Sylwetki polskich biegaczy #42: Justyna Korytkowska

Justyna Korytkowska jest czołową polską biegaczką długodystansową, która na koncie ma 14 medali mistrzostw kraju seniorów. Przez ostatni rok toczyła najtrudniejszą batalię swojego życia – walkę z nowotworem. Dziś jest zdrowa, wróciła do biegania, a jej wielkim marzeniem jest start w igrzyskach olimpijskich w Tokio lub Paryżu.
około min czytania

Justyna Korytkowska urodziła się w 1986 r. Biegać zaczęła w szkole podstawowej, ale długo traktowała to jako zabawę. W siódmej klasie nauczyciel wychowania fizycznego zaproponował jej dołączenie do sekcji lekkoatletycznej przy klubie piłkarskim w Łomży. Trafić do tej grupy było dużym zaszczytem. Jednak w ósmej klasie zwyciężyła buntownicza część jej natury i zrobiła sobie przerwę w treningach. Powróciła w pierwszej klasie liceum i można to uznać za moment przełomowy.

Andrzej Korytkowski – nowy trener i przyszły mąż 

Pod koniec nauki w szkole średniej poznała człowieka, który miał największy wpływ nie tylko na jej karierę sportową, ale i życie. Był nim trener biegania Andrzej Korytkowski. 

Nie robiłam minimum na MP juniorów młodszych. Gdy raz zostałam dokooptowana, to na dystansie 800 m zajęłam zaszczytne… ostatnie miejsce. Ówczesny trener nie dostrzegł u mnie predyspozycji do biegania przeszkód, przez co męczyłam się na dystansach 800 m i 1500 m. Zdałam maturę i planowałam rozpocząć studia polonistyczne w Białymstoku. Wyniki nie powalały, więc w głowie miałam myśl, że wraz ze startem roku akademickiego kończę z bieganiem – wspomina Korytkowska. 

Do kontynuowania kariery zachęcił ją właśnie Andrzej Korytkowski. – Andrzej mnie znał, bo kręcił się na stadionie ze swoimi zawodniczkami, które były mocniejsze ode mnie. Pewnego dnia zaproponował mi współpracę. Przedstawił swój pomysł na plan treningowy dla mnie. Powiedział mi: „Idź na studia, ale weź zaocznie wychowanie fizyczne. Dajmy sobie trzy miesiące. Popracujemy razem i będziesz miała podstawę, żeby zastanowić. Tak, żebyś miała alternatywę” – wspomina Justyna Korytkowska. 

Efekty przyszły zaskakująco szybko. Już po pierwszych miesiącach treningów uzyskała minimum mistrzostw Polski juniorów na dystansie 800 m i 1500 m oraz na 3000 m i 5000 m. 

To był dla mnie lekki szok. Nowy trener pokazał mi, jakie są moje biegowe predyspozycje. Nagle okazało się, że jestem typem długodystansowca i wytrzymałościowca. Poza tym Andrzej postawił mi na treningu płotki i przekonaliśmy się, że umiem je biegać. Ostatecznie porzuciłam studia polonistyczne, zostałam tylko przy wychowaniu fizycznym i zajęłam się spokojnym trenowaniem, co zaowocowało to znakomitymi wynikami – wspomina Korytkowska. 

Wkrótce okazało się, że Andrzej Korytkowski odegra wielką rolę również w jej życiu prywatnym. – Jest moim mężem, trenerem, mentorem i wzorem do naśladowania. W trudnych momentach kierował mnie na właściwy sposób myślenia. Widzę, jak bardzo się uzupełniamy i do siebie pasujemy. Miałam w życiu wielkie szczęście, że trafiłam na takiego człowieka. Gdyby nie on, nie byłoby dzisiaj lekkoatletki Justyny Korytkowskiej. Moje życie na pewno wyglądałoby zupełnie inaczej – zaznacza zawodniczka. 

Czternastokrotna medalistka mistrzostw Polski seniorów 

Dziś Justyna Korytkowska może pochwalić się bardzo długą listą sukcesów, bo w dorobku ma aż 14 medali mistrzostw Polski seniorów (jeden złoty, dwa srebrne i 11 brązowych). Startowała w takich konkurencjach jak biegi na 3000 m, 5000 m, 10 000 m, 5 km i 10 km, a także biegi na 3000 m z przeszkodami. 

Największą wartość ma dla niej złoty medal mistrzostw Polski w biegu na 5000 m, który wywalczyła w Szczecinie w 2014 r. – Jestem z niego najbardziej dumna. Byłam wtedy w znakomitej formie, która sprawiła, że dwa dni później zdobyłam też brązowy medal w biegu na 3000 m z przeszkodami. Pierwszy był dla mnie zaskoczeniem, a drugi stał się przypieczętowaniem wspaniałej formy – podkreśla Korytkowska. 

W 2014 r. Justyna Korytkowska pobiła liczący osiem lat rekord Polski w biegu godzinnym. Uzyskana przez nią odległość 16 397 m, która do dziś pozostaje najdłuższą, była o prawie 800 m większa od wyniku Ireny Sakowicz z 2006 r. To była wisienka na torcie na koniec sezonu.

W tym miejscu warto zaznaczyć, że w październiku 2015 r. Katarzyna Jankowska uzyskała w Białymstoku wynik o 53 m lepszy, ale nie został on ratyfikowany jako rekord Polski, bo zawody odbywały się poza kalendarzem PZLA. 

