.

Te zawody zawsze powodowały dreszcze i gęsią skórę na rękach. Nieraz trasy były tak trudne, że pokonanie 50-60 km zajmowało 6-7 godzin, zaś rower po wszystkim nadawał się do kompletnego remontu. Następnego dnia trzeba było jechać dalej. Nie zapomnę edycji, na którą pojechałem z żoną, synkiem i niespełna rocznymi bliźniakami. Po wyścigu trzeba było ogarnąć rower, zjeść coś, a w pokoju dzieci czekały, by wziąć je na spacer i plac zabaw, zaś w nocy sen nie umożliwiał pełnej regeneracji. Do dzisiaj nie wiem, jak udało się to wszystko pogodzić – wspomina.

Jeden z założycieli sekcji kolarskiej

Michał Kwiatkowski jest jeż jednym z założycieli sekcji kolarskiej w PKO Banku Polskim.

Przy wsparciu przychylnych osób udało się stworzyć przestrzeń do funkcjonowania w naszej sekcji – szatnie, prysznice i parking, a także zaprojektować profesjonalne stroje kolarskie dla zawodników i osób aktywnych – wymienia sukcesy Michał Kwiatkowski.

– Staram się być filarem zmian, próbując je wdrożyć w nasze realia, a także zarażać entuzjazmem inne osoby. Choć ostatni sezon z uwagi na perturbacje życiowe miałem słabszy, mam nadzieję, że w kolejnym roku mocniej włączę się w różne inicjatywy – kończy.

Marek Wiśniewski