Rok 2014 Justyna Korytkowska uznaje za najlepszy w karierze. Oprócz pobicia rekordu Polski w biegu godzinnym to właśnie wtedy zdobyła aż pięć z czternastu medali mistrzostw Polski. W kolejnych latach miała problemy z kontuzjami (tzw. kolano biegacza w obu nogach, a także zerwanie więzadła przedniego krzyżowego).

Wygrana walka z rakiem 

W maju 2019 r., podczas pobytu na obozie treningowym w Szwajcarii, Justyna Korytkowska usłyszała od lekarzy, że jest chora na nietypowy rodzaj nowotworu – śluzak otrzewnej. To był szok. Zwłaszcza, że znajdowała się w znakomitej formie, a kilkanaście dni wcześniej, 28 kwietnia, wystartowała w mistrzostwach Polski na 10 km, bijąc w nich swój rekord życiowy. 

Na początku w ogóle to do mnie nie docierało. Odcięłam się od internetu, starając się uporać z tą wiadomością w towarzystwie męża i córki. To był dla nas bardzo duży cios. Dziś sytuacja jest już stabilna. Podobno z tego nie da się wyleczyć całkowicie. Oczywiście lekarze nie dają mi gwarancji, że nie będzie nawrotu. Najważniejsze jednak, że na chwilę obecną „jest czysto” – wspomina Justyna Korytkowska. 

Dobro wraca 

W październiku 2019 r. w Łomży zorganizowano „I Łomżyńską Milę Charytatywną – bieg dla Justyny Korytkowskiej”. Biegacze do pokonania mieli milę (1609 m), pół albo jedną czwartą mili. Frekwencja dopisała. W zawodach wzięło udział ponad pół tysiąca osób. 

To było niesamowite przeżycie. Byłam zaskoczona, że taki ogrom ludzi dołączył do inicjatywy. Pozwoliło mi to odetchnąć, bo wcześniej trochę się „kisiłam” nastawiona tylko na walkę o powrót do zdrowia i szukanie pomocy. Dostałam mnóstwo słów otuchy i wsparcie finansowe dzięki któremu mogłam kupić sprzęt do rehabilitacji, z którego korzystają fizjoterapeuci. Teraz zabieram go na każde zgrupowanie. Dzięki uzyskanym pieniądzom mam o wiele większą możliwość powrotu do sportu wyczynowego – wyjawia Korytkowska. 

Można powiedzieć, że dobro wraca, bo rok wcześniej Justyna Korytkowska wzięła udział w 4. PKO Biegu Charytatywnym w Łomży, będąc kapitanem drużyny „Korytkowska Team Łomża”, która zajęła czwarte miejsce w lokalnej klasyfikacji, uzyskując wynik 47 okrążeń plus 190 m. W tych samych zawodach drużyna jej męża Andrzeja Korytkowskiego ustanowiła nowy rekord PKO Biegu Charytatywnego, wykonując 54 okrążenia plus 290 m. 

W 2018 r. wracałam do biegania po ciąży. Bardzo zaangażowaliśmy się wtedy w PKO Bieg Charytatywny, wystawiając w Łomży kilka drużyn. Szliśmy pełną parą. Zawsze byliśmy blisko osób, które potrzebują wsparcia. W 2015 r. też się angażowałam w PKO Bieg Charytatywny i choć sama byłam kontuzjowana, to pomagałam w organizacji jako wolontariusz. Zawsze przyłączam się do takich akcji, bo wiem, że karma wraca – zaznacza Justyna Korytkowska. 

Powrót do biegania i plany na przyszłość 

Justynie Korytkowskiej bardzo zależało na tym, żeby po chorobie jak najszybciej wrócić do regularnych treningów. 

Lekarze powiedzieli mi, że mogę podjąć treningi, jak tylko rany się zagoją. Z życia trzeba czerpać garściami. Nie można rezygnować z tego, co się kocha. Bieganie jest dla mnie największą pasją. Gdyby ktoś powiedział mi „zostaw bieganie” to tak, jakby chciał zabrać mi najcenniejszy skarb. Nie wyobrażam sobie życia bez biegania i nawet gdy zakończę karierę, to pozostanę w sporcie jako trener – zapowiada Justyna Korytkowska. 

W obecnym sezonie chce przygotować się do startu w mistrzostwach Polski seniorów na dystansie 5000 m we Włocławku, które odbędą się pod koniec sierpnia. Z kolei 19 września planuje wystartować w mistrzostwach Polski w biegu na 10 000 m. Jej wielkim marzeniem pozostaje udział na igrzyskach olimpijskich. 

To byłoby uwieńczenie mojego treningu. Po igrzyskach mogłabym zakończyć karierę i już tylko bawić się w bieganie. Uprawiać ten sport dla zdrowia. Nie wiem, czy uda mi się to marzenie zrealizować, bo widzę, jak duże zniszczenia zostawiła we mnie choroba. Wiem jednak, że na pewno będę walczyć. Jeżeli nie uda się w Tokio w 2021 r., to pozostają jeszcze igrzyska w Paryżu w roku 2024. Nie będę jeszcze stuletnią babcią, więc liczę, że się uda – kończy. 

Marek Wiśniewski